Był słoneczny, czwartkowy poranek w mieszkaniu Eclipse. Minął niecały tydzień odkąd Erwin przybrał swoją nową tożsamość. Słońce muskało jego policzki, delikatnym ciepłem budząc go do pełni świadomości.
Jimmy wziął głęboki oddech i przeciągnął się, z cichym i urwanym jęknięciem podnosząc się do siadu. Jego wzrok wciąż był trochę niewyraźny, po części wymęczony poprzednią nocą. Choć praca policjanta bywała zabawna, a przebywanie w nowym miejscu ekscytujące, Jimmy nie spodziewał się, że może być równie męcząca jak zarządzanie całym Zakszotem. Powolnie przesunął się na kraniec łóżka, rozglądając się przy okazji po pokoju. Ciuchy walały się po podłodze, rolety były nieznacznie uniesione, zapewne za sprawką Gregory'ego.
Na komodzie leżała mała karteczka i lekko upita kawa. Najprawdopodobniej szef policji postanowił jej zasmakować, zanim odda ją w ręce roztargnionego oficera. Blondyn zmrużył powieki i z ciężkim westchnięciem podniósł się z wygodnego, ciepłego łóżeczka. Powolnym krokiem podszedł do komody, zerkając na treść niechlujnej karteczki.
"Dzisiaj od rana będę na komendzie. Zrobiłem Ci kawę, ale pewnie już jest zimna, gdy to czytasz. Nie odpierdalaj."
Jak miło - pomyślał Jimmy, przewracając oczami. Zegarek wskazywał na godzinę piętnastą, a Gregory zapewne wyjechał o... szóstej, siódmej? Nobodiemu nie robiło to większej różnicy, mrożona kawa też była w porządku.
Idąc z kubkiem w ręce, popijał zimny napój i przyglądał się każdej ścianie, każdemu pokojowi czy oknie, które mijał przy swoim porannym spacerze. Montanha wydawał się przebojowym mężczyzną, jednak jego mieszkanie zawsze było zadbane, nie posiadało zbyt wielu niepotrzebnych urządzeń czy dekoracji. Cóż, do niedawna nie posiadało nawet pralki, a zazwyczaj jest to coś oczywistego do posiadania w swoim lokum.
Możnaby uznać, że mieszkanie Gregory'ego było wyjątkowo nudne do przyjazdu Nobodiego. Wszelkie zasługi blondyn przypisywał sobie. Kradzione cygara lub pralka przywieszona siłą na samą górę ściany w łazience. W ten sposób Jimmy przynajmniej nie musiał robić prania, bo przecież ze swoim wzrostem nie sięgnąłby tak wysoko. Wszystko było przemyślane, nawet, gdy Montanha mógł myśleć, że jego czyny były wynikiem chaotycznej natury.
Przyszła pora na ogarnięcie się przed służbą. Szybkie mycie zębów, wyjątkowo długa kąpiel i poprawianie doczepów były już na porządku dziennym. Do tego dokładne zakrycie tatuaży i wymienianie soczewek.
- Skończyły się zielone. Raczej nikt nie zauważy, jak będą niebieskie... - wyszeptał do siebie, zakładając ostatni element kamuflażu, którym były tym razem innego koloru soczewki. W końcu kto mógłby mu się tak przyglądać? Raczej żaden funkcjonariusz nie był aż tak zainteresowany jego osobą, aby zwrócić uwagę na tak nieznaczne zmiany.
***
Około pół godziny później, Jimmy był już na komendzie. Jak zwykle, zaczęło się od przywitania się z innymi funkcjonariuszami. Wielu z nich zdążyło już zapamiętać imię Nobodiego, a minął dopiero tydzień. Był to dziwny kontrast dla blondyna, który nawet po miesiącach znajomości nie potrafił zapamiętać imion ludzi, z którymi pracował.
Nic nieznaczące pogawędki przerwało pojawienie się Mii Clark, z którą Nobody zdołał złapać lepszą relację. Jimmy pośpiesznie pożegnał się z każdym z policjantów, aby następnie szybkim krokiem podejść do jeszcze szybciej przechodzącej Mii.
- Mia! - krzyknął, co sprawiło, że kobieta od razu stanęła w miejscu. Odwróciła się do Jimmiego z promiennym uśmiechem. Ten wyraz twarzy wciąż potrafił przyprawić blondyna o dreszcze. Nigdy nie spodziewałby się, że akurat z nią stworzy tak silną, przyjacielską relację.
CZYTASZ
Kim Ty jesteś dla mnie? | Morwin
FanfictionJimmy Nobody jest szczery, a Gregory Montanha nie potrafi w to uwierzyć. Historia o uczuciu, którego Erwin Knuckles nie jest w stanie w żaden sposób opisać. Krótkie opowiadanie (w większości eksploracja uczuć) opierające się na wątku Jimmiego Nobodi...