Dzień jak co dzień, zwyczajna służba szefa policji w jego biurze. Obecnie przeprowadza poważną rozmowę z swoją siostrą, Hannah.
-Hannah, wiesz że będę musiał cię wyrzucić?-zapytał szatyn, obracając się nerwowo na krześle.
-Wiem, bracie. Zrób to, jeśli musisz. I jeśli uważasz to za słuszne.-odpowiedziała dziewczyna ze spokojem.
-Przykro mi, muszę cię- zaczął Gregory póki nie przerwał mu dzwonek jego telefonu, na którym od razu pojawiło się połączenie od Arii Carter.-Przepraszam, muszę odebrać.-Montanha szybko chwycił za telefon i odebrał połączenie, wstając z krzesła wpatrując się w miasto. Nie był pewien, dlaczego Aria dzwoni. Może to ma związek z Erwinem i jego zniknięciem? Nie miał czasu na zastanowienie, a z tego wyrwała go rudowłosa.
-Grzesiu, potrzebuje cię jak najszybciej na szpitalu.-wyrzuciła jak z karabinu.
-O co kurwa chodzi, Carter?-
-Twój były mąż u nas jest.-na te słowa szybko zbladł i od razu spojrzał na swoją siostrę, która wydawała się być przejęta bratem.-Nie chce się zgodzić na leczenie.-
-Co się stało, do cholery?-spytał nie zauważając, że Hannah przytula go od boku.
-Wszystko powiem ci na miejscu, czekamy z Matthewem.-odpowiedziała rozłączając się.Gregory wyjaśnił młodszej Monthanie sytuacje i od razu zszedł do policyjnego garażu. Wyciągnął swoją czerwoną Corvettę C8 do której po chwili wsiadł i odpalił silnik. Wyjechał z komendy włączając bomby i ruszył w stronę szpitala przekraczając limit prędkości.
Po chwili znalazł się pod szpitalem. Zaparkował pod nim i wszedł nerwowo do budynku. Od razu zaczął się szybko rozglądać za Endem i Carter. Po chwili ich zobaczył, i od razu ruszył w ich kierunku.
-Co z nim? Błagam, powiedzcie, że to nic poważnego.-wyrzucił szybko szatyn.
-Strasznie jest osłabiony, zemdlał najprawdopodobniej z przemęczenia. Tylko tyle obecnie wiemy od Heidi.-zaczął Matthew.
-Cholera.-
-Nie chce pozwolić na szycie rany, która jest dosyć głęboka.-dodała Aria wzdychając.
-Że co? Jakie kurwa szycie?-zapytał po czym usiadł. Zrobiło mu się dosyć słabo po tym co usłyszał.
-Mdlejąc rozbił sobie głowę-wyjaśniła.-Potrzebujemy, abyś się na to zgodził i go przekonał do zgody na szycie.-
-W porządku, spróbuję go do tego przekonać.-odpowiedział ciężko oddychając.Powoli wstał z krzesełka i całą trójką ruszyli w stronę pojedynczej sali szpitalnej. Aria tylko uśmiechnęła się i pozwoliła wejść Monthanie. Starszy chwycił za klamkę trzęsącą się ręką, od razu widząc swojego ukochanego. Siwowłosy spojrzał na otwierające się drzwi sali, a gdy tylko zobaczył mężczyznę słabo się uśmiechnął.
-Ty kurwo, jebana tępa, siwa pało. Martwiłem się o ciebie do cholery.-zaczął, siadając przy łóżku na którym leżał pastor.
-Słońce, nie panikuj.-odparł ze spokojem.-Jak mam kurwa nie panikować? Do chuja jebanego wafla, przemęczyłeś się a do tego masz rozjebany łeb!-krzyknął w stresie.
-Nic mi nie jest, wyjdę stąd dzisiaj.-
-Nie, pastorku. Nie wyjdziesz stąd dzisiaj. Chyba, że pozwolisz na zszycie rany.-przekonywał go Gregory
-Nie poz-
-Pozwolisz. Zabiorę cię na randkę, jeśli na to pozwolisz-przerwał mu.
-W porządku.-Grzegorz wyszedł szybko z sali aby znaleść Matthewa i poinformować go, że Knuckles jest gotowy. Rozejrzał się i od razu ujrzał medyka. Powiedział mu, że się udało, a on od razu zabrał Erwina na inną salę.
-Matthew, pozwolisz mu być ze mną?-zapytał pastor.
-Oczywiście, Erwinie.-uśmiechnął się do niego delikatnie.Erwin musnął swoją dłonią rękę Monthany, który usiadł obok niego. End od razu zaczął przygotowywać się do zabiegu, który po chwili zaczął. Nie minęła chwila, a siwy momentalnie złapał Grześka za rękę. Gdy tylko czuł ból, ściskał jego rękę, na co szatyn go uspokajał.
----
-W porządku, skończyliśmy.-rzekł szarowłosy.-Zostawię was na chwilę samych.-
Po tych słowach Monthana nachylił się nad Erwinem, delikatnie go całując. Po chwili oderwali swoje usta.
-Ale ty jesteś, kurwa, głupi.-oznajmił starszy, trzymając go za rękę.
-Wiem, dlatego mnie kochasz-zaśmiał się, całując go dalej.
CZYTASZ
𝐮𝐧𝐭𝐢𝐥 𝐝𝐚𝐰𝐧; 𝐨𝐧𝐞𝐬𝐡𝐨𝐭 | 𝟓𝐜𝐢𝐭𝐲 | 𝐦𝐨𝐫𝐰𝐢𝐧
Fanfiction-Ty kurwo, jebana tępa, siwa pało. Martwiłem się o ciebie do cholery.-zaczął, siadając przy łóżku na którym leżał pastor. -Słońce, nie panikuj.-odparł ze spokojem. -Jak mam kurwa nie panikować? Do chuja jebanego wafla, przemęczyłeś się a do tego mas...