32.

60 16 7
                                    

Stare przysłowia mówią: "Chcesz rozśmieszyć Pana Boga? Opowiedz mu o swoich planach" i "Człowiek strzela, ale to pan Bóg kule nosi". Oraz "Jeśli coś ma się spieprzyć, to na pewno się spieprzy i to w najmniej sprzyjającym momencie".
I się właśnie spieprzyło.

- No chyba kpisz! - krzyknęła.

Ze złością, ale i rozczarowaniem. Ogromnym. Tak liczyła, że będą tu razem. Wierzyła. Że będzie mogła pokazać dziewczynom, że między nimi jakoś się układa. Partnersko. Żeby się nie martwiły.
Od razu nie spodobało jej się, że zaproponował, żeby pojechali oddzielnie: ona wcześniej, a on dopiero w dniu ceremonii. Ale dała się przekonać, że tak będzie najlepiej.

- Wiesz, że zależy mi na czasie - tłumaczył kilka dni wcześniej:
- Muszę jeszcze być na uczelni, obgadać z rektorem rekrutację, podjąć pewne decyzje. Jedź sama, wypoczniesz, poddasz się zabiegom upiększającym... - tłumaczył. - Dołączę do ciebie przed uroczystością.

"Zależy na czasie" było eufemizmem obliczonym na uspokojenie Julii. Tak naprawdę czekała go seria badań kontrolnych, decydujących, czy planowany zabieg chemioterapii może się odbyć.
Wszystko szło zgodnie z planem, na kolejny wlew miał się stawić za kilka dni.
Rankiem, w dniu wyjazdu na ślub Marty, dostał jednak telefon ze szpitala. Z uwagi na różne uwarunkowania, niezależne od niego, zaproszono go na dziś. Za dwie godziny.

"Zaproszono" też było eufemizmem, gdyż postawiono go przed faktem dokonanym. "Jego" wcześniej ustaloną porę, maszynerię i personel przekierowano na obsługę kogoś ze ścisłego kierownictwa Pałacu Prezydenckiego. Ariel posiadał wpływy i znaczenie, pozwalające na swobodny i bezzwłoczny dostęp do leczenia, ale jednak byli ludzie od niego ważniejsi. Tacy, którym się nie odmawia.

Nie było łatwo powiedzieć Julii, że nie może przyjechać. Choć "powiedzieć" było łatwo. Gorzej było zobaczyć jej reakcję. Nawet na wyświetlaczu telefonu było widać, że zbladła z wściekłości i żalu:

- Przegiąłeś, profesorze! - wycedziła. - Widzę, że nadal karierę stawiasz na pierwszym miejscu! Mam cię gdzieś! Odtąd już nigdy nie wezmę pod uwagę ciebie, twojego towarzystwa ani twojej pomocy! Będę robiła po swojemu! A jak wrócę do Warszawy, zastanowię się nad wyprowadzką! - zagroziła i rozłączyła się.

Zadzwonił do niej ponownie, gotów się złamać i wszystko wyjaśnić, ale nie odbierała. A później wyłączyła telefon.

***
Sama nie wiedziała, czy nieobecność Ariela wpływa korzystnie czy wręcz przeciwnie na przebieg uroczystości. Dziewczyny, na wieść, że go nie będzie, po początkowej konsternacji obdarzyły ją odpowiednią dawką ciepła i czułości, pochwaliły za chęć uniezależnienia się i stwierdziły:

- Wiesz, w sumie nawet lepiej, że go nie ma. Zerwałyśmy z nim kontakt, nie zaprosiłam na żaden z moich ślubów, mogłoby być niezręcznie. Widzieliśmy się na waszym i atmosfera była taka sobie.

- Jak go widzę, to zawsze przypomina mi się trudna i bolesna przeszłość. A nie chcę. Jestem teraz szczęśliwa, zdecydowana i umiem sobie radzić a tamtą młodą i bezsilną Martę pozostawiłam za sobą. Nie chcę, żeby ktokolwiek mi o niej przypominał. Nawet człowiek, który mi tak bardzo pomógł.

Ale Julię gryzła nieobecność Ariela. To, że ją zlekceważył. I to, że niby miała być jego partnerką w interesach, a nie o wszystkim wiedziała. O nowym, angażującym projekcie dotąd, mimo jej pytań, nie powiedział słowa. Obiecał jedynie, że już niedługo wszystko jej zdradzi. Dotąd czekała grzecznie. Ale teraz uznała, że Ariel przegiął.

Udała, że nie widzi serii połączeń od niego, nie czytała smsów, nie oddzwoniła. Za to, czując się zlekceważona, zraniona i zła, z przyjemnością odebrała telefon od Irka, który na wiadomość, gdzie jej szukać, odpowiedział:
- Przyjadę.

Miłość po przejściach  / 18+ / zakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz