Rozdział 9. - Teraźniejszość odbarwiana dzięki bolesnej przeszłości

102 1 1
                                    

Arisa

- Jesteś pewna, że to dobry pomysł? - czmychając korytarzem i mijając sypialnię mojej mamy oraz Devona, obecnie zamkniętą prawdopodobnie na klucz, usłyszałam zatroskany głos mężczyzny.

Do moich uszu dobiegło głośne westchnięcie zmieszane z rezygnacją.

- Doskonale rozumiem twoje obawy - tembr głosu matki brzmiał płynnie i czule. - Lecz myślałam o tym od dłuższego czasu i naprawdę myślę, iż dzięki naszemu wsparciu twoja córka uzyska szansę na lepsze życie.

- Oczywiście, że tak, ale..

- Jesteśmy rodziną, Dev - podkreśliła kobieta. Jednakże nie mówiła dostojnie, ani podszyta kpiną, jak to się działo zazwyczaj. Wyrażała się miłościwie, jakoby wysnuwała swe wypowiedzenia prosto z serca. - Kochasz ją, prawda? - przypuściłam, że Devon potwierdził. - Widzisz, a ja kocham ciebie najmocniej na świecie. Rose jest moim dzieckiem tak samo, jak Ari twoim. Cokolwiek by się nie wydarzyło.

Spokojny sen zdecydowanie nie posłużył mi tej nocy. Właśnie dobiegała końcówka niedzieli, a za natrętnymi namowami Ashley zostałam zmuszona wybrać się razem z nią i Zane'm na koncert chłopaka oraz jego kumpli z orkiestry. Na szczęście Wright nie brał udziału w akurat tym występie, to też mogłam skutecznie uniknąć jego irytującego towarzystwa. Po wysłuchaniu utworów muzycznych udałam się wraz z przyjaciółmi do baru, pod wymówką uczczenia wspaniałej pracy Forta, lecz jak wiadomo, imprezy z tą dwójką niezmiernie rzadko kończyły się trzeźwo i pomyślnie.

Do łózka położyłam się około dwudziestej trzeciej, aczkolwiek nie potrafiłam zmrużyć oka, nieustannie odczuwając pieczenie skroni, płonięcie policzków oraz wydzielinę drażliwie kotłującą się we wnętrzu nosa. Postanowiłam zejść na dół, by wypić szklankę wody, lecz dogłębna rozmowa moich umownych rodziców odgrywająca się za ścianą zwyczajnie nie mogła mi umknąć.

Delikatnie podparłam biodrem skrawek ściany, uchem przywierając do futryny. Odgarnęłam niesfornego włosa zawadzającego mi drogę do rozszyfrowania ich tajemniczej konwersacji, za cel obierając sobie przenikliwe nasłuchiwane oraz analizowanie każdego padniętego z ust narzeczonych słowa.

- Eleanor - przerwał bezceremonialnie mężczyzna. - Ja także bardzo cię kocham, a jeszcze bardziej podziwiam twoje szlachetne intencje. I wiedz, że prawdopodobnie do końca mojego życia będę ci dłużny za to, co dla mnie robisz, ale Rosalie, ona.. wiedzie dosyć trudne życie. Daleko jej do szczęśliwej nastolatki. Gdy straciła Gwen, miała zaledwie osiem lat.

W zamaszystym tempie potrzepotałam lepiącymi się od resztek niedomytego makijażu, naturalnie długimi rzęsami. Mimowiednie odchyliłam ciało do tyłu, nieprzyjemnie kaszląc w naciągnięty na dłoń materiał ciepłej bluzy. Z łatwością domyśliłam się, co, a raczej kto, był tematem dylematu Devona i mamy.

Udało mi się złapać z Devonem kontakt figurujący na względnie przyzwoitym poziomie. Spędzając z partnerem mamy znacznie więcej czasu, a niżeli przedtem poznałam jego prawdziwy, niesamowity temperament. Ewidentnie cechował się wylewnością dotyczącą własnych życiowych doświadczeń, a także bywał skory do prowadzenia ciekawych rozmów, znakomicie odgrywał rolę słuchacza, a jednocześnie wykwintnego mówcy, któremu nie zdarzało się błądzić w wysuwanych zeznaniach.

Kilkukrotnie napomykałam opowieści o jego biologicznej rodzinie. Dowiedziałam się, iż parę lat temu, w Londynie, gdyż zanim został burmistrzem naszego miasteczka zamieszkiwał stolicę, wziął udział w niebezpiecznym wypadku samochodowym. Devon sprostał ujściu z życiem, zaś jego była żona - Gwyneth - zginęła na miejscu.

Po tragicznej śmierci żony bezpowrotnie oddał się prowadzeniu kunsztownego biznesu, pragnąc opuścić gorszące wspomnienia oraz męczenną przeszłość. Rozumiałam go, gdyż doskonale zdawałam sobie sprawę, że wspomnienia cholernie dawały człowiekowi w kość, a uciekanie od nich jak najdalej było najlepszym, a zarazem najprostszym rozwiązaniem. Owoc swej bezgranicznej miłości z nieżyjącą Gwen ofiarował dobrej przyjaciółce prowadzącej zastępczą. Była to wówczas ośmioletnia Rosalie.

Twoja mała modeleczka (#1) (16+)Where stories live. Discover now