ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

2K 57 9
                                    

Noc nadeszła niespodziewanie szybko. Słyszałam jak Olivier, Bruno i Lucy wrócili do domu. Ich kroki roznosiły się echem po wyciszonych pomieszczeniach. Nic nie mówili. Milczeli, a cisza między nimi drażniła mnie w uszy coraz bardziej. Nie chciałam wychodzić z pokoju. Chciałam pozostać sama już na zawsze. Ukryta gdzieś głęboko w otchłani czterech ścian, które w tej chwili wydawały mi się najlepszym możliwym wyjściem. Od kilkunastu dni w mojej głowie działa się istna burza, która zamiast łagodnieć, z dnia na dzień się nasilała, niszcząc wszystko po drodze. Miałam dość moich myśli i tego, że nie mogę się od nich uwolnić, a tak rozpaczliwie chciałam poczuć spokój. Nie wiem czy byłabym w stanie im wszystko wyjaśnić, dlatego miałam nadzieję, że Alexander postanowi im wszystko wytłumaczyć.

Usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi. Co nie dziwne, bo cały czas siedziałam na drewnianej podłodze, opierając głowę o zimną ścianę. Potężne kroki wypełniły pusty korytarz, a później usłyszałam głos Aleksandra. Rozmawiał z nimi wszystkimi. Nie wiem jak długo, nie wiem dlaczego i o czym gadali. Nie wiem czy chciałam wiedzieć. Ignorowanie chłopaka stało się cięższe niż myślałam. Jednak nie byłam z nim aż tak zżyta, żeby narażać się dla niego. Nie wiem co takiego zrobił, że ten cały Chuck chce go dopaść, ale szczerze nie powinno mnie to obchodzić. Przez te kilka godzin przemyślałam sobie wszystko i doszłam do wniosku, że żadne z nas nie powinno się narażać na rzecz chłopaka.

Po kilkunastu minutach położyłam się w łóżku. Czułam coraz większe zmęczenie, które zaczęło ogarniać cały mój organizm. Nie wiem która była godzina, ponieważ nie miałam nawet siły sięgnąć po telefon, aby to sprawdzić. Byłam wyczerpana, moja energia została pochłonięta. Wiem to, że musiało już być późno. Na dworze zrobiło się całkowicie ciemno, a jedynym źródłem światła na niebie był księżyc i gwiazdy. Okryłam się kołdrą i przekręciłam na bok. Chciałam usnąć, chociaż na chwilę odpocząć, ale mój organizm nie współpracował. Odmawiał mi posłuszeństwa, co było całkiem irytujące. Ja mówiłam, że chce spać, tymczasem on mówił, żebym jeszcze chwilę wszystko przeanalizowała w swojej głowie. Po chwili usłyszałam jak drzwi do pokoju lekko się uchylają, wpuszczając do pomieszczenia delikatne światło, na co chciałam krzyknąć. Wszystko mnie bolało i tak bardzo chciałam już zmrużyć oczy.

- Hej kochanie - głos mojego przyjaciela przyjemnie podrażnił moje narządy słuchowe.

- Jak się czujesz? - zapytała Lucy swoim melodyjnym głosem, który wypełnił cały pokój.

Materac pode mną się ugiął. Poczułam na swoich plecach delikatny, ciepły dotyk. Westchnęłam ciężko i odwróciłam się w ich stronę, patrząc na tą dwójkę, która wpatrywała się we mnie z wyraźnym zmartwieniem w oczach. Nie chciałam ich w to wplątywać, czułam się cholernie źle, że zepsułam cały nasz wieczór.

- Muszę odpowiadać? - mruknęłam, podnosząc się do pozycji siedzącej. Oparłam się o zagłówek łóżka i spojrzałam w sufit. Nie chciałam na nich patrzeć, nie teraz i nie w takim stanie, gdy byłam blisko rozpadnięcia się na kawałki.

- Alexander o wszystkim nam powiedział - rzucił Olivier, splatając swoją dłoń z moją, przez co od razu na niego spojrzałam - Powinniśmy wszyscy to przegadać, to chore, że ktoś Cię prześladuje – powiedział rozdrażniony całą sytuacją.

- Powiedział wam? - zapytałam niepewnie, jakby słowa blondyna nie chciały przebić się przez moją twardą powłokę w głowie.

Tak po prostu im powiedział? Ale dlaczego? Przecież to nie miało sensu... Myślałam, że nie chce nikomu o tym mówić. Czy to znaczy, że sytuacja stała się tak poważna, że był zmuszony o wszystkim powiedzieć?

- Tak, dlatego chcieliśmy, żebyś do nas dołączyła i żebyśmy razem, jeszcze raz to przegadali - wydusiła z siebie Lucy, zerkając na mnie z ukosa – Chyba, że nie chcesz, wrócę tam i powiem, żeby...

Let me breathe. (KOREKTA)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz