Rozdział 20

445 29 12
                                    

WIKTORIA

Uśmiechnięta powiedziałam moją obietnicę. Patrzyłam jak z jego oczu uciekać blask. Tak złamałam go. Mam w dupie jego uczucia. Jest dla mnie tylko mordercą.

Spuścił głowę nisko i zaczął się podnosić. Odwrócił się do mnie tyłem. Widziałam, że miał zamknięte oczy. Podszedł do okna i patrzył się w gwieździste niebo. Ja też spojrzałam. Dzisiaj księżyc wyjątkowo pięknie wyglądał. Jego blask mnie nie dosięgał. Zasłaniał mnie cień mężczyzny.

- Piękna noc...

Usłyszałam jego zachrypnięty głos.

- Tak jak ty.... - Westchnął.

- Gdy byłem mały, co noc siadałem na parapecie i patrzyłem w gwiazdy... Czekałem, jak jakaś spadnie, żebym mógł wypowiedzieć życzenie. Zawsze życzyłem sobie to samo....

"Chcę odnaleźć moją różyczkę..."

- Od jakiegoś czasu przestałem to robić. Nie wyczekiwałem, jak spadnie. Patrzyłem się tylko i wspominałem twój zapach, głos, dotyk i spojrzenie. To się stało dla mnie nawykiem. - Zamilkł na chwilę, a ja się nie odzywałam. - Ale gdy teraz patrzę się w niebo. Nic już nie czuję. Wszystko, co o tobie pamiętałem, zniknęło...

- To mnie tak boli... Nigdy nie czułem takiego bólu....

Słyszałam, jak jego głos się łamie.

- Jesteś dla mnie wszystkim...

- A ty jesteś dla mnie nikim...- Przerwała ponieważ, miałam już tego dość.

Odwrócił się w moją stronę. Musiałam, zamkną oczy. Bo blask księżyca mnie oślepiał. Usłyszałam szelest, przybliż się do mnie. Uchyliłam, powieki i spojrzałam w jego oczy.

- Zapamiętaj jedno bydlaku... - Powiedziałam wściekła. - Tak wygląda twoja śmierć. Przypatrz się dobrze, bo to będzie...

Przerwał mi donośny śmiech. Patrzyłam zdziwiona, jak głośno się śmieje. W jednej chwili zamilkł i poczułam na szyi uścisk. Nie mogła wziąć węchu. Docisnął mnie do materaca i przybliżył się do mnie najbliżej jak mógł. Poczułam jego zapach. Pachniał papierosami i wodę kolońską. Wyczułam jeszcze delikatny słodki zapach czekolady. Patrzyłam się w jego dwu kolorowe tęczówki, przerażona.

Próbowałam wyrwać się z jego uścisku. Czułam ból w klatce piersiowej. On próbował mnie udusić. Jego palce wbijały się w moją skórę. Nie zwróciłam nawet uwagi, jak jego usta były niebezpieczne blisko moich.

- Możesz być moją śmiercią...- Powiedział spokojnie. Poluźnił chwyt. Mogłam wziąć wdech. - Możesz być, kim zechcesz...

Nie wiem, co się stało, bo gdy chciałam złapać go za dłoń, odskoczył ode mnie. Zacisnął dłonie w pięści, aż leciała mu krew. Spojrzał na mnie dziwnym wzrokiem.

- Ja jestem twoją bestią a ty moją Bellą.- Z jego oczu leciały łzy. - Nie mogę się doczekać dnia, aż uwolnisz mnie od tej klątwy promyczku...

Wybiegł, zostawiają mnie samą. Nie wiedziałam, co się przed chwilą stało. Patrzyłam się przez dłuższy czas w uchylone drzwi. On uciekł. Usiadłam i spojrzałam na dłonie. Trzymałam naszyjnik. Przejechałam delikatnie palcem zarysy różyczki.

- Chyba zrozumiałam, o co ci chodziło staruszku...

Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Na szafce nocnej stał bukiet czerwonych róż. Przybliżyłam się do nich. Przychylam się najbardziej, jak mogłam. Pachniały pięknie.

- Kiedyś mi ktoś powiedział, że jestem jak róża. Piękna, ale i też niebezpieczna... Może miał rację?

Oparłam się i spojrzałam na krople krwi na podłodze.

- Nie zabiję cię bestyjko...

Ścisnęłam dłoń. Czułam, jak łańcuszek wżyna mi się w skórę.

- Śmierć byłaby dla ciebie wybawieniem a ja tego nie chcę... Musisz jeszcze pocierpieć... Może jestem teraz bezduszna, ale zbiłeś dla mnie bardzo ważną istotę...

- Tak jak ja jestem dla ciebie wszystkich, tak to on był dla mnie...

- Nie mogę się zgodzić z tym, że jestem twoją Bellą, ale mam nadzieję, że ją kiedyś znajdziesz...

Spojrzałam się na bukiet.

- Dopóki róże nie uschną, zostanę tutaj...

- Muszę wrócić do piekła, aby zemścić się na moim ojcu, bo tak naprawdę to wszystko przez niego...

Westchnęłam i się położyłam. Szkoda, że tego wszystkiego nie słyszał.

Moja babcia powiedziała, że nic się nie dzieje bez przyczyny, ale czy na pewno? Może właśnie zrobiłam największy błąd w życiu?

NIEZNAJOMY

Stoję w miejscu, gdzie powinna mieszka moja przyszła żona. Nie było mnie tylko kilka dni a tu taka niespodzianka. Mój przyszły teść leży przede mną nieżywy. Wszędzie był tylko popiół i jego kości. A gdzie jest ona? Mieliśmy umowę. Gdy skończy osiemnaście lat, będzie należeć do mnie. A jej nie ma.

- Szefie przeszukaliśmy wszystko. Nie ma więcej ciał, oprósz szczątek psa.

- Zaprowadź mnie tam.

- Tak jest.

Poszedłem za moim człowiekiem. Przystaliśmy gdzie, kiedyś był salon. Na środku leżał znany mi pies. Podszedłem do niego.

- Musiała bardzo cierpieć Karmel. Byłeś dla niej wszystkim...

Zdiołem marynarkę i uklękłem. Zacząłem zbierać jego kości. Nie wiem ile mi, to zajęło. Zwinąłem marynarkę i poszedłem do ogrodu.

- Przynieś mi szpadel.

Spojrzałem na mojego żołnierza. Kiwnął głowę i odszedł.

Trzymałem na rękach jej reszki sensu życia. Nie wiem, co tu się stało, ale wiem jedno. Ona Sylwka nie zabiła. Wiem, że planował stąd odejść. Wszystko o niej wiedziałem. Była moją obsesją od dziecka. Próbowałem nawet się leczyć, ale to było na marne. Tylko ją miałem w głowie.

- Proszę szafie.

Odwróciłem się do niego i dałem mu do trzymania marynarkę. Wziąłem szpadel i zacząłem kopać.

Zrobiłem mały dół. Zabrałem od niego marynarkę, włożyłem do środka i zasypiałem. Poszedłem do kwitnących Chryzantem, urwałem kilka i wróciłem. Położyłem kwiaty na środku.

- Żegnaj przyjacielu...

Odeszliśmy w stronę auta. Miałem dzisiaj ją stąd zabrać a ktoś mi ją odebrał. A może uciekła? Nie wiem, ale się dowiem.

- Gdzie jedziemy szefie?

- Na lotnisko.

Zaczęliśmy się oddalać. Jechaliśmy znanymi uliczkami. Mijaliśmy znany mi budynek. Na trasie siedziała znana mi osoba. Kiwnąłem głowę ona również z uśmiechem. Niebawem znowu się spotkamy.

Sięgnąłem po mój neseser. Wyjąłem znany mi notes. Otworzyłem i wyleciało z niego zdjęcie. Przedstawiło przytulonych do siebie przyjaciół. A w środku nich karmelowy szczeniak. Czwórka przyjaciół uśmiechających się do zajęcia. Już na zdjęciu widać, że tylko na nią patrzałem. Byłem nastolatkiem a on jeszcze dzieckiem. Wmawiałem sobie, że to tylko zauroczenie, ale gdy zaczęła dorastać zrozumiałem, że to nie jest tylko to. Straciłem dla niej głowę i zrobiłem coś, co dało mi gwarancję, że będzie moja. Umowa z jej ojcem miała mi to zagwarantować, a jak widać, chuja to dało. Jebany kutas musiał mieć z kimś na pieńku albo miał długi, znając go.

- Kurwa...

Oparłem głowę i zamknąłem oczy.

- Obiecuję, że cię odnajdę za wszelką cenę... my love.

Nieświadomy, że los go również dotknie. Bo miłość i śmierć to nierozerwalny taniec. A każdy gest, każde spojrzenie, to krok w labiryncie, który prowadzi ku przepaści...

Niechciana Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz