Jim uwielbiał taekwondo. Praktycznie, gdy tylko je zobaczył. Nic dziwnego, w Korei to popularny sport, a nasz syn był dorastającym chłopcem. Nie chciał odstawać od reszty.
Wiem, że gdybyś go zobaczył... Z pewnością rozpierałaby cię duma. Tak jak mnie, za każdym razem.
Weszłam do salki i ukłoniłam się trenerowi. Nasz syn był już w szatni, lecz pan Lee wiele mi opowiedział. Pochwalił Jima i zdradził, że ma szanse zajść daleko. Jedynie potrzebuje naszego wsparcia.
Zauważyłam go po chwili. Wybiegł z szatni, a jego twarz ozdabiał szeroki uśmiech.
— Mamo! — zawołał — Nie uwierzysz!
Popatrzyłam na syna, a później wyciągnęłam do niego dłoń. Chłopiec chwycił ją i pociągnął w swoją stronę
— Opowiesz mi w drodze do domu — odpowiedziałam.
— No dobrze — westchnął zrezygnowany Jim.
Patrzyłam na jego twarz, która była tak łudząco do ciebie podobna.
— Może pójdziemy na lody?
Nie mogłam nie zrobić mu ten przyjemności. Zwłaszcza że miał dobre oceny, był bystry i utalentowany.
Całą drogę do lodziarni, Jim opowiadał co się dzisiaj działo. Chłopiec był niezwykle podniecony.
— Bawet był Pan Bonsai! — zapiszczał radośnie.
Znieruchomiałam. Popatrzyłam na naszego syna i zamrugałam oczami. Kolejny raz pojawił się nieznajomy facet i zaczął z nim rozmawiać.
— Naprawdę?
Byłam trochę zaskoczona i przez ułamek sekundy zaczęłam myśleć, czy mężczyzna nie śledzi naszego dziecka?
— Pokazał mi kilka cennych trików — dodał radośnie. — Na pewno byś go polubiła mamo.
Podniosłam kącik ust do góry i zaparkowałam przed lokalem. Wyszliśmy z samochodu, a Jim ciągle mówił o nieznajomym.
— Obok w sali miała próbę grupa muzyków — powiedział. — Gdybyś ich zobaczyła! Byli czadowi!. Wyglądali bardzo znajomo.
— Pewnie zapamiętałeś ich z telewizji.
Wyszliśmy z samochodu i skierowaliśmy w stronę cukierni. Była ona najlepsza w całym mieście. Nawet w Seulu nie jadłam tak dobrych lodów.
Zamówiliśmy swoje porcie. Jim wybrał truskawkowe — twoje ulubione. Najwidoczniej w tym też byliście identyczni. Ja postawiłam na klasykę i smak wanilii.
Po posiłku wróciliśmy do domu, a syn ciągle fundował mi jakieś informacje o Panu Bonsai. Był nim zachwycony i przez moment zaczęłam się zastanawiać, czy przypadkiem Jim nie wyobraził sobie za dużo. A może nie istnieje taki mężczyzna? Może to tylko wytwór jego wyobraźni. W końcu nasz syn nie miał nikogo prócz mnie.
Jim odłożył torbę i skierował się do pokoju. Musiał odrobić lekcję, a ja nastawiłam pranie. Wieczorem obejrzeliśmy jakiś film, a potem chłopiec zasnął na kanapie. Wzięłam go na ręce i zaniosłam do pokoju. Był taki ciężki.
Lecz poczułam nutkę nostalgii. Kiedy pierwszy raz chwyciłam go w objęcia. Gdy nic innego się nie liczyło. Tylko nasz syn. Malutki. Noworodek. Spokojny.
Kładąc go w pościeli, przejechałam opuszkiem po jego twarzy. Miał twoje rysy i pyzate policzki. Wyglądaliście jak dwie krople wody. Zanotowałam to szczególnie, gdy Jim pogrążony był w śnie.
A potem zamknęłam drzwi pokoju i udałam się do łazienki.
Wzięłam odprężający prysznic. Przez dłuższą chwilę myślałam o wszystkim. Nieproszone wspomnienia wtargnęły wraz z gorącą wodą. Zamknęłam oczy, widząc twoją twarz. Tak bardzo chciałam, abyś tu w końcu z nami był.
Pamiętałam nasze kąpiele. Gdy przytulona do twojej klatki piersiowej słyszałam twoje bicie serca. Kiedy namoczoną gąbką delikatnie pocierać moje ramiona. Pamiętałam kuszący zapach mandarynki, twoje zwinne palce, pieszczące mój wzgórek łonowy. Gorące pocałunki, obdarowujące kark i łopatki. Nagi obojczyk.
Wróciłam ze wspomnień, gdy ciepła woda się skończyła. Szybko spłukałam aromatyczny żel i odżywkę. A po skończonej pielęgnacji, w końcu pojawiłam się w łóżku.
Od razu zasnęłam.
✯
Dzień eventu zbliżał się wielkimi krokami. Razem z Nayeon wykonałyśmy kawał solidnej i dobrej roboty. Sala wyglądała przepięknie.
Stoły ozdabiały lilie i hortensje. Było klimatycznie i dość przytulnie. Tak jak zakładali organizatorzy. Dostaliśmy także kilka słów pochwał. Odpowiadałam uśmiechem i kiwałam głową.
Musiałam jeszcze przystroić parę filarów i scenę, na której mieli zasiąść głowni goście. Wzięłam drabinę i postawiłam na podeście. Choć wcześniej bałam się wysokości, musiałam się do niej przyzwyczaić. Wzięłam do ręki przygotowany bukiet i przyłożyłam do banera.
— Co o tym sądzisz? — zapytałam przyjaciółki, schodząc z drabiny.
— Jest idealnie — usłyszałam ten głos.
Twój. Idealny. Zachrypnięty. Głęboki. Sprawiający, że grunt usuwał mi się spod nóg.
Nigdy przez myśl nie przeszłoby mi, że tutaj cię spotkam. Stojącego naprzeciw. Chwalący moja prace.
— Zawsze miałaś rękę do kwiatów — zbliżyłeś się, a ja czułam, że muszę się odwrócić i uciec.
Popatrzyłam po sali. Nie miałam siły, ochoty ani chęci tłumaczenia się. Z tych całych jebanych lat. Bez ciebie. Bez twoich ramion. Bez czułych gestów i bez spierzchniętych ust.
— Mamo! — usłyszałam głos syna i Jim do nas podszedł. Pamiętasz?
— Kochanie, chodźmy poszukać cioci — odpowiedziałam, chcąc chwycić jego dłoń.
— Mamo! Mamo! — Jim pociągnął mnie w twoją stronę. — To jest właśnie Pan Bonsai.
Nie wiedziałam, jak w obecnej chwili wyglądała moja twarz. Nie potrafiłam nic powiedzieć. Byłam jedynie pewna, że to wszystko brzmi jak z jebanej bajki. Sądząc po twojej mimice, uśmiechu Jima i wiadomości, to wręcz było pewne.
— Jungmi — zacząłeś lekko zdziwiony. — Możesz mi powiedzieć, co to wszystko oznacza?
Czytelniku! Jeżeli podoba Ci się to, co tutaj tworzę, proszę pozostaw po sobie ślad - komentarz i/lub gwiazdkę. To naprawdę motywuje do dalszego tworzenia!
CZYTASZ
Jim | BTS
FanfictionKiedy Jungmi dowiaduje się o poczętym dziecku, nie potrafi odnaleźć się w nowej rzeczywistości. W jej głowie kłębi się wiele pytań, na które zna tak mało odpowiedzi. Czy sobie poradzi? Jak przetrwa w życiu? Dlaczego musi porzucić wszystko, co kochał...