Teraz albo nigdy!

36 12 13
                                    

**Droga wojowników**

Potężne czarne SUVy przemierzały wąskie drogi. Pod ich kołami słychać było chrzęst żwiru, kiedy wojownicy zjechali na pobliską drogę. To tutaj. To ten budynek. Z pozoru niczym niewyróżniający się pustostan, jakich w tej okolicy wiele. Jednak oni wiedzieli, że w środku dzieje się piekło. Pierwszy odezwał się Michael.

- Panowie, odłóżmy emocje na bok. Musimy przestrzegać kodeksu, jeśli chcemy zakończyć tę misję pomyślnie.

- Rozdzielmy się i działajmy zgodnie z planem. Michael, Andy, Daniel idziemy odbić zakładników, Andrew zabezpieczasz z zewnątrz. Nie traćmy łączności. Bądźcie gotowi na wszystko. - dodał Nathaniel, patrząc w oczy każdego z towarzyszy.

Mężczyzna prowadził grupę, Andy z Danielem podążali tuż za nim. Ich poruszanie się było płynne i bezszelestne, jakby byli wtopieni w otoczenie, stając się jednym z jego elementów. Gdy dotarli do miejsca, gdzie mieli się ukryć, cicho przykucnęli za niskim murkiem.

- Andrew, co u Ciebie? - zapytał Nathaniel głosem pełnym napięcia.

- Gotów, jestem na północnym dachu. A u Was? - odpowiedział Andrew, zachowując spokój.

- Czysto, brak potencjalnych zagrożeń.

Michael sprawdził raz jeszcze swoje nowoczesne gadżety, przygotowując się do walki. Andy, mimo wyczuwalnego w powietrzu napięcia sięgnął po granat dymny. Popatrzył po swoich towarzyszach. Nathaniel skinął mu niemal niezauważalnie głową, dając znać, że są gotowi do działania. Andy odbezpieczył granat i wrzucił go przez szparę w drzwiach. Założyli noktowizory. W tym momencie, ze środka dobiegły ich przeszywające krzyki kobiet, przerywając harmonię ciszy. Nathaniel natychmiast zareagował, sygnalizując reszcie, by byli gotowi na działanie.

- Wchodzimy! - krzyknął.

Szybko, ale precyzyjnie, zaczęli przemieszczać się w stronę źródła zgiełku. Gdy zbliżali się do miejsca przeznaczenia, krzyki i dźwięki uderzeń stawały się coraz bardziej donośne. Michael był skupiony, trzymając broń w gotowości do użycia. Andy, choć jego humor na chwilę ucichł, wciąż zachowywał czujność, przygotowany na ewentualne zagrożenie z zewnątrz.

- Osłaniam was! - krzyknął Andy.

Kiedy weszli do jednego z pomieszczeń, widok, który ich przywitał, wstrząsnął nimi do głębi. Kobiety, wychudzone i osłabione, przetrzymywane w skrajnie złych warunkach, nosiły na sobie widoczne ślady gwałtów i znęcania się. Przed nimi stało dwóch osiłków z nożami i pistoletami w rękach. Wściekłość mieszała się z determinacją w sercach wojowników. Bez słów, ale z precyzją godną mistrzów, wycelowali broń w stronę mężczyzn.

- Na kolana! - rozległ się donośny głos Nathaniela.

Jeden z napastników napiął swoje potężne mięśnie.

- Chyba śnisz, psie! Wypierdalać stąd! - krzyknął.

Nathaniel spojrzał na niego obojętnie, a jego spojrzenie było zimne jak stal.

- Drugi raz nie powtórzę! Odłóżcie broń! - powiedział głosem pełnym autorytetu.

W pomieszczeniu rozległ się gromki śmiech mięśniaków. Jednak nie wiedzieli z kim mają do czynienia. Nathaniel nie wahał się, nacisnął spust, a kula z jego broni trafiła prosto w kolano przeciwnika.

- Chyba się nie zrozumieliśmy. - dodał spokojnym głosem.

Agresor zawył z bólu i upadł na ziemię.

- Ty skurwysynu, pożałujesz tego! - krzyknął.

