Rozdział 21 - Nie rób jej nadziei

154 18 0
                                    

Mijały dni, tygodnie, miesiące. Na dobre rozpoczął się październik, witając mieszkańców Chicago zadziwiającym chłodem. Mimo niesprzyjającej pogody praca nad nogą kontuzjowanej nie ustawała. Mason bezustannie był przy Catherine na jej rehabilitacjach. Zajmował czas, gdy miała ewidentnie gorszy dzień ale też zajmował ją, gdy się uśmiechała. Często zabierał ją na treningi drużyny czy na mecze towarzyskie, na których Catherine świeciły się oczy z radości. Stałym przystankiem był też oczywiście cmentarz, gdzie odwiedzała mamę i brata. Z zadziwiającą swobodą przyjęła fakt, że Polly odzywała się do niej coraz mniej a jak już to robiła, to pytała tylko o jej zdrowie. Szerokim łukiem omijała temat Masona, choć Catherine w głębi duszy czuła, że prędzej czy później będzie musiała z przyjaciółką poruszyć ten temat.
Rehabilitacje szły różnie; mimo że na początku Tornes była pełna siły i zapału, przyszedł moment, w którym pojawiły się łzy, niemoc i wyczerpanie.
To był jeden z takich dni.
- Nie dam rady – jęknęła przez łzy, które skutecznie utrudniały jej widzenie białego sufitu. – Za bardzo boli, skończmy już – poprosiła. Kyle klęczał obok leżącej na macie dziewczyny, trzymając jej nogę, żeby się nie wyrwała. Spojrzał na nią karcącym wzrokiem.
- Za nami dopiero połowa, Catherine – przypomniał. Piłkarka gwałtownie pokręciła przecząco głową.
- Nie chcę już – jęknęła.
- A chcesz wrócić na boisko? Czy nie zależy ci na powrocie do pełnej sprawności? – zapytał srogo. Cath zapłakała cicho, przykładając dłoń do ust.
- Oczywiście, że mi zależy. Gdyby mi nie zależało, to nie leżałabym tu teraz! – zawołała i przeniosła na niego zrezygnowane spojrzenie. – Ale dziś już mam dość.
- Catherine, jesteśmy w połowie serii – oznajmił spokojnie Kyle. – Dojdźmy do końca.
- Nie mam już siły! – krzyknęła. – Gówno dają te rehabilitacje! Tyle czasu tu spędzam a wciąż nie mogę normalnie chodzić. Koniec na dziś! – Złość sprawiła, że bez problemu wyrwała nogę z uścisku niespodziewającego się tego Kyle'a. Rehabilitant westchnął głośno, obserwując jej zaciętą minę. Nie miał zamiaru odpuścić, już nie raz radził sobie z jej protestem. Tym razem jednak jej upór był zbyt mocny. Kyle musiał wyciągnąć asa z rękawa – wyszedł na korytarz i rozejrzał się po nim. Mason przechadzał się tam i z powrotem z nieobecnym wzrokiem.
- Mason, możesz podejść? – spytał, przywołując chłopaka ręką. Bennett natychmiast zjawił się przy rehabilitancie, który wyszedł na korytarz i zamknął za sobą drzwi. Następnie spojrzał na piłkarza z trwogą. – Mamy problem.
- Jaki?
- Bunt.
- Czyli nic nowego – wzruszył ramionami.
- Tak ale pierwszy taki, z którym nie mogę sobie poradzić i czuję, że tobie się to uda. Mogę na ciebie liczyć? – Kyle spojrzał na niego z nadzieją licząc, że Mason coś wskóra. Wood nie był ślepy. To piłkarz codziennie ją tu przywoził i czekał cierpliwie, będąc dla niej nieocenionym wsparciem. Jak dla niego było to coś więcej niż przyjaźń, bo niewidzialna nić stworzona między tymi dwojga była dla niego wręcz namacalna. Ale on tu był od rehabilitacji Catherine a nie od określania relacji międzyludzkich.
Mason marszcząc bojowo brwi kiwnął głową. Wood widząc jego gotowość, otworzył drzwi sali i wpuścił go pierwszego. Catherine właśnie zbierała się do wyjścia, pakując swoją torbę i w pośpiechu ubierając bluzę.
Kyle zamknął drzwi i stanął przy nich, nie chcąc wchodzić w ten huragan. Tego podjął się drugi mężczyzna w pomieszczeniu; Mason ostrożnie podszedł do dziewczyny, która gwałtownie wciskała ręcznik w torbę.
- Cath, wojowniczko – zagadnął cicho, przyciągając jej pełen niezadowolenia wzrok. Gdy na niego spojrzała, uśmiechnął się pocieszająco. – Gdzie się zbierasz? Podobno jeszcze nie skończyliście.
- Ja skończyłam – odpowiedziała z naciskiem i już chciała wyjść. Bennett doszedł wtedy do wniosku, że po dobroci się nie uda. Chwycił mocno jej nadgarstek powstrzymując przed wyjściem z pomieszczenia. Ona znów spojrzała na niego, jednak tym razem z nieskrywanym gniewem. – Puszczaj – wysyczała.
- Zmiany są cholernie trudne. Wywołują strach i niepewność. Ale jeśli chcesz czegoś lepszego, musisz mieć odwagę. – Cytując ją, słowo w słowo, czuł podskórnie, że powinno to pomóc. I nie pomylił się. Z twarzy Catherine natychmiast zniknęła złość. W jej miejsce pojawiło się zdziwienie, szeroko otwarte oczy i coś w rodzaju bezsilności. – To twoje słowa, Catherine – przypomniał, gdy milczała. – Ja osobiście dodałbym coś jeszcze. Poza odwagą musisz mieć też siłę. Pokłady mnóstwa siły, które pomogą ci przejść przez drogę wprost do wymarzonego, lepszego życia. Nie poddawaj się tak łatwo, Cathy, proszę cię – dosłownie wyszeptał ostatnie zdanie widząc, jak dziewczyna zaciska zęby żeby powstrzymać łzy, które pojawiły się znikąd.
- Nie mam tej siły, Mason. Nie mam odwagi, woli walki – szepnęła tak cichutko, że usłyszał ją tylko on. – Czuję się nieskończenie zmęczona i bezsilna. Mam ochotę pójść spać i nie wstawać przez najbliższe dwa dni – wyznała. Korzystając z tego, że zaczęła się łamać, Bennett chwycił obie jej dłonie i ścisnąwszy je mocno, spojrzał uważnie w jej oczy.
- Jesteś znacznie odważniejsza, niż sądzisz, silniejsza, niż ci się wydaje i mądrzejsza, niż przypuszczasz – powiedział, co wywołało drżenie jej głosu.
- Mason...
- Chcesz wrócić na boisko? – spytał. Po jej policzku spłynęła łza na wspomnienie siebie na murawie. Tak dawno tego nie robiła, że zdążyła o tym zapomnieć.
- Oczywiście, że chcę.
- Więc nie zapominaj, po co ten cały wysiłek. Nie zapominaj, po co to wszystko robisz, Cath. Wszystko co teraz robisz, zaprocentuje. Tylko od ciebie zależy w jak szybkim czasie.
Catherine patrzyła na niego ze skrywanym zainteresowaniem. Kiedy stał się jej tak bliski, że potrafił przełamać barierę, którą zbudowała wraz z niemocą, bólem i frustracją? Jakim cudem Mason Bennett potrafił dotrzeć do wnętrza jej serca? Do najciemniejszych zakamarków umysłu, do których nawet ona nie potrafiła dotrzeć?
- Nie dam rady – mruknęła, spuszczając głowę. Mason natychmiast chwycił jej podbródek i uniósł jej twarz, uśmiechając się do niej.
- Oczywiście, że dasz – zapewnił. – Kto, jak nie ty? Najsilniejsza kobieta na świecie nie rezygnuje. A ja będę przy tobie, gdy zabraknie ci sił. Obiecuję. Tylko proszę, nie poddawaj się.
Znowu zapadła cisza, podczas której Catherine obserwowała go z uwagą. Nie mogła jednoznacznie określić swoich uczuć, ale czuła, że zawdzięczała mu bardzo wiele. Nie musiał, a był przy niej. Nie musiał, a przekonał ją. I wszystko było tak cholernie skuteczne, że była zaskoczona tym wpływem.
Tornes niezauważalnie pokiwała głową, po czym chwyciła zamek błyskawiczny bluzy i zerknęła na swojego rehabilitanta.
- Skończmy to, Kyle – mruknęła, rozpinając bluzę. Nie uraczyła go już spojrzeniem. Zamiast tego odłożyła bluzę i usiadła na macie. Wood obserwował to wszystko z boku i, mimo że nie słyszał całej rozmowy, był pod ogromnym wrażeniem wpływu, jaki Mason miał na Catherine.
Podszedł i z wdzięcznością położył mu dłoń na ramieniu.
- Dziękuję – szepnął, na co Bennett wzruszył ramionami z dumnym uśmiechem.
- Drobnostka.
