Szare chmury wisiały nad lasem. Nagle coś huknęło i z nieba poleciał mocny, ciepły deszcz. Piorun ponownie uderzył budząc wszystkie zwierzęta. Wiekowe sosny uginały się pod nadmiarem ogromnych kropli, a wszystkie trawy i rośliny falowały na wietrze.
W krzakach coś zaszeleściło a pomiędzy drzewami mignęło szare futro. Ciemny pyszczek wyłonił się zza pokaźnego świerku. Kot zbliżał się powoli do przeciwnika którym był tłusty drozd. Na nieszczęście napastnika jego noga stanęła na gałęzi płosząc potencjalny posiłek.
Deszcz wciąż nie ustawał. Nie było wiadomo czy kot stracił śniadanie, obiad czy kolację. Szarak już miał odbiec gdy usłyszał rozmowę. Odruchowo kucnął i wycofał się w krzaki.
— Gruszkowa Gwiazdo! — krzyknął większy kocur siadając tuż przed miejscem gdzie schował się szary. Na polance zjawiła się aksamitna, liliowa kotka.
— Uspokój się Grzmiący Pazurze — miauknęła kotka siadając naprzeciwko — To nie dobra pora na atak!
— Dlaczego? — prychnął sfrustrowany Grzmiący Pazur.
— Atak na Klan Mgły w taką pogodę to niezbyt dobry pomysł. Mieszkają przy rzece, która może teraz spowodować powódź. Poza tym zanim byśmy zaatakowali utopilibyśmy się w tym błocie — tłumaczyła Gruszkowa Gwiazda — Czyż nie mam racji?
— Nie masz! — krzyknął Grzmiący Pazur skacząc na kotkę.
Przywódczyni nie była gotowa na atak i zanim się zorientowała Grzmiący Pazur wbił zęby w jej szyję. Kotka wydała z siebie ostatnie tchnienie. Gdy kocur położył ją na ziemię dodatkowo zabrudził jej futro piachem i podrapał jej pysk.
— Należało ci się niewdzięczna kocico — prychnął z uśmiechem — Klany! Powitajcie Grzmiącą Gwiazdę!
Szybki, bo tak nazywano szarego kocura, wycofał się głębiej w las. Dawniej słyszał o tych klanach, nie myślał jednak że któryś z kotów śmiałby zabić pobratymca. Postanowił pozostawić widok martwej przywódczyni dla siebie.
— Kto uwieżyłby samotnikowi takiemu jak ja? — powiedział sam do siebie — A może znajdzie się ktoś kto mi uwieży? Nie... Uspokój się Szybki! — krzyknął jakby myślał że to mu pomoże — Nie ważne...
Kocur wbiegł w gąszcz paproci. Jego futro zachaczało o mokre gałęzie a kolce ranuły go w pysk. Każdy kamień lub korzeń przeskakiwał bardzo zwinnie, jakby na pamięć znał ich położenie. Przed nim pojawił się pagórek. Wspinał się szybko i bez większego zastanowienia. Deszcz padał coraz mocniej i szybciej udeżał o liście.
Szybki wskoczył na szczyt wzgórza i podniósł głowę. Nie było tam żadnych drzew więc doskonale widział obozy innych klanów i miejsca które zamieszkiwali dwunożni.
Ułożył się na swoim prowizorycznym posłaniu z trawy i liści. Do jego nosa dotarł nowy zapach. Przez deszcz i wiatr trudno było mu określić co to za woń. Nagle coś zaszeleściło i zza drzewa w oddali wyłoniła się czarna, umięśniona sylwetka. Kot zbliżał się szybko, z każdym udeżeniem serca przyspieszał. Szybki nie odważył się ruszyć. Zrozumiał że napastnik jednym ruchem by go zabił. Gdy kocur przyjżał się jego źrenice zrobiły się ogromne jak księżyc w pełni. Zatrząsł się ale nie z zimna, a że strachu ponieważ zbliżał się do niego morderca Gruszkowej Gwiazdy.