W tym momencie drugi ze zbirów jakby ocknął się z letargu i zaczął na ślepo strzelać z pistoletu. Mężczyźni wycofali się i schowali za framugą drzwi. Popatrzyli po sobie w niemym porozumieniu. Wychylając się zza barykady oddali precyzyjne strzały w pierś oszalałego napastnika. Daniel pobiegł do niego i sprawdził puls.

- Wyjdzie z tego. - powiedział pewnym głosem.

W tym czasie drugi ze zbirów nadal zwijał się z bólu na ziemi. Nagle, z drugiej storny budynku rozległ się hałas. Wojownicy spojrzeli po sobie. To nie koniec akcji, ktoś jeszcze chce się przyłączyć do zabawy.

- Pilnuj ich. - Nathaniel rzucił do Daniela i wybiegł razem z resztą w stronę hałasów.

Ekipa podzieliła się na dwie grupy. Nathaniel i Andy ruszyli od prawej strony, podczas gdy Michael z jego nowinkami technologicznymi ruszył od lewej.

- Mamy kolejnych gości, a my nie przygotowaliśmy dla nich przyjęcia! - rzucił Andy, zachowując swój dobry humor.

- Spokojnie, Andy. Moje nowe grzmoto-werki zrobią swoje.

Grzmoto-werki? To pytanie pojawiło się w głowach mężczyzn i pokręcili z niedowierzaniem głowami. Ten, to zawsze coś wymyśli.

- Trzymajcie się blisko ścian i stawiajcie kroki ostrożnie. To może być pułapka. - ostrzegł Nathaniel.

Ruszając powoli, z wyczuciem, ekipa przemieszczała się przez długi budynek, gotowa na każdą ewentualność. Nie wiedzieli, co ich czeka, ale byli przygotowani na ciężką walkę. Kiedy obie grupy kierowały się w stronę hałasów, dźwięki te stawały się coraz wyraźniejsze. Nathaniel czuł adrenalinę pulsującą w swoich żyłach. Jego serce biło miarowo, potężnymi uderzeniami. Kiedy dotarli do końca korytarza, ich obawy potwierdziły się. Zobaczyli grupę uzbrojonych mężczyzn, którzy stali naprzeciwko nich, uderzając swoimi wojskowymi buciorami o podłoże. Ich broń była wymierzona w grupę wojowników. Jednak oni nie czekali na atak.

- Teraz albo nigdy! - krzyknął Nathaniel, a w jego głosie brzmiała determinacja.

Drużyna ruszyła do akcji. Każdy wypełniał swoją rolę z powagą i zdecydowaniem. Strzały huknęły, zgiełk walki napełnił powietrze, ale wojownicy pozostali skupieni na swoim celu. Działali jak jeden organizm. Z precyzją oddawali swoje salwy, zdeterminowani, aby pokonać przeciwnika i ocalić tych, którzy byli w niebezpieczeństwie.

Po długiej i morderczej bitwie, w końcu nadszedł moment zwycięstwa. Bracia broni odzyskali wszystkie kobiety i wyprowadzili je przed budynek, gdzie natychmiast zajęli się nimi ratownicy i policjanci.

- Dobrze wykonana robota, chłopaki. - powiedział z uznaniem Nathaniel.

Przeciwnik został pokonany. Nathaniel spojrzał na swoich braci z dumą i szacunkiem. Każdy z nich wykazał się bohaterstwem i odwagą, dając z siebie wszystko, aby zakończyć ten koszmar.

- Tak, ale widzieliście, że było tam więcej pryczy niż kobiet. To może nie być jedyne miejsce tych zbirów, gdzie więżą kobiety. - zauważył Michael, analizując sytuację.

- Zdecydowanie musimy się temu bliżej przyjrzeć.

- Cóż, mam nadzieję, że otrzymają one odpowiednią pomoc lekarzy i rodzin, którzy się nimi zaopiekują. Te kobiety przeszły przez piekło. - dodał Andy, a jego głos był pełen współczucia.

Gdy słońce zaczęło wschodzić nad horyzontem, mężczyźni opuścili miejsce walki, niosąc ze sobą wyzwolenie i nadzieję. Wytyczając drogę do lepszego świata.


S: Cześć Wam! Dajcie znać, co myślicie o tym rozdziale! Każda Wasza uwaga sprawia, że bardziej pracuję nad sobą i nad tekstem! Śmiało zostawiajcie komentarze i swoje uwagi ;)  Każda opinia mile widziana :D

Światło NadzieiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz