26.

51 15 5
                                    

Byli umówieni w jadalni na siódmą rano. Proponował, żeby spokojnie zjedli śniadanie u niego, ale odmówiła. Od jego apartamentu wolała trzymać się z daleka. Tak na wszelki wypadek. A nocne zdarzenie tylko potwierdziło jej ostrożność.

Przyszła do jadalni z kilkuminutowym opóźnieniem, ale Ariela nie było. Za to napotkała kilkoro pracowników, którzy poza zdawkowym "dzień dobry" albo kiwnięciem głowy nie poświęcili jej żadnego zainteresowania.Poczuła się skrępowana. 

"Nie chcą mnie tutaj! - przemknęło jej przez głowę. - I mają prawo. Cholerny Ariel, narobił kłopotów. Każdy z nich pewnie byłby lepszym dyrektorem niż ja. Szczególnie, że nie jestem żadnym dyrektorem. No właśnie, kim ja jestem, żeby mówić tym ludziom, co mają robić?"

Westchnęła ciężko. Wszystko się komplikuje! Nie dość, że czuje się tutaj niechciana, to jeszcze w nocy miała kolejny dowód, że nie pozbędzie się Ariela ze swojego życia, z krwiobiegu, ze szpiku kostnego... Co w nim tkwi takiego, że w dalszym ciągu jest gotowa zrezygnować ze swoich przekonań i poczucia bezpieczeństwa, które osiągnęła, żeby znów polecieć do niego, jak tylko mężczyzna kiwnie palcem?

Jak z tym żyć? Zaakceptować, że nie jest panią własnej woli? Własnego ciała? Że w każdej chwili może polecieć do niego i zażądać "bierz mnie"?

Nie podobało jej się to. Nie ufała mu, nie chciała znów władować się w coś, co z takim trudem zostawiła dawno za sobą. A najgorsze, że nie ufała sobie.

Żeby przestać myśleć o tych zawirowaniach, postanowiła skupić się na czymś innym. Nigdy nie działało u niej "Nie myśl o tym". W zamian stosowała zasadę "Pomyśl o czymś innym, zajmij ręce, głowę i czas".

Obsłużyła się przy bufecie i przeszła z tacą obok stolika, przy którym siedziało kilkoro pracowników kliniki: dwóch lekarzy, psychoterapeuta i pielęgniarka. Pamiętała ich z wczoraj, gdy Ariel przedstawiał jej personel. Zajęła miejsce obok, nie bacząc na nieżyczliwe spojrzenia, jakimi obdarzali ją sąsiedzi.

Przez moment jadła w milczeniu, mając nadzieję, że Ariel, spóźniony już jak chyba nigdy, przyjdzie w końcu. Nie przyszedł. Jedynie jej telefon zawibrował wiadomością:
"Czekam o ósmej w gabinecie".

"Nie przyszedł na śniadanie, mimo że byliśmy umówieni. Nie chce mnie widzieć po tej nocy? - pomyślała. - Nic straconego, ja też nie pałam wielką ochotą. Ale przecież nic się nie stało."

Zirytował ją tym unikiem, tak innym od jego normalnego zachowania. Mimowolnie, chowając telefon do kieszeni, obrzuciła gniewnym spojrzeniem siedzących obok.

- Ma pani do mnie jakiś problem? - zareagowała pielęgniarka. Jej głos był równie gniewny.

- Nie, czemu? - Julia, skupiona przez moment na telefonie, zapomniała, że sąsiedni stolik zajmują ludzie, którzy nie pałają do niej sympatią.

- Spojrzała pani na mnie, jakbym pani matkę zabiła - wypsnęło się kobiecie.

Julia widziała, ze tamta jest zdenerwowana. Młoda była, z pewnością młodsza od psycholożki.
- Przepraszam - odparła spokojnie.

Nie miała ochoty na przepychanki słowne. Nie w sytuacji, gdy za pół godziny miała się spotkać z Arielem i rozmawiać o sprawach zarządzania kliniką; patrzeć na niego, mając w pamięci nocne pożądanie. Musiała się skupić, żeby zapomnieć o tym, co zdarzyło się kilka godzin temu.

Tamta mruknęła pod nosem. Sądząc z reakcji siedzących obok niej, było to coś mało grzecznego; ale kiwnęła głową i odwróciła wzrok od Julii.
Ta dokończyła śniadanie we względnym spokoju. Fizycznym, bo już nikt nie próbował jej go zakłócić i psychicznym, bo otworzyła na tablecie serwis bibliofilski i zagłębiła się w lekturze jakiegoś powieścidła.

Miłość po przejściach  / 18+ / zakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz