Rozdział 1

101 5 1
                                    

Siedziałam do północy na dachu budynku i myślałam o moim całym życiu. Gdzieś o godzinie 10 zadzwoniła moja matka że mam wracać do domu bo babcia zasłabła i mam zaopiekować się młodszą siostrą. Nie podobała mi się wizja spędzenia kolejnego dnia w tym cholernym domu. Wolałabym już pójść na jakąś imprezę. Ale no cóż.

W domu zastałam całą roztrzęsioną Haile. Zaczęłam pocieszać moją siostrę bo ta zachowywała się jakby miały już nigdy nie wrócić. Aby odgonić jej myśli od matki postanowiłam obejrzeć z nią jakieś filmy.

W trakcie oglądania 3 części "Krzyku" ( swoją drogą polecam obejrzeć) Hailie zasnęła. Ja natomiast postanowiłam poczekać aż matka wróci i znowu zniknąć na tydzień tak jak to miałam w zwyczaju. Najczęściej podczas takiego tygodnia imprezowałam, a gdy demony przeszłości powracają zaszywam się na dachach jakiś starych budynków. Po dotarciu do 5 części postanowiłam się zdrzemnąć.

••••

Rano obudził mnie przeraźliwy krzyk Hailie. Szybko zerwałam się na równe nogi a to co ujrzałam prawie zwaliło mnie z nóg. Mianowicie zobaczyłam dwóch policjantów którzy najprawdopodobniej przyszli po mnie. Wszelkie wątpliwości rozwiały się gdy jeden policjant oznajmił mi że moja mama i babcia miały wypadek samochodowy a dokładniej wjechał w nie pijany kierowca. Przez dosłownie 5 minut myślałam że trafię do domu dziecka ale okazało że mamy rodzeństwo. A dokładniej 5 braci. Vincent Monet miał być naszym prawnym opiekunem. Do naszego domu nagle weszło kilku ludzi z opieki społecznej i pomogli nam się spakować. Ja spakowałam się w jedną walizę bo walizką tego nie można było nazwać i torbę a oprócz tego miałam torebkę z rzeczami do samolotu. Hailie natomiast miała spakowane swoje rzeczy w dwie normalnej wielkości walizki i dwie torby z czego jedna była do samolotu. Po spakowaniu omówiłam z opieką społeczną szczegóły pogrzebu, a następnie lotu. Wstępne ustalenia były takie że ja nie zjawię się na pogrzebie bo mam wtedy wizytę "u lekarza" która jest bardzo ważna.

••••

Była godzina 19 a ja stałam przed lustrem i szykowałam się do wyjścia do klubu. Kończyłam właśnie makijaż który składał się z niebanalnych kresek , pomalowanych ust i rzęs oraz rozświetlacza.

Ubrana byłam w czerwoną, obcisłą sukienkę bez ramiączek do połowy ud. Na nogach miałam tego samego koloru szpilki i cieliste rajstopy. Z racji że była powoli jesień to na wierzch ubrałam skórzaną kurtkę.

Wyszłam jak najciszej z domu i zamówiłam taksówkę. Taksówkarz patrzał na mnie obleśnym spojrzeniem i w tamtym momencie cieszyłam się że wybrałam sobie klub dość niedaleko od mojego domu. Po 10 minutach znajdowałam się pod klubem o nazwie Poison którego szyld aż raził w oczy. Gdy zapłaciłam taksówkarzowi ustawiłam się w dość długiej kolejce. Ku mojemu zdziwieniu kolejka szła w miarę sprawnie i już po 5 minutach byłam w środku. Pierwsze co postanowiłam zrobić to zamówić sobie drinki.

-Co dla pięknej damy?

Zapytał barman gdy tylko znalazłam się na wysokim taborecie przy barze.

-Dla mnie szklanka wódki z cytryną

Odpowiedziałam pewnie. Moja pewność zaczeła się zmniejszać gdy barman spojrzał na mnie podejrzliwym spojrzeniem.

- Mogę zobaczyć twój dowód?

Zadał w końcu pytanie które znam z każdego klubu. W tym momencie zaczyna się moja gra.

- Jasne daj mi chwilę

Mówię po czym sięgam do kieszeni i dla tego teatrzyku udaje zaskoczoną a potem udaje że przetrzepuje kieszenie w celu znalezienia czegoś czego nie posiadam. Na dodatek dodaję przekleństwo.

- Yy... tak się stało że akurat dzisiaj go zapomniałam. Da się bez?

Użyłam mojego standardowego tekstu. Po nim zawsze barmani sprzedają mi drinki i różne alkohole. Nim barman zdążył coś odpowiedzieć dosiadł się do mnie wysoki raczej młody mężczyzna.

-Poproszę dwie szklanki czystej z cytryną. I proszę dać je tej dziewczynie.

Odezwał się po czym odszedł.

Potem dostawałam już bez problemu alkohol i piłam go na zmianę z tańczeniem. W taki oto sposób byłam w klubie aż do 10 nad ranem. Potem postanowiłam wrócić do domu i przygotować się do lotu który miał odbyć się za 30 minut.

••••

( Nie będę opisywać lotu więc przenosimy się do lądowania)

Obudziła mnie Hailie z informacją że lądujemy. Miałam okropnego kaca więc wiedziałam że odprawa będzie ciężka. Na moje szczęście nie było żadnych komplikacji. Jeszcze lepszą informacją było to, że do Hailie przyszła wiadomość w której to nasz jeden z braci, a było ich pięciu, napisał że czeka obok apteki.

Razem z Hailie udałyśmy się pod wskazane miejsce.
Po chwili stania ktoś wypowiedział nasze imiona. Był to bardzo wysoki młody mężczyzna, który musiał być naszym bratem.

- Hej jestem Will. Wasz opiekun prawny Vincent nie mógł was odebrać, ale przyzwyczaicie  się.

- Eee.....Will czy mogłabym pójść szybko do apteki?

Zapytałam. Wiedziałam że jeśli zaraz nie wezmę czegoś przeciwwymiotnego to zaraz tam zwymiotuje.

- Jasne, masz za co kupić te leki?

Byłam zdziwiona tym że chciał dać mi pieniądze na leki ale uważałam że to nawet miłe z jego strony.

-Tak

Odpowiedziałam trochę ostro i jak najszybciej przeszłam do małej apteki. W środku zakupiłam wszystkie potrzebne leki takie jak przeciwbólowe, nasenne, na uspokojenie i jeszcze witaminy jakby moje problemy ze zdrowiem powróciły. Po tych krótkich zakupach wróciłam do Willa i Hailie którzy śmiali się z jakiegoś żartu. Will po upewnieniu się że mamy wszystko zaprowadził nas do czarnego Jeepa. Po włożeniu walizek Hailie usiadła z przodu a ja z tyłu. Przez moją zarwaną noc od razu zasnęłam.

Rodzina monet ~ ta gorsza siostra Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz