3. "Kolejny raz zabrałem jej kogoś, kogo kocha."

38 3 2
                                    

– Babcia! – krzyknęła Ava, widząc znajomą postać, która czekała na nich w odpowiedniej hali. Sześciogodzinny lot odbił się na Iris, która teraz tuliła się do ojca po ataku płaczu w samolocie i dopiero kreskówki i nowa zabawka pomogły nieco uciszyć jej temperament, ratując Levowi życie.

– Moje cudowne słoneczko! – Kobieta zamknęła ją w ciasnym przytuleniu, a Ava objęła ją z całych swoich sił, by po chwili oderwać się i z oburzeniem przyznać:

– Boże, wiesz, jak Iris się darła?

– Cześć, mamo. – Lev pokręcił głową, całując matkę w policzek. Ta od razu przejęła Iris, na której twarzy malował się mały uśmiech na widok znanej kobiety. Długo jednak nie zagrzała miejsca w kobiecych ramionach, prędko wyciągając ręce w stronę ojca i z cichym tata.

– Bardzo za wami tęskniłam – przyznała Jill, obejmując Avalon, która pierwszy raz od wyjazdu z domu zdjęła słuchawki. Dotychczas robiła wszystko, by oderwać się od ojca i siostry i dopiero teraz się otworzyła.

Była zupełnie inną dziewczynką w obecności babci, której z pewnością brakowało jej w Nowym Jorku. Wyjazd z San Diego był kolejnym zburzeniem jej świata i Lev nigdy nie zapomni szoku, malującego się na jej twarzy, gdy zaczął ten temat. W końcu wybuchnęła płaczem, gdy wspomniał, że przecież będzie mogła odwiedzać Amelie i dziadków w każde wakacje i ferie. Wiedział, że kolejny raz pozbawia ją osób, które kocha, ale wierzył, że świeży start będzie czymś dobrym.

Niewielki dom przy Carmel Country Road był miejscem, w którym Lev dorastał i przeżywał najważniejsze chwile. Miał wrażenie, że od ponad trzydziestu lat nic się w nim nie zmieniło, nawet jeśli ściany widziały już wszystkie kolory tęczy, a meble kilka lat temu zostały wymienione na nowe. Specyficzny zapach, który kojarzył mu się tylko z tym miejsce, był trudny do opisania, ale jednocześnie tak pachniał dom. I bezpieczeństwo.

Teraz w powietrzu unosił się także zapach orzechowych ciastek, które z pewnością nie nadawały się już do zjedzenia.

– Chris, mówiłam, żebyś wyjął za dziesięć minut! – zdenerwowany głos Jill rozniósł się po parterze, gdy kierowała się do kuchni, zerknąć jak bardzo ciastka się spaliły. – No zabiję – dodała nieco ciszej, machając przed twarzą dłonią, by odgonić dym.

– Przecież jeszcze nie minęło! – Mężczyzna znikąd zjawił się w kuchni, a uśmiech na twarzy zrobił się jeszcze większy, gdy w jego ramiona wpadła Avalon, wyprzedzając Iris, którą ojciec postawił na podłodze. – Moje piękne słoneczniki! – Zamknął dziewczynki w ciasnym uścisku, by po chwili wstać, dając im zawisnąć na sobie. – Oho, ktoś tu urósł! Avalon, ty niedługo przerośniesz babcię!

– Albo i ciebie!

Lev z uśmiechem patrzył na sielankowy obraz swoich rodziców z młodszym pokoleniem. W końcu jego wzrok spotkał się z identycznymi tęczówkami Christophera. Każdy mówił, że Lev to wykapany ojciec, ale prawdą było, że Lev chciałby być taki jak on. Chciałby tej siły, tej odwagi i roztropności. I tej mądrości, która przecież powinna przyjść z wiekiem, a on nie miał dwudziestu lat.

– Dobrze cię widzieć, synu – szepnął Christopher, zaganiając wnuczki do kuchni i podchodząc do Leva. – Pogadamy? – Dotknął jego ramienia, czekając na kiwnięcie głową i chwilę później wychodzili do ogrodu po drugiej stronie domu.

Kilkanaście lat temu „pogadamy?" było przeklętym pytaniem, którego tak bardzo się bał. Dzisiaj było jedynie prośbą o prawdę, bez owijania w bawełnę dla matki czy kłamania, że wszystko jest w porządku. Chris już dawno temu zauważył, że to właśnie przy nim syn najbardziej się otwiera, gdy nie ma w pobliżu nikogo, kto litowałby się nad nim.

Miasto drugich szansOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz