Prolog

106 15 15
                                    

TW: W tym rozdziale pojawia się opis porodu. Jeśli nie jesteś gotow_, by się z nim zapoznać - pomiń ten rozdział.

- Jeszcze tylko chwila, nie poddawaj się, pani!

Słowa młodej akuszerki przebiły się przez pełne bólu okrzyki królowej Alameth.

- Dobij mnie, już dłużej nie wytrzymam... - głos drugiej z kobiet przypominał rzężenie. 

Choć poród zaczął się dwie doby wcześniej, dopiero od zachodu słońca było naprawdę źle. Skurcze były coraz dłuższe i coraz częstsze. Właściwie nie ustępowały, nie dając rodzącej wytchnienia. Królowa szybko opadała z sił i zajmująca się nią dziewczyna wcale nie była pewna, czy wyjdzie z tego zwyciesko. Przełknęła ślinę na tą myśl. Musiała zrobić wszystko, by ukochana małżonka bezwzględnego króla Osirisa przetrwała tą próbę. W innym wypadku poniesie bolesne konsekwencje.

- Proszę nie gadać bzdur, za chwilę będziesz tuliła swoje maleństwo, pani. Trzeba leżeć spokojnie, jeszcze raz zbadam rozwarcie.

To była bardzo długa noc i obie były już wykończone. Za oknem szalała burza, co rusz rozświetlając piorunami okolicę, a wiatr zawodził w dzikich pogwizdywaniach. I choć akuszerka spodziewała się, że do rozwiązania dojdzie najwcześniej za kilka godzin, niespodziewanie pod palcami wyczuła włoski na maleńkiej główce, a tuż obok niej maleńką stópkę. Dwie stópki. Przeklęła w duchu niefortunną pozycję dziecka.

- Przy skurczu weź głęboki wdech i przyj, pani. Mały człowiek jest tuż tuż.

Otarła pot z czoła rękawem sukni i pochyliła się nad kroczem władczyni. W tej chwili wydarzyło się kilka rzeczy jednocześnie. Podczas parcia królowa wypchnęła z siebie maleństwo, zalewając krwią wszystko dookoła. Jedno z wysokich okien otworzyło się z trzaskiem. Młodsza z kobiet przechwyciła dzieciątko i zawinęła w szmatki, a wrzeszczący tobołek z nadal przytroczoną pępowiną podała świeżo upieczonej mamie.

- Elaila. Moja piękna dziewczynka. Moje cudowne maleństwo... - szeptała królowa, całując dziecko po posklejanych krwią włoskach. 

Akuszerka szybko zsunęła się z łóżka, doskoczyła do okiennicy i zatrzasnęła ją. Wróciła do rodzącej, a jeden rzut oka na krocze władczyni uświadomił jej, że jednak to nie koniec. Z przyrodzenia Alameth nadal wystawały maleńkie nóżki.

- Dwoje. Spodziewałaś się bliźniąt, pani... - wyszeptała, sama nie dowierzając swoim oczom. - Krótki odpoczynek i jeszcze jedno parcie. 

Za drzwiami komnaty słychać było nadbiegający tłum. Choć początkowo była pewna, że król i jego synowie chcą powitać na świecie nowego członka rodziny, szybko uzmysłowiła sobie, że powód może być zupełnie inny. Przełknęła ślinę, dostrzegając maleńkie znamię w kształcie serca na pięcie wystającej stopy. Wiedziała już, co to oznacza.

- Poczekaj, pani! - krzyknęła przerażona. Zeskoczyła z wielkiego łoża i tym razem podbiegła do drzwi. Zaryglowała je szczelnie.

- Wracaj tu! Nie dam już dłużej rady! - usłyszała błagalny ton władczyni i wróciła na swoje miejsce.

Chwilę później było już po wszystkim. Mimo że pierwsza dziewczynka wrzeszczała ile sił w płucach, druga z nich nie wydała z siebie najmniejszego pomruku. Patrzyła wielkimi ślepiami, jakby rozumiała już wszystko, co dzieje się dookoła, wytrzymując dzielnie owijanie w szmatki. Akuszerka podała Alameth drugie zawiniątko.

- Esmeray... - zaczęła władczyni, jednak chwilę później dodała ze łzami w oczach - wiedźma. Urodziłam wiedźmę...

Królowa pobladła jeszcze bardziej, błądząc spojrzeniem między córkami. Jej ciało zaczęło drżeć i trudno było dociec, czy był to efekt wielkiego wysiłku, który włożyła w wydanie na świat potomstwa, czy przeogromnego strachu, przetaczającego się przez jej ciało. W zebraniu myśli nie pomagało jej również walenie do drzwi i próby wywarzenia ich przez wszystkich mężczyzn znajdujących się po drugiej stronie.

- Szybko! W tamtej szufladzie są moje zioła. Podaj mi je! - szepnęła gorączkowo, wskazując palcem na stojącą pod ścianą dębową komodę.

Młoda dziewczyna wytrzeszczyła oczy ze zdumienia. Ta informacja była dla niej jeszcze bardziej szokująca niż widok maleńkiej wiedźmy, jednak wzięła się w garść i podeszła chwiejnym krokiem do wspomnianego mebla. Wyciągnęła niewielką fiolkę drżącą ręką i podała ją władczyni.

- Pani, to nie pomoże na długo - szepnęła.

Alameth obrzuciła ją morderczym spojrzeniem. Wlała do maleńkich usteczek dziewczynki kilka kropel cierpkiego płynu, który sama spożywała co kilka dni.

- Odetnij szybko pępowinę. Od tej chwili będziesz mówiła wszystkim, że urodziłam tylko jedno dziecko. Jedną dziewczynkę. A Esmeray nigdy nie istniała, rozumiesz? Musisz ją stąd zabrać w tej chwili. Za obrazem znajduje się tajne przejście. Zabierzesz ją... - przerwała na chwilę, nie będąc pewna, czy zdradzać akuszerce jeszcze jedną tajemnicę. W końcu zaryzykowała. Od tego zależało teraz życie jej i obu dziewczynek. - Zabierzesz ją do jej ojca. Oberian mieszka w północnej części lasu, w niewielkiej chatce. Jest kupcem. Powiedz, że jesteś ode mnie i że ma ją chronić tak długo, jak długo starczy mu sił. On... On będzie wiedział, jak z nią postępować.

Esmeray. Cień zdradyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz