Rozdział 1

505 12 34
                                    

Część pierwsza
ZNIEWOLENIE

Tak to rozwaga czyni nas tchórzami
W. Szekspir Hamlet

Hudson

Umieranie wcale nie jest bolesne. Powolne, owszem, ale ból nie jest wcale taki, jakiego bym się spodziewała. Nie rozrywa na strzępy, nie sprawia, że pragnie się końca męki natychmiast. Nie, umieranie jest wypełnione różnorodnymi chwilami, całym kalejdoskopem wrażeń i uczuć. Jest wydłużone w przestrzeni, a odliczanie rozpoczyna się od pierwszego wziętego w płuca oddechu. Tik-tak, zegar tyka, nieubłaganie przypominając, że należę do tego świata tylko przez mały wycinek czasu. Czasu, który właśnie marnuję.

Z każdym zdaniem Ranalda moje komórki ulegają rozpadowi. Jego wąsko wykrojone usta nieustannie coś mówią, a ja nie potrafię skupić na tym uwagi. Siedzę w luksusowej restauracji, wystrojona jak na czerwony dywan, a w rzeczywistości jestem już martwa. Obowiązki wobec rodziny strawiły mnie od środka. Przygaszone światła dają efekt intymności, której potrzebują otaczający nas bogacze. Stoliki odsunięto na tyle, żeby goście nie mogli się nawzajem podsłuchać. Mężczyzna przede mną wciąż mówi, popija wino z kieliszka i patrzy gdzieś za moją głową.

– Musisz bardziej się postarać, nie wygląda to przekonująco, ślub i wesele praktycznie za rogiem, plotki przybrały na sile... – ciągnie Ranald z poważnym wyrazem twarzy.

Nieustannie słyszę, co muszę i powinnam robić. Wpatruję się w jego marmurową twarz, starannie ułożone blond włosy i zastanawiam się, co mnie podkusiło, żeby się z nim zaręczyć. Byłam uwiązana do jego statusu i oczekiwań, które w dalszym ciągu rosły. Musisz ubierać się elegancko, musisz wyglądać idealnie, jesteś wizytówką mojej rodziny.

Przestałam być sobą, bo bałam się postawić. Chociaż może nigdy nie byłam sobą? Wydawało mi się, że miłości da się nauczyć, ale byłam coraz bardziej pewna, że to niemożliwe. Liczyłam, że status Ranalda i moje chwilowe zauroczenie wystarczy, żebym osiągnęła szczęście.

Nie wystarczyło.

Pożądanie wygasło, Ranald był w łóżku jak ryba na stoisku. Martwy i obślizgły. Nie żebym miała wielkie doświadczenie. Matka powtarzała, żebym się go trzymała, bo to dobry mężczyzna. Może był dobry, ale raczej nie dla mnie. Jednak rodzina była najważniejsza, a do tego małżeństwa przygotowywano mnie praktycznie od zawsze. Rodzice mieli duże oczekiwania wobec jedynej córki i właśnie miałam je spełnić. Zostać przyszłą królową Albetii i oficjalną członkinią rodziny królewskiej von Grinów.

Czerwona sukienka zdaje się mnie dusić z każdym wdechem. Warstwy jedwabiu opinają się na pełnych biodrach, które też są powodem krzywych spojrzeń Ranalda. Wysyła mnie na siłownię pod opiekę trenerki, ale co ma poradzić na genetykę? Jestem pewna, że Ranald też mnie nie kocha. Jest ze mną, bo jestem najlepszą partią. Nie mam grzesznej przeszłości, która położyłaby się cieniem na jego rodzinie. Moi rodzice bardzo dobrze o to zadbali.

– Czy ty mnie w ogóle słuchasz, Hudson?

Mrugam. Jego słowa docierają do mnie dopiero po tym, jak dotyka mojej dłoni. Na jego małym palcu błyszczy złoty sygnet z wyżłobioną literą G. Krzywię się nieznacznie na jego widok, nie mam w związku z nim za dobrych wspomnień.

Podnoszę wzrok na jego twarz. Tęczówki koloru burzowego nieba ciskają gromy, a dłoń coraz mocniej zaciska się na mojej. Jest zły.

– Przepraszam, ostatnio mam dużo na głowie – zaczynam uspokajająco i dziwię się, że mój głos wciąż brzmi dźwięcznie. Z całą pewnością nie martwo.

[ZOSTANIE WYDANA] Figura na planszyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz