Kucałam na kolanach, i patrzyłam przez krzaki. Na policzkach miałam wymalowane, dwie grube, czarne kreski. Odziana w zrobiony z liści, i sklejony aloesem, top i spódnice też sklejaną aloesem, oraz z biżuterią.
(Czyli biżuteria drewniana wyglądająca jak kieł kota, na cienko-grubym czarnym, sznurku). Nikogo nie znalazłam. Żaden znak by stąd wyjść. Żadna pomoc. Tylko Monika I Wielki, Przerażający Las. Usiadłam w kokardkę, i bezczynnie patrzyłam w ziemie. Byłam głodna, spragniona, i bezradna. Przeczołgałam się w stronę rzeki, która była nie daleko, i napiłam się z niej. Jak pies, bo jak inaczej? Wyrzucono mnie bez plecaka, bez torebki, bez niczego. Moje stare i za małe ubrania zabrały szare wilki, a inne szare wilki się mną zaopiekowali.
-„Mój mózg nie kontaktuje"- przetarłam powieki jęcząc. Byłam zmęczona. Ale nie mogłam spuszczać z oka tę bazę. Nie w tym drastycznym momencie, kiedy ledwo miałam jedzenie. Usiadłam znowu w kokardę, i wyjęłam gałąś z włosów, przy okazji sobie je czochrając. Popatrzyłam przez krzaki. Wielka wierzba płacząca łaskotała moją jasną głowę. Nagle zauważyłam chłopaka. Brunet, miał słuchawki w uszach, ręce w rekawie, i czarne brwi. Bojówki aż do pięt. Bez chwili zastanowienia, wyskoczyłam z krzaków i rzuciłam się na niego.- Co ty kurwa robisz?! - szarpnął mną gdy udało mu się mnie zatrzymać, i zaciskał swoje palce na moim ramieniu. Włosy miałam jak wierzba płacząca, opuszczone do dołu. Biżuterie sterczały mi. Brunet zniecierpliwiony szarpnął mną jeszcze raz.
- ja...ja.. - nie potrafiłam wydusić ani słowa.
- jaja to se kup w sklepie.
- Nie mogę
- Oh bo bozia rączek nie dała - wysyczał wściekłe szarpiąc mną. Wyszarpałam się z jego uścisku i wyciągnęłam linę z kieszeni. Bez chwili zastanowienia związałam go, i zabrałam do bazy. Uśpiłam go, wkładając mu nos do wody. Co prawda była szarpanina, ale poradziłam sobie. Przywiązałam go do drzewa, i zostawiłam. Usiadłam obok niego i rysowałam na piasku uśmiech. Nogi miałam pod brodą, na których trzymałam lewą rękę. Naprawdę chciałam go przeprosić. Wytłumaczyć mu. Ale się wstydziłam. Poza tym próbowałam, ale on mnie nie wysłuchał. Narysowałam na piasku palcem:
„Nazywam się Monika Hesin. Rodzice porzucili mnie jak miałam 5 lat, i od tamtej pory próbuje szukać pomocy. Nie mam nic przy sobie. Chce ciebie przeprosić za moje zachowanie, i poprosić o pomoc. Nie chce być więcej nie miła- M.H „
Przytuliłam się do jego ramienia, i zasnęłam.
Szybko się jednak obudziłam. Chłopak już otwierał buzie by coś powiedzieć, gdy ja tylko odsunęłam liście Wierzby płaczącej i pokazałam na list. Chłopak od razu zaczął czytać, a po przeczytaniu, przeprosił również mnie, i mnie przytulił, gdy go już rozwiązałam. Polubiłam go, ale nadal szukałam pomocy. Okazało się że chłopak uciekł z sierocińca, w którym był źle traktowany. Współczułam mu, a on mi.O 23:30
Rozpaliliśmy ognisko i zjedliśmy pianki które chłopak przyniósł. Smakowały bosko! Nie to co czereśnie i inne drzewa lub krzaki. Były słodkie, trochę truskawkowe, i śmietankowe! Niebo w gębie! A po zjedzeniu patyki, na których mieliśmy pianki, odstawiliśmy obok. Położyłam się na ramieniu chłopaka imieniem Chris, a on na mojej głowie, oparł swój policzek, delikatnie i zasnęłyśmy razem. Zasłonił liście wierzby płaczącej i okrył mnie kocem z sierocińca. Ale słodziak!
List od autorki
————————————————————————
Hej! Wiem ta historia jest poryta ale chciałam w końcu po 2 czy w tedy wieży wydałam Stay with me 2, napisać coś innego. I wymyśliłam to. Pomogła mi w tym osoba
SantanSeeYou , która pisze suuuuper książki!!!
Pozdrawiam cie SantanSeeYou!!Papa!! Czytelniku! Miłej podróży w krainie książek i histori!
CZYTASZ
Fake and scary Life
Teen Fiction16 letnia blondynka Monika Hesin, została porzucona przez rodziców w wieku 5 lat w lesie. Dziewczyna razem z wilkami, próbowała jakoś przeżyć. Jednak pewnego dnia pojawia się tajemnicza osoba, a Monika nie ufa jej ani trochę. Do czasu...