Siła. Siła pędu. Strach. Strach i zatracenie nadziei, ale nie naszej, nie mojej, w chwili gdy król Theoden przemówił do nas i gdy ruszyliśmy szarżą, niczym głazy zrzucone ze wzgórza, jak jedne ciało które spłynęło na armię orków oblegających Minas Tirith przebiliśmy się przez ich szyki i rozpoczęła się zażarta walka. Byłem tam, jak wielu których znałem byliśmy pod dowództwem Faraina, mieliśmy przebić się i ruszyć w kierunku bram miasta, jednak drogę blokował uzbrojony troll z oddziałami garbatych orków. Niebo było ciemne od strzał orków, nie patrzyli na swoich pobratymców, ich zadaniem było nas zabić nawet kosztem ich towarzyszy. Tak widziałem lecącą strzałę z krzywym czarnym grotem, nie zdążyłem pociągnąć lejców i strzała wbiła się w klatkę mojego konia, ten z piskiem padł na ziemię razem ze mną.Ciężar konia przygniótł mnie na tyle mocno że nie mogłem się ruszyć, zbroja swoim ciężarem również nie pomagała, powoli wciągana przez błoto, poczułem jak płuca odmawiają wzięcia wdechu, zdjąłem hełm ozdobiony srebrnymi podobiznami koni na bokach, odgarnąłem moje zabłocone włosy i ujrzałem walkę Faraina z trollem , chorąży króla również nie miał hełmu, leżał on obok , zgnieciony. Troll brał szerokie zamachy swoją ogromną maczugą, kawałem drzewa obitego zardzewiałymi kawałkami metalu, siła takiego uderzenia bez problemu niszczyła szyki żołnierzy lecz Farain zręcznie unikał tych że ciosów, miał w ręku miecz oraz podniesiony z błota oręż jednego z zabitych orków, przy każdym ciosie schylał się w ostatnim momencie. Troll oddał parę zamachów gdy Farain skutecznie omijając je, podchodził coraz bliżej aż mógł sięgnąć ostrzem nogi potwora, ten po otrzymaniu cięcia który przeciął szarą skórę zawył jak rozwścieczony niedźwiedź i drugą nogą kopnął Faraina, temu nie udało się tym razem uniknąć tego ciosu i poturbowany wylądował na ziemi parę metrów dalej. Nie mogłem dostrzec już leżącego ciała , z powodu zasłaniającego mi obraz grzbietu konia który wciąż uciskał moje ciało, widziałem jednak wciąż trolla który kulejąc podszedł do miejsca gdzie leżał kapitan i uniósł maczugę, jego mięśnie właśnie się sprężyly gotowe do uderzenia w leżącego gdy coś w powietrzu zagwizdało i w mgnieniu oka włócznia ze srebrnym grotem wylądowała w oku bestii. Troll po chwili bezwładnie upadł na ziemię, powodując jej wstrząsy. Zwróciłem uwagę na stronę z której owa włócznia mogła zostać rzucona.
Brygada Dagona, nazywana Słonymi Końmi od miejsca z którego się wywodzą, słone brzegi wielkiego morza w Śródziemiu od wielu dziesięcioleci byli wierni Władcy Edoras i także tym razem gdy zostali wezwani do broni to odpowiedzieli, ich skórzane zbroje były ozdobione w białe konie oraz posiadali peleryny z tego samego materiału co żagle ich statków, miało to przypominać że wywodzą się właśnie z nad morza. Dagon , przywódca brygady miał metalowy napierśnik z ozdobnym wybiciem w kształcie trójzębu w odróżnieniu od jego załogi która z kolei nosiła skórzane opancerzenie , on również jedyny nie miał przy sobie włóczni, zatem to najpewniej on rzucił w trolla, ich drużyna licząca z dwudziestu-trzech jeźdźców zmierzała szarżą w tą stronę, w moją stronę. Muszę się ruszyć myślałem, jeśli nic nie zrobię niebawem przejadą poza orkami również mnie. Ciało konia stygło, a ja powoli przestawałem móc ruszać nogami, zdjąłem siodło z konia, tylko mi przeszkadzało a usunięcie go mogło by mi pomóc, korzystając z tego że dookoła mnie ziemia była cała zabłocona, mokra, zacząłem desperacko podkopywać moje nogi, wszystko aby móc mieć trochę miejsca i spróbować się wyczołgać. Brygada była coraz bliżej, prawa noga była w stanie się już nieco ruszyć, jeszcze tylko trochę. Udało mi się sięgnąć do nogi, jedną ręką spróbowałem zdjąć metalowe nogawice , jak tylko mi się udało z całych sił odepchnąłem się od ciała wierzchowca i się uwolniłem, zanim wstałem na nogi, przeczołgałem się w kierunku wbitego w ziemię miecza, było ich pełno, tak jak ciał z resztą, dotyk zimnej skóry oplatającej rękojeść miecza spowodował że poczułem się pewniej ale również mój ruch sprawił że rzuciłem się w oczy orkom, które z powodu szarży naszych jeźdźców stracili skupienie na wszystko inne. Podbiegł jeden, sam, wyposażony w żelastwo które ciężko nazwać zbroją, był to zlepek materiałów, żeliwo z ostrymi zakończeniami, hełm był równie w złym stanie co cała reszta, oczy plugawej istoty były żółte, one po prostu były, nie było w nich nic , żadnego znanego obrazu czy uczucia, były puste. Niezgrabnym krokiem zbliżył się wystarczająco blisko że postanowił zadać cios, cięcie pod kątem tak szerokim że mógłby zranić jeszcze orka obok niego, bez większego trudu udało mi się ten cios sparować, jednak wyżłobienia na jego mieczu, nienaturalnie zakleszczyły mój miecz z jego. Ork się uśmiechnął, to był zły uśmiech, czarno żółte zęby ukazały się w cieniu pod hełmem, jego druga ręka powędrowała za tułów, wyciągnął kościany sztylet i zamachnął się nim, udało mi się uchylić, wykorzystałem sekundę jego nieuwagi i z całych sił szarpnąłem mieczem uwalniając go , tym samym ruchem uderzyłem orężem w jego sztylet.
CZYTASZ
Zemsta Rohirrima
FantasyWojownik z Rohanu imieniem Fagnir, którego życie zniszczyła wojna z orkami ma problemy z odnalezieniem nowego celu w życiu, na pomoc przychodzi nieoczekiwane spotkanie i darowana misja. (powieść ciągle rozwijana i poprawiana)