Pocałunek, który ona sama zainicjowała, zaskoczył ją tak samo, jak markiza. Zauważyła jednak, nie bez cienia satysfakcji, że Marcus był zupełnie zszokowany jej zachowaniem. Na pewno nie był całowany przez damy, bo dla niego to oczywiście było wykroczenie, które w jego patrycjuszowskim, niezachwianym świecie zasad było co najmniej zobowiązujące do zaręczyn.
Dlatego od razu chciała wyjaśnić tę sprawę. Najpierw jednak musiała się przygotować, nabrać nie tyle odwagi, co pewności, że nie zacznie krzyczeć na niego. Mogłaby go wyprowadzić z równowagi i popatrzeć, jak traci panowanie nad sobą, ale z drugiej strony: im mniej miała z nim do czynienia, tym mniejszy mętlik w głowie miała.
Ostatnie wydarzenia sprawiły, że jej uczucia zaczęły się dziwnie plątać i sprawiły, że ich znajomość nabrała dziwacznej barwy. W głowie wciąż miała tamten bal, na którym przycisnął ją do ściany własnym ciałem. To wspomnienie rozpaliło ją w niewytłumaczalny sposób. Pamiętała każdy szczegół, każdą część jego ciała, jaka do niej przylegała oraz ciepły oddech muskający jej szyję i policzek. Pachniał tak dobrze: cynamonem? Może jakąś inną przyprawą, chociaż nie rozumiała, skąd to wrażenie.
Nabrała powietrza w płuca, a potem ze świstem je wypuściła. Po chwili zrobiła to jeszcze raz i w końcu rozumiała, że mogła iść poszukać Marcusa. Przez głowę przemknęło jej, że może jednak nie powinna do tego wracać, tym bardziej, że nie pojawił się u niej zaraz po tym, jak od niego uciekła, więc zapewne wrócił do swoich zająć.
Ale chciała i zamierzała mu wyłuszczyć wszystko tak dokładnie, żeby zrozumiał, że to był tylko pocałunek.
Tylko?
Zastanowiła się i potrząsnęła głową. Oczywiście, że tak.
Wyszła z pokoju i skierowała się na dół, ale miała wrażenie, że ktoś za nią podąża. Odwróciła się gwałtownie i zmrużyła oczy, kiedy zobaczyła, jak czyjś but znika nagle za zakrętem. Miała wrażenie, że dostrzegła uniform służącego, jednak nie była pewna. Może to markiz postanowił ją śledzić w obawie, że znów zechce się schować? To byłoby całkiem prawdopodobne, ale jednocześnie wiedziała, że skoro był szpiegiem i robił różne, niebezpieczne rzeczy, to na pewno nie dałby się złapać. Nie zamierzała mu jednak odpuścić.
Zaczęła iść w tamtym kierunku, uważnie wpatrując się w miejsce, gdzie widziała, że ktoś zniknął. Usłyszała szuranie butów i skrzypnięcie drzwi, więc przyspieszyła.
— Panno Woodland? — usłyszała nagle za plecami. Drgnęła przestraszona i odwróciła się do służącego. Greg patrzył na nią w oczekiwaniu i nie umknął jej fakt, że był zapewne ciekawy, co robiła.
— Tak? — odpowiedziała nonszalancko i udała, że wcale jej nie przestraszył, mimo że serce biło pospiesznie, jakby chciało wyskoczyć z piersi.
— Milord panienkę wzywa do salonu na dole.
Popatrzyła na niego zaskoczona i wszystkie myśli dotyczące śledzącego ją markiza musiała zweryfikować, bo skoro był w salonie na dole, to nie mógł jej śledzić.
— Wiesz, czego chce? — zapytała pełna obaw. Zamierzała mu wyperswadować każdą głupotę, jaka wyjdzie z jego ust, która niedawno tak ochoczo całowała.
Co jej strzeliło do głowy?! Przecież nawet go nie lubiła, a wcześnie rozmyślania szybko skreśliła i uznała je za głupie. Ona i Marcus? Fuj.
— Z tego co wiem, to przyjechała hrabina Althrope i markiza-wdowa Anglesey — odpowiedział, zacinając się przy ostatnim słowie. Nawet nie zwróciła uwagi na jego wahanie przy ostatnim słowie, bo poczuła jak grunt usuwa się spod jej stóp.
CZYTASZ
Znajdziesz mnie o północy✓ [Blizny#2]
Romance#Blizny2 Whitney Woodland za nic w świecie nie chciała wychodzić za mąż. Uważała się za kobietę zbyt ciekawską i żądną przygód, by dać się zamknąć w domu. Musiała jednak stworzyć pozory, ponieważ im bardziej zdesperowaną udawała, tym mniej kandydató...