#1

135 11 3
                                    

W sobotni wieczór popijając lampkę białego wina w domu Alany rozlega się dzwonek do drzwi. Nie przypuszczała, że ktokolwiek przyjdzie do niej osobiście zwłaszcza w weekend. W progu stał Jack lekko przemoknięty od deszczu na dworze.

- Witaj Alano. Mogę wejść? - zapytał zaskakująco uprzejmie. Alana przytaknęła głową i otworzyła drzwi szerzej pozwalając mu wejść do środka.

- Jack mówiłam żebyś nie przyjeżdżał. Patrząc na to jaką drogę przebyłeś domyślam się, że to jednak ważne. - usiadła i napiła się wina czekając na odpowiedź od wieszającego kurtki naczelnego agenta FBI.

- Jest bardzo ważne. - zamykając drzwi trzasnął nimi przypadkowo.

- Uspokój się! Jeszcze dziecko obudzisz. - warknęła widocznie zmęczona i poirytowana - Debil... - powiedziała cicho pod nosem.

- Przepraszam. Przejdę do konkretów. Udało się zlokalizować miejsce, w którym był Will z Hannibalem. Przed domkiem nad klifem leżał zamordowany Francis. - usiadł na fotelu przed słuchającą go z zaciekawieniem Alaną. - Rany były zadane przez więcej niż jedną osobę i jestem pewny, że to robota Willa oraz Hannibala.

- Jest duże prawdopodobieństwo, ale skąd ta pewność? Odnaleźliście ich albo chociaż wiecie gdzie mogą się ukrywać?

- W domku jedno z okien było zbite poprzez strzał. Hannibal i Will musieli być w środku, a osobą strzelającą Francis. Tylko na podwórku była krew więc przenieśli się na dwór. Ta krew ciągnęła się do końca klifu więc sądzę, że po zabiciu Dolarhyde'a skoczyli z niego... - Jack przestał widząc lekki smutek i przerażenie na twarzy Alany od tak wielu tragicznych informacji.

- Chcesz mi powiedzieć, że nie żyją? - odważyła się zapytać po chwili ciszy, która zapadła pomiędzy nimi.

- Takie byłoby nasze pierwsze przypuszczenie lecz nie znaleźliśmy żadnego śladu po nich. - Jack nie chcąc pogrążać Alany nie podawał więcej informacji i skończył swoją wypowiedź.

- Musi być prawdopodobieństwo, że żyją, a przynajmniej jeden z nich. - jej twarz pokazywała wyraźne zamyślenie. Po chwili wróciła do rzeczywistości i popatrzyła na Jacka po tym jak usłyszała płacz dziecka.

- Myślę, że będę już wracał. Dziękuję, że mnie wpuściłaś. - wstał z fotela i udał się do swojego auta zostawiając Alanę w spokoju. Gdy usiadł za kierownicą patrzył się w ciemną pustą drogę analizując samemu kolejny raz tą wstrząsającą sytuację, którą przed chwilą sam opowiadał. Po chwili wzdychnął i odpalił auto ruszając przed siebie. Jazda przez drogę wokół lasu wydawała się dłuższa niż wcześniej. Jedyne o czym myślał teraz Jack to powrót do domu i zaśnięcie. Podczas podróży walczył z samym sobą żeby nie zmrużyć oczu chociaż na chwilę. Nagle na monotonnej drodze w ciemności pojawiło się coś co przypominało postać ludzką. Jack nie był w stanie się zatrzymać więc gwałtownie skręcił na pobocze widząc przed sobą las. Cała sytuacja sprawiła, że od razu się pobudził. Sprawdził czy miał przy sobie broń i po krótkiej chwili wyszedł z pojazdu trzymając ją w dłoniach. Rozglądał się szukając tej dziwnej istoty, którą niedawno zobaczył. Nagle w ciemności znów uformowała się sylwetka męska, którą Jack był w stanie zobaczyć. Tym razem zbliżała się ona w jego stronę. - Stój. Drgnij a strzelę. - powiedział stanowczym głosem przerażony próbując zachować odwagę. Przez to, że postać była bliżej Jacka pozwoliła mu wyczytać jego rysy twarzy. Kiedy jego oczy przyzwyczaiły się do ciemności zauważył kilka kroków przed sobą Willa. Zszokowany na chwilę zaniemówił i dopiero po chwili miał odwagę żeby wydać z siebie jakiś dźwięk. - Will... - Jack nie zdążył wypowiedzieć więcej słów gdyż poczuł jak ktoś mu zakrywa usta i nos szmatką od tyłu. Szybko stracił przytomność i upadł na ziemię. Hannibal podniósł głowę, a jego wzrok wylądował na twarzy Willa.

- Teraz się nim zajmij Will. - oznajmił spokojnym głosem i po chwili odwrócił się idąc w stronę domu Alany Bloom zostawiając go samego z nieprzytomnym Jackiem. Hannibal przyspieszył krok zaoszczędzając trochę czasu. Gdy zobaczył w oddali miejsce, do którego zmierzał skręcił w stronę lasu, żeby się włamać od tyłu. Przechodząc przez las wreszcie natrafił na płot, przez który był zmuszony przeskoczyć. Otrzepał swój czarno-szary garnitur, podniósł głowę do góry i zauważył uchylone tylnie drzwi wejściowe, które ułatwiły mu włamanie się. Bezdźwięcznie je otworzył nie zostawiając żadnych śladów. Kroki stawiał uważnie i po cichu zbliżając się do salonu, w którym znajdowała się Alana. Hannibal stał tuż za siedzącą i popijającą wino kobietą, która niczego nie była świadoma aż do pewnego momentu. Spojrzała na lustro wiszące na ścianie przed nią, a w nim widoczny jej wróg. Wielkie zaskoczenie oraz przerażenie spowodowało, że upuściła kieliszek na swoje uda rozlewając po nich wino. Mężczyzna widząc jak potoczyła się ta akcja postanowił zadziałać szybko i skutecznie. Słysząc jak Alana próbuję złapać oddech podczas duszenia Hannibal był zmuszony użyć więcej siły. Doprowadziło to do utraty przytomności co było dość ważne, aby móc kontynuować. Ostatnią i najważniejszą rzeczą było skręcenie jej karku. Hannibal raptownie skręcił szyję Alanie z uchwytem za głowę powodując zerwanie rdzenia kręgowego na odcinku szyjnym. Zaraz po tym poczuł wibrację w lewej kieszeni garnituru. Wyciągnął telefon i popatrzył się na dzwoniący do niego numer. Odebrał wiedząc kto to lecz był zdziwiony czemu dzwoni i przyłożył słuchawkę do ucha.

- Zabiłem go. - powiedział wyraźnie drżącym i niestabilnym głosem Will. Cały ich plan z wrobieniem w morderstwo się nie powiódł. Hannibal wiedział, że zrobił błąd zostawiając Willa samego z nieprzytomnym Jackiem. Rozłączył się bez słowa i jak najszybciej udał się do tylniego wyjścia. Przeskoczył przez drewniany płot i pobiegł lasem w stronę jego towarzysza.

- Zdążyłeś ją zabić prawda? - odezwał się klęcząc nad Jackiem we krwi nie spuszczając oczu z martwego ciała. Hannibal przykucnął i położył swoją rękę na ramieniu Willa patrząc na jego zdruzgotaną twarz.

- Coś wymyślimy. - wypowiedział te słowa wiedząc w jak tragicznej sytuacji się znaleźli. Will spojrzał się na niego z żalem w oczach wiedząc jakich kłopotów im narobił. Hannibal oparł swoje ręce na kolanach pomagając sobie wstać, żeby nie pogrążać Willa i podał mu rękę. Brunet nie spuścił wzroku na sekundę przyglądając się jego twarzy. Położył swoją zakrwawioną dłoń na ręce Hannibala i powoli wstał.

- Wracajmy już. Nie chcę więcej patrzeć na to co zrobiłem. - oznajmił i odwrócił się w stronę lasu. Hannibal podążał za nim aż do ich motocyklu, którym tu przyjechali i schowali w lesie. Kanibal wsiadł na pojazd, a zaraz za nim Will, który objął go aby nie spaść podczas jazdy. Motocykl głośno ruszył i wyjechał z lasu na asfalt jadąc w stronę miejsca z drewnianym domkiem nad małą rzeczką.

Jak smakuje kanibal?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz