darmowy fragment ebook-a z empik.com

10 1 6
                                    

Straszliwa melancholia WielkiegoLorda Królestwa Ciemności

Rozdział 1 - Wielki Lord Królestwa Ciemności



- Panie, a jeśli z ciemności wyjdzie na nas coś złego?

- To my jesteśmy złem z ciemności, kretynie!

Skobel niekiedy jeszcze płonił się wewnętrznie na wspomnienie owego gniewnego okrzyku, którym to swego czasu przypomniano mu, iż pełni zaszczytną rolę popychła Wielkiego Lorda Królestwa Ciemności. Nic wówczas nie pomogło tłumaczenie, że w świecie zanurzonym na podobieństwo skamieniałej gąbki w oceanie oleistego mroku, gdzie niebezpieczeństwo zdolne jest wychynąć z każdego zakamarka, każdej szczeliny i każdego okruszka cienia niby wiecznie szczerząca zębiska murena o nigdy nie zamykających się szklanych oczach, łatwo było zapomnieć, jaki to zaszczyt kopnął Skobla prosto w splot słoneczny. Co prawda z raz czy dwa obiecał swemu panu, że w końcu nawyknie do bycia bardzo, bardzo złym i usłużnie szczwanym, ale o wiele naturalniej niż dokuczanie małym stworzonkom i knucie podłych podłości przychodziło mu skomlące tchórzostwo lub - gdy już zupełnie się zapomniał - bezwstydnie pogodna beztroska. Dlatego też z niejaką zazdrością spoglądał na klęczące w sali tronowej postaci. One doskonale pamiętały, co im grozi i gdzie jest ich miejsce, a dzięki temu żaden lordowski but nie musiał tęgim kopniakiem uświadamiać ich już od śniadania o hierarchii mrocznych bytów.

Wysokie, potężne w barach, szerokopierśne istoty przypominały chodzące na dwóch nogach koty. Miały wielkie potargane uszy, oczy podobne ogromnym klejnotom i pazury niby głodne krwi sztylety. W przestronnej, nasyconej półmrokiem sali, gdzie prócz tchnącej chłodem kamiennej posadzki obłóczonej koronkami wzorków, co kruszały pod palcami czasu niby usychające z wolna winorośle, i wykutego z kamienia tronu, rozłożystego jak kwiat, nie było absolutnie nic więcej, dwie smukłe bestie gięły się na podobieństwo trzcin pod naporem wiatru i wyprężały gibkie grzbiety. Przed nimi, rozwalony na tronie niczym znudzone dziecko, z szeroko rozstawionymi nogami i niedbale spływającą po oparciu sylwetką, spoczywał wielki generał Królestwa Ciemności - Jego Mroczność Lord Żmijowiec. Przybysze widzieli jedynie cień jego sylwetki, ale czuli gęsty mrok sączący się od tronu - rozlewający się wężowymi strużkami mróz, od którego trzaska powietrze. Gęste futro na ich grzbietach stroszyło się mimowolnie, a mięśnie wielkich dłoni napinały się, przez co momentami oba kocury bezwiednie skrobały po posadzce ostrzami pazurów.

- Tak więc... panie... - podjął na nowo jeden z nich niskim, męskim głosem. - Chodzi nam jedynie o sitowie z twych stawów... O nic więcej...

Nie usłyszeli odpowiedzi, co jeszcze bardziej nastroszyło im sierść na karkach.

- No i może o rybkę albo dwie... - dorzucił pospiesznie jego towarzysz, coraz bardziej wystraszony odgłosem własnych pazurów, szurających w przejmującej ciszy. - Zawsze się przy pracy coś złapie...

Jego kamrat aż zesztywniał na te słowa.

- Och, nie, najwyżej kijaneczkę! I to przypadkiem! - niemal zakrzyknął z głębi piersi.

Drugi kocur, poznawszy, że pozwolił sobie na zbyt wiele, natychmiast jął tłumaczyć nieporozumienie.

- Ależ tak, jakie tam rybki?! W końcu jaka tam ryba może być w takim bagnie? Najwyżej glisty jakieś!

Z pewnością wybałuszyłby oczy, gdyby dane mu było wsłuchać się we własne słowa, ale łapa jego towarzysza była zdecydowanie szybsza niż jego własne myśli i nim zamknął paszczę, wbiła mu czoło w ziemię.

- Bagienny łbie! Pokłoń się Jego Mroczności i błagaj o wybaczenie!

"Tym razem to nie moja krew zbrudziła kamień" - pomyślał bez żadnej złośliwości Skobel, lecz zaraz zrzedła mu mina, gdy uświadomił sobie, kto będzie musiał tę plamę wyszorować.

Straszliwa melancholia Wielkiego Lorda Królestwa Ciemności (darmowy fragment)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz