Rozdział I

1 0 0
                                    

Poczułam ból w lewym nadgarstku i od razu uświadomiłam sobie, że żyje, że nie udało mi się skończyć mojego marnego żywotu. Spróbowałam otworzyć oczy i pożałowałam, jasne szpitalne lampy rozświetlały całe pomieszczenie, nie tylko to mi przeszkadzało, cała moja najbliższa rodzina, czyli brat, mama i tata... wszyscy stali przy moim łóżku i się we mnie wpatrywali.

Nie strasz mnie tak już więcej- przytulała się do mnie zapłakana mama. Jej długie blond włosy zakryły całą moją twarz i gdyby nie to, że ciężko było mi się odezwać, powiedziałabym jej, żeby się odsunęła.

Odsunęła się ode mnie i mój wzrok od razu powędrował na mojego młodszego brata, który przyglądał mi się swoimi niebieskimi oczkami. Jego blond włosy były ułożone na żel. Na sobie miał idealnie przypasowany garnitur. Od razu w myślach skrytykowałam swoją mamę, kto normalny każe pięcioletniemu dziecku ubierać garnitur.

Mój tata ubrany był ubrany w wygodny, czarny dres. Zauważył, że mu się przyglądam. Jego szare oczy zabijały mnie spojrzeniem i już wiedziałam co, chce mi powiedzieć. 

Czekałam, aż to powie, czułam to, od zawsze rozumieliśmy się bez słów.

-Jutro cię wypisują i od razu zawiozę cię do szpitala psychiatrycznego.

Jego oczy się zeszkliły, poczułam niewyobrażalny ból w sercu. Od zawsze byłam bardzo zżyta z tatą, nawet jeśli po rozwodzie rodziców musiałam mieszkać z matką. Podszedł do mnie z zamiarem przytulenia się, ale przez chwilę się zawahał.
Gdy tylko się do mnie przytulił, poczułam spokój, spokój, którego nie czułam przy mamie.

-Przepraszam tato-wychrypiałam.

-Nie przepraszaj mnie kochanie, rozumiem cię.

-Nie chciałam już tego czuć, to było silniejsze ode mnie.

-Przez kogo to zrobiłaś. - zapytał się z bólem w głosie.

-Octavian. - tylko to z siebie wydusiłam, bo znowu poczułam tę niewyobrażalną stratę.
Octavian był moim najlepszym przyjacielem, był dla mnie jak brat, ale zmarł, bo przez problemy się zaćpał. Zmarł, bo mu nie pomogłam.

-Mamo, mogę się przytulić do Viv?- usłyszałam cichy, ale pewny głos Oliviera.

-Tak możesz, ale przypominam ci, że miałeś nie zdrabniać imion.

-Przepraszam. - opowiedział smutny Oli.

Mina mojego taty mówiła wszystko, był zły na moją mamę za to, jak nas wychowuje.
Oli do mnie podszedł i od razu do mnie przylgnął. Po piętnastu minutach do sali wszedł lekarz.

-Panienka Hudgens jutro z samego rana dostanie wypis, a teraz proszę się pożegnać z Vivian.

Od razu po wyjściu rodziców poszłam spać. 

28 marca zapamiętam ten dzień bardzo dobrze. Stałam przed lustrem ubrana w szary komplet dresów. Moje ciemno-brązowe włosy były spięte klamrą, a moje brązowe oczy już nie były takie ładne jak zawsze, teraz były wyblakłe, bez blasku, to nie byłam ja. W drodze do szpitala napisałam Emily, że żyje i nie będzie ze mną kontaktu przez najbliższy czas.

-Dzień dobry. - Przywitałam się z mile wyglądającą panią na recepcji.

-Dzień dobry, jak się nie mylę pani Hudgens.

-Tak. - Odpowiedział mój tata za mnie. 

-Zaraz przyjdzie lekarz i zaprowadzi Vivian do swojego pokoju.

Po załatwieniu wszystkich formalności i sprawdzeniu moich rzeczy czy przypadkiem nie wniosłam na teren szpitala ostrych rzeczy lub innych niebezpiecznych przedmiotów pożegnałam się z tatą i poszłam na rozmowę z psychologiem.

Lekarz zaprowadził mnie do gabinetu psychologa, który wyglądał nawet przestronnie. Pokój był w kolorze beżu z białymi zasłonami i z czarnymi meblami.

Na wprost drzwi znajdowało się biurko, a za nim siedziała, trochę przy starszawa pani ubrana w czarne garniturowe spodnie i beżowy sweter. Jej siwe włosy były upięte w kok.

-Witaj, jestem Isabell i od dzisiaj będę twoim psychologiem. - Uśmiechnęła się do sympatycznie.

-Dzień dobry. - Przywitałam się i już wiedziałam, że ta rozmowa będzie ciężka. 

To the endWhere stories live. Discover now