Obudziły mnie ostre promienie słońca wpadające do mojego pokoju przez okno dachowe. Usiadłam na łóżku i spojrzałam na kalendarz wiszący na przeciwległej ścianie. Piąty czerwca, poniedziałek. Szczerze nienawidzę poniedziałków. Mam dziś same najgorsze lekcje i sprawdzian z matematyki na który uczyłam się wczoraj cały wieczór. Naprawdę nie mam zamiaru dostać następnej tróji, czym znów zawiodłabym mamę.
W końcu podniosłam się z łóżka i zeszłam na dół, żeby zjeść śniadanie. W domu nie było nikogo. Moja mama najwyraźniej ma jakieś licytacje, bo z korytarza zniknął stos jej obrazów. Kocha takie wydarzenia bo może sprzedać nadmiar obrazów, który zalega od dłuższego czasu u nas w domu. Mój ojciec pewnie jest już w pracy, jak zwykle. Szczerze, nawet nie pamiętam kiedy ostatni raz z nim rozmawiałam.
Otworzyłam lodówkę i wyjęłam z niej mleko w kartonie, po czym sięgnęłam po pudełko płatków stojące na półce. Wsypałam trochę do miski i zalałam mlekiem, a następnie usiadłam do wyspy kuchennej. Zaczęłam jeść w międzyczasie przeglądając Instagrama. Polubiłam zdjęcie jakiegoś chłopaka i post moich koleżanek- Bethanny i Kate. Były naprawdę spoko. W sumie to nawet je lubiłam, były jednymi z kilku osób w mojej szkole, z którymi naprawdę dało się dogadać.
Spojrzałam na zegar, wiszący nad wejściem do kuchni. Siódma trzydzieści dwa. Naprawdę? Mogłam jeszcze sporo pospać. Lekcje zaczynałam dziś dopiero o dziewiątej, więc miałam jeszcze mnóstwo czasu do wyjścia.
Postanowiłam, że po prostu wyszykuję się wcześniej i pójdę do Lindsay. Wróciłam do swojego pokoju i ubrałam czarne jeansy oraz top. Nie miałam zamiaru się dzisiaj ubierać jakoś niesamowicie. Wyprostowałam moje długie, ciemne brązowe włosy i się pomalowałam. Wyglądałam całkiem ładnie, podobało mi się. Spakowałam plecak i wyszłam z domu.
Na zewnątrz powitały mnie gorące promienie słońca. Pogoda w Miami zazwyczaj była idealna, dzisiejszy dzień się nie wyróżniał. Ruszyłam zatłoczonymi ulicami w stronę apartamentowca, w którym mieszkała moja przyjaciółka. Nie było to jakoś daleko, bo mieszkamy w tej samej dzielnicy. Weszłam do środka i udałam się do windy. Lindsay mieszka na drugim piętrze, a że moja kondycja leży i kwiczy z moich nędznych prób aktywności fizycznej,to nie lubię wchodzić po schodach. Stanęłam przed drzwiami blondynki i zapukałam.
Otworzyła mi jej mama.
-Dzień dobry. Lindsay jeszcze śpi?-zapytałam.
-Nie, chodź kochanie- kobieta uśmiechnęła się. Odsunęła się z progu robiąc mi przejście.
Przekroczyłam próg luksusowego mieszkania i ruszyłam do pokoju Lindsay. Jej mama była najmilszą osobą, jaką znałam. Przysięgam, że chyba nigdy nie spotkałam w swoim życiu kogoś milszego. Za to na pewno nie odziedziczyła tego jej córka. Lindsay zawsze mówiła co myśli, nawet jeżeli mogłop kogoś zranić. Tak naprawdę, to jej to chyba wcale nie obchodzą czyjeś uczucia, jeżeli nie chodzi o bliskie jej osoby.
Otworzyłam mocno drzwi. Dziewczyna zaskoczona odwróciła się w moją stronę. Siedziała właśnie przy toaletce i malowała się. Uśmiechnęła się delikatnie.
-Siema-powiedziałam, padając na jej łóżko. Boże, jest takie wygodne. W życiu nie leżałam na niczym wygodniejszym.
-Idiotka.- odpowiedziała na mój czyn.-Niech zgadnę, obudziłaś się wcześniej i przyszłaś po mnie tylko dlatego żeby iść drogą przy plaży?-Przejrzała mnie.
-Tak wyszło. Wstałam za wcześnie, więc, czemu nie, hm?-uśmiechnęłam się.
Znalazłyśmy tą drogę jak chodziłyśmy do szóstej klasy podstawówki. Od razu nam się spodobała ale chodziłyśmy tamtędy rzadko, ponieważ zajmowało nam to więcej czasu niż pójście normalną drogą. Zaczekałam aż dziewczyna skończy się malować. Gdy skończyła, zarzuciła na plecy swój plecak i wyszłyśmy z domu po drodze żegnając się z jej mamą. Uwielbiałam nasze wspólne poranki. Zazwyczaj rozmawiałyśmy albo po prostu szłyśmy w ciszy. Jesteśmy już w takim stadium przyjaźni, że nawet cisza jest dla nas komfortowa. Tym razem padło na rozmowę.
CZYTASZ
Let's break ourselves
RomanceCZY IGRANIE Z OGNIEM, DAJE PRZYJEMNOŚĆ? Siedemnastoletnia Jacqueline prowadzi spokojne życie w Miami. Nauka, szkoła, znajomi. Jej życie wydaje się nudne, prawda? Prawda, dopóki w mieście nie robi się coraz niebezpieczniej. Następuje szereg morderst...