Obudził ją przeszywający ból. Nie od razu otworzyła oczy, zamiast tego syknęła, zaciskając mocno powieki. Poczuła czyjś dotyk, chwilę później głos ojca:
- Córeczko, już wszystko dobrze - szepnął, wypełniając tymi słowami umysł Catherine. Dziewczyna niespiesznie otworzyła oczy i rozejrzała się po białej sali. Zamrugała kilka razy rejestrując, że nie jest w pomieszczeniu sama. Ojciec z trwogą na twarzy obserwował ją uważnie. Ściskając jej dłoń siedział tuż obok. Po drugiej stronie łóżka stała Polly. Z pięścią przyciśniętą do ust powstrzymywała kolejną falę łez.
- Gdzie jestem...? - wychrypiała, nie potrafiąc usiąść. Ojciec zauważył nieudane próby więc jednym gestem kazał jej leżeć.
- W szpitalu - odpowiedział, siląc się na spokój. - Miałaś... wypadek - dodał cicho. Wtedy Catherine przypomniało się wszystko. Boisko, mecz, faul i powodujący wymioty, okrutny ból. Skrzywiła się na samą myśl.
- Pamiętam... - mruknęła. - Wszystko mnie boli - dodała, znów się krzywiąc. Christopher rzucił Polly znaczące spojrzenie, więc ta skinęła głową i opuściła salę. Wtedy trener spojrzał ponownie na swoją córkę.
- Spokojnie. Polly poszła po lekarza, leki pewnie przestały działać.
- Tato, co to było? Dlaczego on...? - urwała, próbując poukładać myśli. Zerknęła na ojca, który był tak strapiony, że wyglądał o wiele starzej niż normalnie. Nie odpowiedział jej. Nie miał siły na to, by przekazywać jej tak straszne wieści. Zamiast tego ścisnął jej rękę. Catherine natychmiast domyśliła się, że ojciec nie chciał z nią rozmawiać o tym zajściu, więc jednym sprawnym ruchem zdjęła z siebie kołdrę. Wstrzymała oddech na widok gipsu, który ciągnął się na jej prawej nodze od palców stóp po początek uda. Otworzyła usta, by coś powiedzieć, ale komentarz nie nadszedł.
Zamiast tego w sali pojawił się lekarz przyprowadzony przez Polly. Podszedł i uśmiechnął się blado.
- Dzień dobry, panno Tornes. Jak się pani czuje?
- Jeśli mam być szczera, to fatalnie - przyznała szczerze, przykrywając kołdrą swoją nogę. Spojrzała z nadzieją na lekarza. - Co z moją nogą? - spytała. Lekarz przez chwilę milczał, uważnie obserwując pacjentkę. Po tym czasie rzucił szybkie spojrzenie zebranym.
- Czy mogę prosić państwa o wyjście? - spytał. Polly i Christopher bez słowa wykonali polecenie, co Catherine obserwowała ze zdumieniem. Gdy opuścili pomieszczenie, spojrzała przerażona na lekarza.
- Co z moją nogą? - powtórzyła, z większą dozą niepewności. Doktor podszedł bliżej i zajął stołeczek, który wcześniej zajmował pan Tornes.
- Złamanie kości wraz z zerwaniem ścięgna Achillesa - powiedział bez ogródek. Catherine miała wrażenie, że się przesłyszała. Nagle przestała myśleć o bólu, tępo obserwując lekarza. - Uraz zmusił nas do operacji, która rzecz jasna się powiodła.
- Doktorze... moja praca to sport. Jestem...
- Wiem, kim pani jest - powstrzymał ją spokojnym głosem. - Dlatego podwójnie mi przykro, że muszę przekazać pani te wieści. W najbliższym czasie może pani zapomnieć o boisku.
Te słowa sprawiły, że pod powiekami Catherine zebrały się łzy. Odgarnęła włosy z twarzy i przetarła ją dłońmi, nie wiedząc co począć z rękami. Zaczęła drżeć, nie rozumiejąc tej niesprawiedliwości. Dlaczego ona? Dlaczego padło akurat na nią? Komu zrobiła krzywdę, że los postanowił ją tak srogo ukarać?
Cath nie powstrzymała łez, które spłynęły po jej policzkach.
- Rokowania? - spytała cicho, nie patrząc na doktora.
- Jeśli będzie się pani systematycznie rehabilitować, rokowania są bardzo dobre. Gips musi pozostać na nodze przez okres około czterech do sześciu tygodni. Po jego zdjęciu szyna, bądź specjalny but, ze względu na zerwane ścięgna. Następnie skierujemy panią na rehabilitację, bez której nie wróci pani do pełnej sprawności.
- Doktorze, czy kiedykolwiek wrócę do piłki? - spytała, znajdując w sobie na tyle odwagi, by spojrzeć lekarzowi w oczy. Jego wzrok wyrażał więcej, niż słowa, przez co Catherine zacisnęła zęby ze wściekłości.
- Możliwość jest zawsze, ale na pewno nie w najbliższym okresie.
- Więc kiedy?
- To wszystko zależy od przebiegu rehabilitacji, pani zaangażowania i...
- Doktorze... kiedy? - przerwała mu z naciskiem, nie chcąc słuchać głupich tekstów o nadziei i woli walki. Lekarz na chwilę uciekł wzrokiem, by potem ze smutkiem spojrzeć na swoją pacjentkę.
- Stawiałbym na minimum rok - oznajmił. Catherine powoli pokiwała głową. Wyglądała na spokojną, mimo to w jej głowie szalała burza. Posypały się marzenia, miłość do sportu musiała zejść na dalszy plan, bo jakiś baran niefortunnie ją sfaulował.
- Za jakie grzechy? - jęknęła, chowając twarz w dłoniach. Lekarz niezręcznie poklepał ją po ramieniu.
- Panno Tornes, wszystko się ułoży, zapewniam - powiedział. Dziewczyna skinęła głową, choć miała ochotę wykrzyczeć mu w twarz, że nic się nie ułoży. Miała teraz z ławki obserwować grę dziewczyn? Miała zrezygnować z codziennych ćwiczeń i treningów? Miała pozbawić się źródła utrzymania i radości z wykonywania sportu? Te myśli sprawiały, że miała ochotę umrzeć.
Lekarz jeszcze coś mówił, ale Catherine się odcięła. Później wyszedł, a w jego miejsce pojawili się ojciec i przyjaciółka, ale ich również nie słuchała. Myślami była bardzo daleko. Zadawała sobie wciąż to samo pytanie: dlaczego ona?
CZYTASZ
Poza boiskiem
ChickLitCatherine jest odnoszącą sukcesy piłkarką. Talent odziedziczyła po bracie, który zginął w wypadku. Dziewczyna ciężko znosi stratę ale stara się trzymać i skupić na zbliżających się igrzyskach. Krótko przed zawodami poznaje kapitana jednej z najlepsz...