Rozdział 34

591 80 10
                                    


Kiedy zniknął u siebie w gabinecie, zupełnie zapomniał o tym, że miał gości, lecz musiał skupić się sprawach posiadłości, które mimo że cały czas kontrolował listowanie, wymagały czasami jego obecności. Dzięki temu przyjazdowi mógł nadrobić braki i zobaczyć, jak cały majątek funkcjonował.

Jakąś godzinę później usłyszał ciche pukanie.

— Proszę — zawołał i odłożył pióro, a potem wyrównał kartki, które podczas pisania trochę się skrzywiły. Do środka wszedł zmieszany Greg, co oczywiście bardzo szybko go zaalarmowało. — Co się stało? — zapytał zaniepokojony.

— Chciałbym milordowi coś powiedzieć, ale... Obiecałem, że tego nie zrobię, tylko że... — Kamerdyner jąkał się i czerwienił na zmianę, dlatego Marcus wskazał mu fotel naprzeciwko biurka.

— Mówiłem ci, żebyś nie mówił na mnie „milord", to jest zbędne.

Greg kiwnął głową, ale najwidoczniej sprawa, z którą do niego przyszedł zajęła jego wszystkie myśli, bo nawet nie zaprotestował, jak miał to w swoim zwyczaju.

— Mamy problem z Oscarem. Panna Woodland zapytała mnie o niego, bo chłopak przyniósł jej herbatę i był zdenerwowany. Mówiła, że wyglądał trochę na zmieszanego.

— Narzucał się jej?

— Nie! — zaprzeczył gwałtownie Greg, na co markiz uniósł wysoko brwi i przyjrzał mu się dokładnie. Obawiał się kierunku tej rozmowy, bowiem doskonale znał problem chłopaka.

— Myślisz, że mógłby czuć się onieśmielony urodą panny Woodland?

— Może, bo niewątpliwie panienka jest urodziwa. Tak, że zapiera dech w piersiach, a jak się... — urwał nagle kamerdyner, gdy milord spojrzał na niego spod zmarszczonych brwi.

— Do rzeczy, Greg — wycedził przez zęby.

— Tak, cóż — mruknął mężczyzna, odchrząknął i zerknął nerwowo na markiza. — Chodzi o to, że Oscar chyba wrócił do uzależnienia.

Marcus pochylił się w fotelu, a potem przetarł dłońmi twarz, bo doskonale wiedział, co to oznaczało. Nie mógł trzymać tego chłopaka w tym miejscu.

— Będę musiał z nim porozmawiać — odpowiedział jednak, chociaż wiedział, że ta rozmowa nie pójdzie gładko i na pewno będzie bardzo ciężka dla młodego mężczyzny, który rozpaczliwie próbował wrócić do normalności.

— Mam go zawołać?

— Nie, nie teraz. Zrobię to wieczorem.

— Tylko bardzo proszę, niech milord nie mówi nic, że to panienka Woodland się sarżyłą, bo nie chcę wyjść na donosiciela. Obiecałem to jej, a ona na pewno czułaby się źle z tym, że to z jej powodu Oscar może mieć problemy.

Anglesey zerknął na służącego raz jeszcze, tym razem jednak nie tak ostro jak poprzednio i byłby się uśmiechnął na widok jego oczarowania, ale wcale nie było mu do śmiechu. Dziewczyna zdążyła w jakiś sposób okręcić sobie weterana wokół palca i sprawiła, że jego kamerdyner, a wcześniej doskonały żołnierz, zapewne był gotowy spełnić najmniejszą jej zachciankę.

— To porozmawiam z panną Woodland — westchnął, jakby to był najgorszy obowiązek na świecie. — Ktoś jej towarzyszy tak, jak prosiłem?

— Tak.

— Dowiedz się, gdzie ona jest.

Greg kiwnął głową i wyszedł, a markiz wstał i podszedł do okna, skąd rozpościerał się widok na ogrody. Lubił to miejsce, bo było ciche i piękne, i dzięki niemu doszedł do siebie po Indiach. To tutaj zaleczył swoje rany na ciele i duszy, a chociaż nie było to łatwe, to siłą wpojona dyscyplina sprawiła, że obecnie czuł się o wiele lepiej, niż jego ludzie. Oscar zupełnie sobie nie radził z rzeczywistością, która tak bardzo go przytłoczyła, że popadł w uzależnienie od opium i eteru.

Znajdziesz mnie o północy✓ [Blizny#2]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz