chyba styczen idk
________________________________________________________________________________
Głośna melancholia mnie z wieczora dopada
Tak dźwięczna i monotonna niczym letnia cykada
Spogląda na moją mokrą twarz z góry
I osąd wydaje; zwykle ponury
Pochłania moje ciało własną obecnością
Kieruje się wyłącznie instynktem, nie sprawiedliwością
Podnosi rękę, sięga po broń
Leniwie i gwałtownie przystawia pod skroń
Delektuje się chwilą, moim cierpieniem
Przygniata zimnym, bezwzględnym spojrzeniem
A kiedy już myślę, że wykończy mnie szaleniec
Zostawia tylko na twarzy rumieniec
godam znowu tylr crignu