24 października 2010, Rosja.– O. Już jesteś?! - krzyknęła moja matka z kuchni, słysząc zatrzaskające się drzwi wejściowe. Nie odpowiedziałam i po prostu poszłam tam gdzie była moja mama.
– No i co? Gdzie byłyście? - spytała mieszając coś w garnku.
– A co. - odpowiedziałam obojętnie i spokojnie, po kilku momentach ciszy. Dlaczego teraz ją to tak interesuje? Nienawidzę tych jej napadów ciekawości, jakby serio się mną interesowała po tylu latach.
Na szczęście nie wie, że tak naprawdę to nie mam żadnych koleżanek. Lubie samotne towarzystwo.
– No Boże drogi co ja Ci znowu zrobiłam?! Nie możesz normalnie odpowiedzieć?! Jak zwykle, wieczny problem do głupiej matki, tak?! - oburzona odłożyła chochlę na bok, i na mnie spojrzała.
– W galerii byłam. Z Natashą i Anastazją.
– I nic nie kupiłaś? - zmarszczyła pytająco brwi.
– A widzisz, żebym targała jakieś torby? - odpyskowałam, co było mi w naturze, gdy prowadzę jakąkolwiek konwersację z matką.
Kobieta westchnęła, potrząsając głową z irytacji. – Idź już do pokoju i mnie nie denerwuj. - oświadczyła, wracając do gotowania.
Bez wahania pomaszerowałam schodami do swojego pokoju. Nie był on szczególnie specjalny, gdyż dotychczas tylko ja dostrzegam jego piękno. Ale o to raczej chodzi, co nie?
***
Lubie rozmarzać podczas czytania książek. To takie kojące a zarazem przykre, czytam o problemach bohaterów, tym samym sposobem wmawiając sobie, że moje życie wcale nie jest takie złe jak może mi się wydawać. Na przykład, mężczyzna wychowuje samotnie córkę po śmierci ukochanej, i już do końca życia będzie widział swoją martwą miłość w oczach córki. Lub o natrętnym i denerwującym dziecku, które po prostu chciało być wysłuchane i zrozumiane. O dziewczynie która wpada w nałóg, poznaje chłopaka który sam kiedyś zmagał się z problemami, chce pomóc i uchronić każdego, lecz dziewczyna będzie jedyną osobą, której chłopakowi nie uda się uratować.
Jednak nienawidzę wracać do rzeczywistości, po skończeniu książki. Co ja plotę! Ja w ogóle nienawidzę rzeczywistości! Jest beznadziejna. Wolę żyć w świecie fikcyjnym, i jakbym mogła, to żyła bym w nim już na zawsze...
A co gdyby tak gdzieś wyjechać? Wyjechać i nie wrócić? Do zupełnie obcego kraju, gdzie nikt mnie nie zna, a ja nie znam nikogo; aby zaznać spokoju i szczęścia w samotności, czegoś nowego. Tylko ja, i moje myśli. Nikt by mi nie przeszkadzał. Tak jak w książkach. Rzeczywistość będzie trwała, ale taka bardziej książkowa i bajeczna! Odetnę się od tej przysłowiowej rodziny, jak zawsze pragnęłam...
Ojciec kiedyś zostawił mi kilka tysięcy, które mam otrzymać na osiemnaste urodziny. Wiem tyle, że są gdzieś w tym domu, i czekają na mnie. A gdzie ja bym wogóle pojechała?... Niemcy? Holandia? Może Ameryka? Nie wiem... nie mam za dużego wyboru z moim budżetem. Pewnie i tak zostawił mi tylko z tysiąc czy dwa... Moje myśli zostałe rozproszone krokami zmierzającymi do mojego pokoju, był to nikt inny jak mama. – Wyłaź z tej pieczary i chodź na obiad. - rozkazała, otwierając drzwi. – I przewietrzyła byś tu, a nie siedzisz w swoich własnych oparach. - kobieta opuściła mój pokój, wracając spowrotem na dół. Sprawnie wstałam z łóżka i poczłapałam do kuchni. Obiadem okazała się być zupa grochowa. Nie lubię grochówki.
– Nie jestem głodna. - oznajmiłam, z zamiarem wrócenia do swojej komnaty.
– Wiesz, że jak nie będziesz nic jadła, to przytyjesz zamiast schudnąć? – Zdaję sobie z tego sprawę. Ale po prostu nie jestem głodna. I nie lubię grochówki. - wyjaśniłam podirytowana.
– Już nie wymyślaj, do cholery jasnej! Zawsze jadłaś, i teraz też zjesz! Ja nie po to stałam, i się marnowałam przez tyle czasu, abyś ty wymyślała! - krzyknęła, po czym spokojnie usiadła do stołu i zaczęła jeść swoją porcję. Po prostu się poddałam i usiadłam obok niej, zajadając się niechętnie zupą.
– Weź sobie jeszcze chleba do tego. - powiedziała, podsuwając mi aluminiową torebkę z pieczywem pod miskę z granatowymi, słowiańskimi rysunkami.
– Nie chcę. - odpowiedziałam spokojnie, grzebiąc łyżką w zupie. – A idź ty wogóle, dziwaku. Co się z tobą zrobiło. Nie byłaś taka. - pokręciła głową, kontynuując jedzenie.
– Wiesz co... - Monica zaczęła, po pewnym momencie ciszy. – Ja to chyba czuję, jakby tata miał przyjechać. Czuję to w kościach. - okończyła ucieszona, ale jednocześnie przerażona. – To słabo. - mruknęłam, bardziej sama do siebie. Kobieta westchnęła, zostając mnie przy stole bez słowa. Gdy miałam pewność, że już poszła, wzięłam miskę z zupą i wylałam jej zawartość spowrotem do garnka. Odłożyłam puste już naczynie do zlewu i poszłam do pokoju. Nic nowego. Wczoraj też tak było. I przedwczoraj. I przed przedwczoraj. Jestem zmęczona życiem na zapętleniu.
***
Na moim ledwo działającym laptopie, z nudów przeglądałam różne oferty lotów. A nóż widelec może akurat się coś znajdzie? Natrafiłam na lot do Tokio, cena wcale nie była przerażająca. Samo w sobie Tokio, brzmiało fajnie. Tylko gdzie ja bym się tam podziała?... W hotelu? Pewnie tak. Ale czy miałabym tam cały czas mieszkać w hotelu? Przecież ja mam tylko szesnaście lat, kto mnie tam przyjmie do pracy? Będę musiała szukać czegoś na brudno. O ile w ogóle coś znajdę... W końcu to Japonia, a nie jakaś tam Rosja.
Mam dość moich głupich i dziecinnych marzeń! Jak ja to wogóle sobie wyobrażam? Nie uda mi się nigdzie polecieć... jestem tego pewna. Prawie...
CZYTASZ
Iskry | Tom Kaulitz
FanfictionZawsze była sama. Dla niej, liczyło się tylko jej zdanie i jej uczucia. Gardziła nimi. Gardziła swymi i cudzymi uczuciami. Nie potrafiła ich okazywać. Nie potrzebowała ich... Lubiła chłód, który dostawała; do którego niefortunnie przywykła. Nie potr...