Nagle się obudziłem, po chwili dotarły do mnie okropne krzyki dobiegające z daleka. Nie brzmiały jak ludzkie ani zwierzęce. Po jakimś czasie ucichły. Postarałem się podnieść. Pomieszczenie w którym się znajdowałem było bardzo zaciemnione, chwilę zajęło aż mój wzrok przyzwyczaił się do ciemności. Okazało się że znajduję się w małej i zrujnowanej celi. Jedyne światło które widziałem dochodziło z ledwo świecącej pochodni, wiszącej po drugiej stronie krat. Zacząłem się zastanawiać skąd się wziąłem w tej celi, nagle odczułem burczenie w brzuchu. Niedaleko mnie na kamiennej posadzce leżała metalowa taca na której zauważyłem wyschnięty kawałek chleba, bez namysłu wziąłem go do ręki i zacząłem jeść. Smakował okropnie. Nie mogłem narzekać gdyż był jedynym co mam. Kiedy jadłem zza krat dobiegł mnie głos jakiegoś mężczyzny.:
- Jedz to ostatnia rzeż jaką możesz zjeść, przed...- w tym momencie przerwał.
Nie wiedziałem że ktoś jeszcze jest w pobliżu. Zapytałem się go gdzie się znajduję, lecz mężczyzna mi nie odpowiedział. Tylko zaśmiał się szyderczo. W jednym momencie rozpoznałem śmiech i przypomniało mi się że przed utratom przytomności słyszałem dokładnie ten sam chłodny i suchy śmiech. Wolałem się już nie odzywać. Po kilku chwilach usłyszałem jak mężczyzna wstaje i odchodzi. Przez pewien czas słyszałem tylko odgłosy oddalających się kroków.
...
Zostałem sam, dookoła ani żywej duszy... szczerze nie wiedziałem co mam teraz zrobić, nie miałem jak wydostać się z więzienia. Siedziałem na zimnej kamiennej podłodze owijając się bluzom aby się ogrzać. Czułem się coraz gorzej. Nagle usłyszałem jak ktoś podchodzi do krat. Po chwili przed celom stanął wysoki mężczyzna, jego twarz nie była wyraźna gdyż zasłaniał światło pochodni, która znajdowała się tuż za nim. Wyciągnął coś z kieszeni, z wyglądu przypominało klucz. Włożył przedmiot do zamka i przekręcił, otworzył żelazne drzwi i powiedział.:
-No już, wyłaś. Nie będę czekać tutaj cały dzień- jego głos zabrzmiał jak gdyby był bardzo zdenerwowany.
Wszedł do celi chwycił mnie za koszulkę i wyrzucił na podłogę przed celą. Byłem trochę oszołomiony, niewiele myśląc chwyciłem coś leżącego na kamiennej posadce, wstałem i zanim Nieznajomy zorientował się uderzyłem go z całej siły w głowę. Mężczyzna upadł oszołomiony, ja korzystając z tej sytuacji uciekłem.
...
Biegłem przed siebie nie zwracając uwagi dokąd właściwie zmierzam. Po przebiegnięciu kilkunastu metrów zatrzymałem się, niemiałem pojęcia co robić. Każdy korytarz, który widziałem wyglądał zupełnie tak samo, zero okien, zero drzwi. Uznałem że nie mogę stać w miejscu, w końcu ktoś by mnie znalazł, zacząłem powoli iść dalej.
Idąc dalej ponurymi korytarzami zaczęły dobiegać mnie odgłosy czyjejś rozmowy. Zatrzymałem się nie wiedząc co mam dalej zrobić. Postanowiłem sprawdzić skąd dokładnie dobiegały głosy, kilka metrów dalej znajdowały się kolejnych cel takie same jak ta moja. Postanowiłem się zbliżyć ku kratą. Rozmowa natychmiast ucichła.:
-Przepraszam jest tam ktoś?- zbliżyłem się do jednej z cel lecz nikogo w środku nie dostrzegłem.
Naglę ktoś się odezwał: - N-nie brzmisz jak s-strażnik. Kim jesteś?- głos dobiegł za moich pleców, zbliżyłem się do kraty po drugiej stronie korytarza. Ściągnąłem pochodnię ze ściany i przełożyłem rękę przez kraty. Światło rozjaśniło celę i ujrzałem dwójkę ludzi siedzących na ziemi.:
-Witajcie, mam na imię Evriis. Byłem zamknięty w jednej z cel tak jak wy. Nie jestem źle nastawiony. Udało mi się uciec!- osoby w celi podeszły bliżej krat, byli w takim samym stanie jak ja. Chłopak miał kilka blizn na twarzy, a Dziewczyna była cała posiniaczona. Patrzyli na mnie jakbym miał zaraz coś im zrobić.: