Stałamna na przeciwko wysokiego blondyna, który intensywnie się we mnie wpatrwał. Miał na sobie szare dresy i czrną obcisłą koszulkę w której swoją drogą, wyglądał bardzo ładnie. Jego ramiona zdobiły liczne tatuarze, a w nosie, jednym uchu i brwi miał kolczyka.
Zarazmiał się zacząć mecz. W sumie bardziej pojedynek, ale mniejsza ztym. Jeśli wygram pojadę na zawody międzylicealne. Każdy pragniesię na nie dostać, ponieważ duża suma pieniężna i sława brzmi zachęcająco, prawda? Mi jednak zależy szczególnie. Potrzebuje stypendium, żeby opłacić zajęcia w szkółce baletowej mojej siostrze. Widzę jak bardzo Daisy lubi balet, jednak moja rodzina nie jest w najlepszej sytuacji finansowej. Takie zajęcia to dla nich duży wydatek, więc opłacam je ze swoich stypendiów.
-Moi drodzy, zaraz zacznie się pojedynek dwóch najlepszych zawodników badmintona w szkole! - rozległ się głos komentatora.
Na dźwięk gwizdka lotka poszybowała w powietrze. Odbiłam ją szybko.Chłopak zrobił to samo. Odbijał spokojnie i przewidywalnie. Kiedy chłopak znojdował się blizko końca boiska wybiłam lotkę bardzo delikatnie. Kiedy już miała upaść blondyn zwinnie wybił ją wgórę, tak, że spadła kawałek za mną. Fuknęłam ze złości. Tak bardzo nie chciałam przegrać.
Kiedy schyliłam się po lotkę mój przeciwnik poprawił jasne włosy i owinął sobie jedno pasemko wokół palca. Widziałam jak kilka pierwszo klasistek wzdycha i wpatruje się w mojego rywala. Wiedziałam, że jest popularny i sporo dziewczyn się za nim ugania, jednak dalej nie byłam w stanie zapamiętać jego imienia. Przyjrzałam mu się dokładniej i zauważyłam kilka blizn na twarzy i na rękach, oraz tatułaż na szyi. Był to napis, pewnie po rosyjsku. Uczyłam się kiedyś tego języka jednak prawie nic już nie pamiętam. Byłam ciekawa co oznacza i dlaczego jest napisany cyrlicą.
-Grasz czy patrzysz na mój tatuaż, Addie? - zapytał i znowu przeczesał palcami włosy.
Niewiedziałam co odpowiedzieć. Byłam zażenowana samą sobą.
Zapewne byłam cała czrwona ze wstydu.
Podniosłam lotkę i mu ją podałam. Zrobił zagrywkę i znowu zaczęliśmy grę. Grał dobrze. Ba! On grał idealnie! Płynnie podawał i odbierałlotkę, trafiał idealnie przed aut i z łatwością zdobywał punkty. Szliśmy łeb w łeb, a kiedy licznik wsakzywał dziesięć do dziesięciu zaczęła się prawdziwa walka. Z trudem udało mi sięzdobyć jedenasty punkt.
Z tryumfalną miną podeszłam do siatki i podałam rękę chłopakowi.Uścisnął moją dłoń, trochę dłużej niż robili to inni i szepną cicho:
-Grasz świetne słońce.
Zaniemówiłam.
Kiedybyłam już w szatni przypomniała mi się jedna rzecz, a mianowicie: on znał moje imię. Zwrócił się wtedy do mnie zdrobnioną wersją mojego imienia.
Kiedy o nim myślałam nasunęło mi się kilka pytań na które niebawem miałam poznać odpowiedź.