Dzień jak co dzień.
Pobudka wcześnie rano, kolejne boostingi robione przez cały, kolejny dzienny cykl. Za to wieczorem wypady z ekipą. Może tym razem to będzie napad, a może wymuszenie pieniędzy za skradziony poprzedniej nocy radiowóz.
- Siema! – krzyknął na całą willę, gdy pojawił się w progu drzwi.
Zza ściany wyłonił się Carbo, który szybkim ruchem podszedł do niego, zgarnął go pod ramię i wyprowadził z powrotem na zewnątrz.
- Posłuchaj – zaczął skupiając całą uwagę szarych tęczówek na sobie. – Ja sam nie wiem co się do końca dzieje, ale nie maczałem w tym palców. Nie złość się na mnie.
- O co ci chodzi stary? – spytał zdziwiony Albert.
- No bo tutaj jest...
- O! Cześć Alberciku – zza drzwi wyłonił się Erwin, na którego twarzy rozpościerał się szeroki uśmiech.
- Cześć Erwin! Co tam u ciebie? – Albert podszedł do swojego przyrodniego brata i zbił z nim piątkę.
Zachowanie siwowłosego trochę go zaskoczyło, albowiem po pierwsze nigdy nie widział go w aż tak dobrym nastroju, a po drugie nigdy nie zbijali ze sobą piątek. To nie było w stylu Knucklesa.
- Erwin jeszcze nie teraz – powiedział zmieszany Carbo.
- Ale to jest idealna okazja i wspaniały dzień. Albert na pewno się ucieszy – powiedział rozpromieniony Erwin.
- Co kombinujecie? – wypadło z ust czarnowłosego.
- Zapraszam cię do środka, Albercie. Carbo niepotrzebnie cię wygonił.
- Albert nie idź..
- Carbo, możesz skończyć? – spytał potulnie złotooki.
- Jesteście niemożliwi – westchnął Albert i skierował się do wejścia.
Stojąc w niemałym szoku na korytarzu, pluł sobie w twarz, że nie posłuchał się Carbonary i nie został jeszcze chwilę na dworze. Dowiedziałby się wtedy co czeka na niego w środku willi i na pewno atmosfera nie byłaby teraz tak napięta, bo przecież nie byłoby go tutaj.
- Cześć... - zaczął niepewnie brązowowłosy z niebieskimi tęczówkami.
Erwin widząc ich zmieszanie, nie śpieszył się z włączeniem swojego dalszego planu. Chciał jeszcze poobserwować jak sytuacja ulegnie zmianie.
Carbo po dłuższej chwili ciszy złapał się za głowę. Jego przyjaciel stał na środku korytarza i wpatrywał się w bruneta naprzeciwko z nieodgadnioną miną. Mógł go powstrzymać, mógł siłą zabrać z willi, serce mu się krajało widząc go w takim stanie.
- Co ty tutaj robisz!? – w jednym momencie w ciele Alberta skumulowała się cała złość, którą starał się ukrywać przez poprzednie miesiące. – Wyjechałeś i nic nie powiedziałeś, a teraz nagle zachciało ci się wrócić?! – szarooki zaczął iść w kierunku wyższego mężczyzny. – Znowu bez słowa, bez uprzedzenia. Kim ty kurwa myślisz, że jesteś!!
Gdy znalazł się wystarczająco blisko, zaczął wymachiwać pięściami, zadając mało celne ciosy. Brunet pozwolił mu na to, zezwolił wyładować mu całą złość na sobie. Wiedział, że to przez niego Albert się tak zachowuje i było mu z tym cholernie źle.
Jego przyjaciele znaleźli się przy nich w jednym momencie, odciągając Speedo co nie okazało się łatwym zadaniem. W czarnowłosym pojawiła się siła z jaką nigdy wcześniej nie mieli styczności, ciężko było im zapanować nad jego ruchami i go uspokoić.
CZYTASZ
Powroty bywają ciężkie - Blachary (one shot 18+)
FanfictionPowroty bywają ciężkie... szczególnie, gdy wracamy do osoby, którą zostawiło się bez słowa. Przepiękna okładka od @weeksyl. Dziękuję! <3