*4*

16 2 2
                                    

  Mijały dni, tygodnie, miesiące. Nastały święta, potem sylwester i nowy rok. Styczeń był ponury dla wszystkich mieszkańców dworu, ale nie dla pewnego wynalazcy. Odkąd na nowo poznał Edgara chodził weselszy niż przed przybyciem malarza do posiadłości. Zdarzało mu się gwizdać pod nosem, coś nucić i inne takiego typu rzeczy. Pamięć nie wróciła. W głowię wciąż miał rozmazane obrazy, ale nie przeszkadzały mu tak bardzo.

  Za to wróciło niego coś innego. Dawno zapomniane uczucie, które dawało o sobie znać, ilekroć Edgar pojawiał się w zasięgu wzroku. Luca zastanawiał się, jakim cudem zakochał się w nim tak szybko (w końcu znali się ledwo cztery miesiące), ale nie umiał tego w żaden sposób wyjaśnić. Nawet dla takiego błyskotliwego umysłu uczucie miłości pozostawało zagadką.

  – Milczenie jest złotem, więc zechciej ozłocić tę chwilę i zamilcz – powiedział Edgar, gdy Luca gadał za głośno. Siedzieli w warsztacie wynalazcy. On coś naprawiał, a Edgar siedział z boku i jak to miał w zwyczaju, rysował.

  Luca posłusznie zamilkł, lecz szybko wrócił do gadania i mamrotania pod nosem. Edgar jedynie westchnął, mając nadzieję, że choć raz zrozumie aluzję, ale przeliczył się. Zaśmiał się, widząc tę sytuację. Pewne rzeczy nigdy się nie zmieniają, a ta była jedną z nich. Zrezygnował z dalszych prób uciszania Balsy, gdyż wiedział, że nie przyniosą oczekiwanego efektu. Lubił to i nienawidził jednocześnie. Pokoju nie wypełniała kompletne cisza, ale z drugiej strony to było odrobinę irytujące i nie pozwało się skupić na rysowaniu.

  Wynalazca zaprzestał gadania. Zamiast tego zaczął gwizdać. Przeglądał swój notes z tajemniczym  kodem. Czasami próbował go rozgryźć, ale zwykle kierował się szkicami, które mimo swojej nieudolności były bardziej czytelne od dziwacznych słów. Kartkował go, aż dotarł na koniec. Spojrzał na zamieszczoną tam notatkę, potem na Edgara i znowu na notatkę. Malarz musiał mieć w sobie coś niezwykłego, skoro dwukrotnie rozkochał w sobie Lucę.

  – Bo zaśniesz nad tym zeszytem – rzekł Edgar, podchodząc bliżej. Luca zamknął go, zanim ten podszedł. Nie chciał, żeby wiedział o tej notatce. Ona musi zostać jego słodką tajemnicą, którą zabierze do grobu.

  – Po prostu zamyśliłem się – odpowiedział z promiennym uśmiechem. Chodził niemal bez przerwy z takim wyrazem twarzy, a gdy spędzał czas z Edgarem, miał wrażenie, że był jeszcze bardziej szczęśliwszy, o ile to było w ogóle możliwe. Chociaż kto wie. Może tak było. Po Luce można było spodziewać się dosłownie wszystkiego.

  – O czym tak myślisz? – Stanął obok niego. Przez chwilę patrzył na zamknięty notes, a następnie spojrzał na Lucę. Kąciki ust malarza odrobinę wykrzywiły się do góry. Tylko Luca widział ten cień uśmiechu. Kochał ten uśmiech.

  – O tym jakie spotkało mnie szczęście – szepnął. Po części to była prawda. – To niesamowite, że udało nam ponownie się spotkać. Jaki ten świat mały.

  – Chodźmy na obiad. – Poklepał jego ramię i ruszył w kierunku wyjścia. Podążał za Edgarem rozmarzonym wzrokiem. Po chwili potrząsnął głową, samemu idąc za nim.

  W jadalni jak zawsze panował gwar rozmów. Nikt nie zwrócił specjalnie na nich uwagi, chociaż na początku każdy dziwił się, że Luca biegał za Edgarem niczym jakiś pies. Pytali się wynalazcy, czy przypadkiem nie uderzył się w głowę, czy nie zrobił coś podobnego. Mieszkańcy dworu byli w niemałym szoku, gdy dowiedzieli się, że znał malarza w przeszłości. Potem przestali zwracać na to uwagę.

  Edgar w dalszym ciągu zachowywał się chłodno w stosunku dla innych, jednak zdarzało się, że normalnie z nimi rozmawiał. Dotyczyło to głównie osób, z którymi Luca przyjaźnił się. Aż sam Valden był w szoku, że wynalazca miał na niego taki wpływ.

  Po obiedzie, który minął w wesołej atmosferze, wrócili do warsztatu. Siedzieli tam przez kolejne godziny w (prawie) kompletnej ciszy. Mimo swojej paplaniny pod nosem, Luca znowu odpłynął myślami. Ukradkiem wpatrywał się w Edgara. Czasami niezwykle ciężko mu było trzymać emocje na wodzy. Oddałby wszystko, żeby móc go przytulić, pocałować i powiedzieć, że był dla niego najważniejszą osobą w jego życiu. Na ten moment musiał zostawić to w sferze marzeń. Żyli w czasach, gdzie na takie związki patrzono niezbyt przychylnie. Do tego bał się, jak Edgar mógł na to zareagować. 

  Kolejne dni mijały podobnie, niemal zlewały się w jedno. Luca większą część dnia przesiadywał w warsztacie. Edgar mu towarzyszył, ale często zdarzało się, że malarz zaszywał się w swoim pokoju. Mówił, że pracował nad dziełem swojego życia i nie chciał, żeby ktokolwiek je zobaczył przed końcem.

  Dziś też był sam w warsztacie. Okropnie mu się dłużyło i brakowało mu towarzystwa, ale z drugiej strony mógł w spokoju pomyśleć. Coraz częściej rozważał wyznanie swoich uczuć, jednak nie wiedział jak to zrobić. Powinien być romantyczny? Zachowywać się normalnie? Powiedzieć to tak prosto z mostu? Nie miał pojęcia i nie wiedział, gdzie szukać odpowiedzi na te pytania.

  Oderwał się od dotychczasowego zajęcia dopiero po zapadnięciu mroku. Spojrzał na ciemne niebo. Przegapił kolację. Głośno westchnął i opuścił warsztat. Szedł korytarzem, ostrożnie stawiając stopy. Podłoga potrafiła głośno zaskrzypieć i bał się, że mógł kogoś tym obudzić, chociaż nie szedł przez tamto skrzydło.

  Po długiej przeprawie dotarł do kuchni. Było tam pusto, zero żywej duszy, a przynajmniej tak myślał, dopóki nie zapalił światła. Odrobinę przestraszył się, widząc Edgara, który siedział przy jednym z blatów i coś jadł.

  – Też przegapiłeś kolację? – zapytał. Upił łyka jakiegoś napoju ze szklanki, stojącej obok talerza.

  – Dlaczego siedzisz po ciemku? – zignorował pytanie malarza.

  – Nie chciałem, żeby ktoś mnie przyłapał, ale nie udało mi się. – Wzruszył ramionami. Przysunął odrobinę talerz w stronę Balsy.

  Wynalazca z ciepłym uśmiechem na ustach przyjął propozycję posiłku. Kanapek było całkiem dużo. To trochę wyglądało, jakby był przygotowany na to, że będzie miał towarzysza.

  Zjedli w spokoju, cicho rozmawiając o tym, jak minął im dzień. Potem posprzątali swój bałagan, a następnie zaczęli powoli iść do swoich pokoi. Czasami żałował, że mieli sypialnie oddalone od siebie o tak długi dystans. 

  Doszli do pokoju Balsy, który był najbliżej. Pożegnali się, po czym mieli się rozejść. Luca otworzył drzwi, ale nie wszedł do środka. Zatrzymał się, podejmując najcięższą decyzję w swoim życiu. Nie miał nic do stracenia, więc postanowił zaryzykować. Podbiegł do Edgara, zapominając o tej nieszczęsnej podłodze. Kilka razy zaskrzypiała, ale nie przejął się nią zbytnio. Jak kogoś obudził, to postanowił za to przeprosić rano.

  – Coś się stało, Luca? – spytał Edgar, kiedy Luca stanął przez nim. Wynalazca złapał go za twarz, a malarz zmarszczył brwi w niezrozumieniu. – Co ty robisz? – dodał lekko ciekawskim tonem.

  – Coś czego poprzedni "ja" nie zdążył – oświadczył. 

  Przybliżył się to twarzy Edgara i złożył pocałunek na jego ustach. Robił to ostrożnie, badając grunt. Był gotowy na przyszłą awanturę, lecz ta nigdy nie nadeszła. Edgar odwzajemnił pieszczotę. Serce wynalazcy zabiło mocniej niż wcześniej. Miał wrażenie, że eksploduje od nadmiaru emocji.

  – Kocham cię, zawsze kochałem. Nawet gdy zapomniałem o tobie, moje serce biło dla ciebie, licząc, że któregoś dnia znów mocniej zabije na twój widok – wyznał Luca, kiedy nieznacznie odsunął się od malarza.

  Edgar nic nie odpowiedział. Wyplątał się z objęć wynalazcy i chwycił jego nadgarstek. Potem pociągnął go prosto do swojej sypialni.

Pamiętaj mnie... |EdLuca|Identity V|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz