Miłość. Tyle piosenek, tyle stron zapisanych i klatek nagranych. Tyle reklam, tyle gadania i obijania się o chmury, a wciąż przez ubytki przebija się światło z niskowoltowej żarówki. Miłość to plastelina. Ta kolorowa, lekko gumowa, brudząca masa. Nic. Z czego można stworzyć setki kształtów. Wystarczy najsłabsze, przypadkowe zaciśnięcie dłoni. I już jest inna. W sekund kilka, co nawet nie trwa dwa oddechy. To bez znaczenia, czy jest mokra, rozdarta na drobinki, z dodatkiem koralików, zlepiona z trzech kolorów. To bez znaczenia, bo przecież niezmiennie jest tą samą masą, po prostu pod inną postacią. Kiedy zaczynasz formować z jednej części kulkę, a z drugiej nogę to oznacza, że plastelina przestaje być plasteliną? Raz możesz ulepić z niej lalkę, raz możesz ulepić z niej bałwana, raz możesz ulepić z niej pieska, a raz możesz ulepić z niej nawet nos dla Voldemorta. Niezależnie od tego, jaką przyjmie postać, czy będzie jej mniej lub więcej, dalej pozostanie tym, czym będzie wiecznie.
Kiedy jest miłość? – zapyta Cię kiedyś ktoś.
Odpowiedz mu tak:
Pani babcia przyszła do lekarza, skarżąc się na nieustający ból w krzyżu. Patrząc, jak młody wypisuje receptę odezwała się niepewnie:
- Wczoraj wstałam o 6.00 i poszłam na Kleparz. Miałam zamówiony ser od tej Góralki, co siedzi blisko wejścia. Powiem Panu, że policzyła mi nawet mniej niż wcześniej mówiła, więc poszłam jeszcze do Pani Halinki po trochę suszonych bananów. Lubię sobie tak czasem przegryźć, jak puszczę wieczorem telewizor. Niech Pan sobie spróbuje, jak Pan nigdy nie jadł, bo pyszne i zdrowe, nie jak te chipsy i chrupki, co Ci młodzi bez przerwy jedzą.
Może miał nieco ponad trzydzieści lat. Może miał żonę. Może miał dzieci. Może był samotny. Uniósł wzrok, podając jej receptę. Wydawało jej się, że zaraz sięgnie po następną kartę, ale się myliła:
- Jadłem ze dwa razy. Średnio mi podeszły, wolę morele, jeśli już. A chrupanie przeszkadza mi podczas oglądania.
Uśmiechnął się lekko, gdy to powiedział.
- A odgłos ciumkania Panu nie przeszkadza? – zapytała z przekąsem kobieta.
Roześmiał się głośno, ale na krótko. Jakby nagle uświadomił sobie, że przecież jest w pracy.
- Dziękuję, Panie Doktorze. Do widzenia – rzekła jednym tchem.
Dwanaście tygodni później:
- Przepraszam Panie Danielu, zapodziałam gdzieś receptę. Nigdzie nie mogę jej znaleźć. Chyba wypadła mi gdzieś na ulicy, może jak szukałam portfela.
- Powiem Pani szczerze, że nie spotkałem jeszcze większego pechowca. Dwanaście razy z rzędu zgubić receptę, no naprawdę...
- Aż mi wstyd po prostu. Teraz już schowam do portfela.
- Niech Pani lepiej nie chowa, bo jeszcze portfel Pani zgubi.
Roześmiali się oboje.
- A jak było na koncercie w sobotę? – zapytała z wyraźnym skupieniem.
- Super, bardzo mi tego brakowało, chyba nawet nie przypuszczałem, jak bardzo. Zagrali kilka utworów z nowej płyty i dorzucili dwa stare, ale wie Panie, takie co nigdy się nie zestarzeją – mówił z nieskrywaną satysfakcją.
- Wyjeżdża Pan w najbliższy weekend do domu?
- Tak planuję. Już długo nie odwiedzałem mamy, a ostatnio jeszcze mi przebąknęła o jakiejś uszczelce w łazience, więc wolę jej w tym pomóc. A Pani też mi w zeszłym tygodniu coś wspominała o synu. Kiedy Pani do niego jedzie?
CZYTASZ
Miłość
Short StorySamotna starsza kobieta codziennie odwiedzająca cmentarz. Młody, ambitny lekarz. Bardziej empatyczny niż by przypuszczała. Przypadkowa wizyta. Nić porozumienia. Nić przyjaźni. Nić miłości. Opowiadanie bierze udział w konkursie "Krople wśród deszczu".