'Dedykuję mamie, tacie, bratu oraz Belle'
PROLOG
Nie jestem dziewczyną z wieloma sekretami, lecz te, które mam, ukrywam pod poluzowaną deską w podłodze obok łóżka.
Wpisy z pamiętnika i wiersze poświęcone moim największym zadurzeniom — takim, o których wiedziała tylko Carmen. Otrzymana w trzeciej klasie od Adama Gurnera walentynka, na którą patrzyłam tyle razy, że praktycznie potrafiłam podrobić jego podpis. Papierek z klasowej wycieczki, podczas której Adam poczęstował mnie gumą do żucia. Kiedy poszłam do liceum, mój sekretny zbiór stał się nieco bardziej interesujący. Kartka z okazji szesnastych urodzin od pierwszego i jedynego chłopaka, podpisana „Z miłością, Pete”. Patrzę na nią i przypomina mi się, jak Carmen piszczała, bo to najbliższe wyznaniu „kocham cię”, co miałyśmy okazję słyszeć.
To tylko kilka spośród pamiątek, które trzymam w swojej sekretnej kryjówce. Nikt nie wie o tej poluzowanej desce w moim pokoju, nawet rodzice, bo przykrywa ją duży puszysty dywan. Za każdym razem, gdy tam zaglądam, mam wrażenie, jakbym spoglądała do swojego serca. Każda z tych rzeczy sama w sobie może wydawać się mało znacząca, ale o to właśnie chodzi.
Widzicie, wierzę w to, że każdemu pisana jest love story, jednak nigdy nie wiadomo, kiedy się zdarzy. Może przypadkiem wpadniesz na kogoś na koncercie, gdy zespół gra akurat twoją ulubioną piosenkę. A może napotkasz spojrzenie przystojnego nieznajomego stojącego na drugim końcu zatłoczonego pomieszczenia. W kwestii miłości od pierwszego wejrzenia nie mam pewności - mama mówi, że prawdziwa miłość potrzebuje czasu. Wyobrażam sobie, że da się cofnąć pamięcią do chwili, gdy poznało się kogoś, kogo się kocha, i pomyśleć: „O tak, powinnam to była już wiedzieć”. Dlatego że to, co najbardziej lubisz w tej osobie, istniało też wtedy, gdy patrzyła ci prosto w twarz... i pamiętasz, jak szybko biło ci serce. Dochodzisz do wniosku, że to rzeczywiście była miłość - jej początek — tyle że jeszcze o tym nie wiedziałeś. Czasami wydaje mi się, że przechowuję drobiazgi takie jak papierek po gumie na wypadek, gdyby te chwile miały się okazać początkiem czegoś prawdziwego. Wtedy będę mogła spojrzeć wstecz i wszystko sobie przypomnieć.
Tak mi się przynajmniej wydawało do czasu... aż moje wspomnienia zniknęły. W skrytce znajdują się trzy przedmioty lecz nie pamiętam chwili, gdy je tam umieściłam:
Zasuszona róża.
Polaroidowe zdjęcie, na którym stoję obok latarni i patrząc na fotografa, uśmiecham się tak szeroko, jak na żadnej innej fotografii.
Klucz z brązu.
Przyglądam się tym trzem przedmiotom i myślę, że może mam jednak więcej tajemnic, niż mi się wydawało — nawet przed samą sobą.
Gdy w zeszłym roku wracałam z balu walentynkowego, miałam wypadek. Był późny wieczór i padał lepki śnieg, jednak nie ostrzegano przed wsiadaniem za kółko. Wpadłam w poślizg i uderzyłam w drzewo. Nie pamiętam tego. Wiem tylko tyle, ile mi powiedzieli rodzina oraz przyjaciele i co można przeczytać w necie, gdy się wygugluje Ellę Fitzpatrick.
Kiedy swego czasu wpisywałam w wyszukiwarkę swoje imię i nazwisko, aby sprawdzić, co mogą znaleźć w sieci uczelniane komisje zajmujące się rozpatrywaniem podań o przyjęcie na studia, pojawiały się jedynie artykuły o mojej pracy wolontariuszki. Teraz, jeszcze zanim do końca wpiszę swoje nazwisko, wyszukiwarka podpowiada: „Ella Fitzpatrick wypadek”. Za każdym razem się wzdrygam.
Ludzie czytają takie artykuły i wyobrażają sobie tragedię. Tyle że wcale tak nie było. Nie do końca.
Gdy zaczynam się nad sobą roztkliwiać, przypominam sobie, że pod wieloma względami miałam szczęście. Nie jest to jedna z tych historii z udziałem pijanego kierowcy ani nie zginął żaden pasażer. Mam szczęście, że Carmen udało się zebrać przez GoFundMe pieniądze, by moja rodzina mogła pokryć gigantyczne rachunki za leczenie. A przede wszystkim mam szczęście, że krwawienie do mózgu w pewnym momencie ustało.
Uważam się też za niesamowitą szczęściarę z powodu mniej ważnych rzeczy. Mam szczęście, że byłam szesnastolatką, a zatem osobą nieletnią, i moje zdjęcia nie pojawiały się w wiadomościach. Mam szczęście, że do wypadku doszło w lutym i po sześciomiesięcznej rekonwalescencji mogłam nadrobić ten okres w letniej szkole, dzięki czemu nie straciłam roku. Mam szczęście, że kiedy w szpitalu poprosiłam o spotkanie z Pete'em, zjawił się bez szemrania, mimo że zerwałam z nim trzy tygodnie przed wypadkiem.
Dlaczego nie pamiętam naszego rozstania? Cóż, po wypadku nie pamiętam wielu rzeczy, na przykład tych trzech przedmiotów trzymanych pod deską w podłodze.
Jednak w kwestii utraty pamięci także mam szczęście. Lekarze powiedzieli, że amnezja to naprawdę rzadka przypadłość, ale gdy już występuje, ludzie zwykle zapominają całe lata. Tymczasem ja straciłam jedynie dwa i pół miesiąca. Siedemdziesiąt siedem dni. Jedenaście krótkich tygodni mojego życia.
Mimo to chcę je sobie przypomnieć. Tyle że za każdym razem, kiedy wracam myślami do walentynek, mam w głowie kompletną pustkę.
Ale to nie jest tragiczna opowieść o utraconych jedenastu tygodniach. To opowieść o jedenastu papierowych sercach. które odkrywam rok później.
CZYTASZ
🩷11 Papierowych serc🩷
Adventure11 utraconych tygodni. 11 szans, żeby je odzyskać. Rok temu: Życie Elli było idealne. Miała cudownych przyjaciół i niesamowitego chłopaka. Wszystko się zmieniło w momencie wypadku samochodowego. Kiedy Ella obudziła się w szpitalu, nie pamiętała ani...