- Wcale nie. To niebywałe, jak potrafisz do niej dotrzeć.
- To nic trudnego, gdy się ją zna. Jej pragnienia, marzenia, wszystko inne – powiedział, zerkając na nią. Wtedy zdał sobie sprawę, że naprawdę ją znał. Obserwował ją każdego dnia. Obserwował radość, złość, bezsilność. Wiedział, co sprawiało jej przyjemność, co ją irytowało, co wywoływało uśmiech na twarzy, co denerwowało tak, że była gotowa krzyczeć, co napawało ją nadzieją. Wszystko wiedział.
- Czas leci – odezwała się Cath z naciskiem, z niecierpliwością stukając palcami o podłogę. Kyle i Mason wymienili znaczące spojrzenia, po czym rehabilitant przystąpił do ostatniej części ćwiczeń, a Bennett cichutko wymknął się z sali. Gdy tylko znalazł się na korytarzu, zadzwonił mu telefon. Zbladł, spostrzegając na ekranie nazwisko swojego dawnego selekcjonera. Wahał się tylko przez chwilę.
- Dzień dobry, trenerze – przywitał się.
- Cześć, Bennett. Możemy się spotkać? – spytał, od razu przechodząc do rzeczy, co na moment zbiło piłkarza z tropu.
- Oczywiście. W jakiej sprawie?
- W sprawie mojej córki – odpowiedział. Jego głos był zimny i stanowczy do tego stopnia, że Mason przełknął ciężko ślinę. Przez głowę przeszła mu nawet myśl, że może zrobił coś złego? Ale nic nie mógł sobie przypomnieć, był grzeczny.
- Gdzie i kiedy?
- Popołudniu, około czwartej. Namiary wyślę ci SMSem, może być?
- Oczywiście, będę czekał – przytaknął.
- Świetnie. Do zobaczenia – Christopher rzucił suche pożegnanie i rozłączył się. Mason, zaskoczony tą sytuacją, jeszcze przez chwilę trzymał telefon przy uchu. Potem spojrzał na niego zdziwiony. W jego głowie rodziło się pytanie, czego chciał od niego były trener?
Pojawiający się nagle stres i niewiedza zniknęły, gdy tylko Catherine wyszła z sali. Mason natychmiast uśmiechnął się na widok jej zmęczonej twarzy.
- Dałam radę – burknęła, podchodząc do niego i ledwo podnosząc kulę. Bennett rozłożył zapraszająco ramiona i przytulił ją mocno, gdy znalazła się przed nim.
- Nie było innej opcji, wojowniczko.
- Dziękuję ci, Mason – szepnęła, tuląc się do jego piersi. Odsunął lekko głowę i spojrzał na nią z góry, ale dziewczyna twardo patrzyła przed siebie, nie chcąc patrzeć mu w oczy.
- Za co? – spytał.
- Za wszystko, co dla mnie robisz, a wcale nie musisz.
- Obiecałem, że będę z tobą do końca twojej drogi. Będę patrzył jak stawiasz pierwsze, pewne kroki i z jaką radością wykonujesz pierwszy od dawna, upragniony strzał na bramkę – oznajmił, szczerząc zęby. Dopiero po tym wyznaniu Catherine uniosła głowę, by spojrzeć na niego z politowaniem.
- Poczułam się jak małe dziecko – bąknęła niezadowolona.
- Kiedy ja naprawdę tak uważam – zaśmiał się. – Ciebie to nie ciekawi? Tak wiele czasu w gipsie i jeszcze więcej w śmiesznym bucie, którego nie możesz ściągnąć nawet do spania.
- Kyle powiedział, że za parę dni będę mogła – zaznaczyła.
- Sukces. A wyobraź sobie, że pozbywasz się go na zawsze, odrzucasz kule i możesz iść, gdzie dusza zapragnie. Po tak długim czasie – powiedział z entuzjazmem. Catherine zawiesiła wzrok gdzieś przed sobą, wyobrażając sobie to wszystko, o czym mówił. To był wspaniały widok. Możliwość nieograniczonego ruchu, możliwość wyjścia na boisko, możliwość wykonania treningu. Uśmiechnęła się do siebie samej.
- Jesteś blisko osiągnięcia tego celu, Cath. Tylko musisz mieć odwagę. I siłę.
- Ty mi ją dajesz, Mason – przyznała szczerze, przenosząc na niego wzrok. – I prawdę mówiąc nigdy nie sądziłam, że to powiem – dodała, śmiejąc się.
- Życie bywa przewrotne.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo...

Poza boiskiemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz