Rozdział 43

548 87 24
                                    


Tak, tamten rozdział był moim ulubionym, ale ten? Uwielbiam go <3

*****

Nie miała zwyczaju wstawać wcześniej, ale kilka dni spędzonych na spokojnej, niemal odludnej wsi, sprawiło, że poranki witała na długo przed przyjściem pokojówki. W mieście jej życie wyglądało zupełnie inaczej, bo bale zapełniały jej dni, aż do późnego wieczoru, i mogła je odsypiać.

Dlatego właśnie wstała przed świtem, kiedy granat nocy ustępował szaremu świtowi. Za oknem dostrzegła pomarańczowo-czerwone smugi, które powoli wstępowały na niebo. Słońce już torowało sobie drogę na niebie. Whitney obserwowała to z niekłamanym zachwytem i w głowie widziała obraz, który mogłaby namalować. Zaswędziały ją palce, które pragnęły, by chwyciła za pędzel, ale oparła się pokusie.

Odwróciła się do sztalugi, które czekały na to, aż do nich wróci, i w nagłym odruchu, sięgnęła po szal. Musiała wyjść na zewnątrz, żeby odetchnąć chłodnym i wilgotnym powietrzem, które atakowało płuca o tej porze dnia.

Posiadłość spała jeszcze, kiedy opuszczała swój pokój. Dzięki temu miała nadzieję, że wyjdzie na spacer poza ogród, aż do tej ogromnej puszczy, która okalała cały majątek. Nie pałała przesadnym afektem do takich aktywności, lubowała się raczej w rozrywkach miasta, ale najwidoczniej tutaj wszystko stało na głowie. I jakoś wcale jej to nie przeszkadzało, a wręcz odczuwała przyjemność z obcowania z ciszą i brakiem ludzi.

W pewnym momencie usłyszała skrzypnięcie podłogi, więc szybko przylgnęła do ściany, chociaż nie miała pojęcia, jak niby miałaby ją to uchronić przed zobaczeniem.

Zerknęła w stronę skąd dobiegły ją kroki i ujrzała służącego, który szedł w przeciwną do niej stronę. Zmarszczyła brwi, zastanawiając się, że dziwne zachowanie, bo mężczyzna wyglądał jakby się skradał. Oderwała się od ściany i podążyła za służącym, który skierował się na schody dla służby i wtedy ujrzała, że niósł dwie butelki po koniaku.

Kolejny uzależniony?

Wtem zorientowała się, skąd służący wyszedł i zatrzymała się gwałtownie, bo zupełnie nie rozumiała tego, czego była świadkiem. To był pokój Marcusa, ale przecież on nigdy nie pił. A przynajmniej nie widziała, żeby sięgał po alkohol... Zmarszczyła brwi i podjęła szybką decyzję. Może powinna była ją przemyśleć, ale z drugiej strony pchała ją ciekawość, by poznać odpowiedzi na pytania, które zaczęły ją dręczyć.

Wślizgnęła się do apartamentów Anglesey'a. Obrzuciła szybkim spojrzeniem salon, w którym stały ciężkie, ciemne meble, ale zostawiła wystrój w spokoju, bo interesowały ją drzwi, z których dochodziły ją szmery i skrzypienie, jakby ktoś spacerował po pokoju.

Zacisnęła usta i podeszła do drzwi, które uchylił zapewne służący. Miała doskonały widok na szerokie łoże z baldachimem, obecnie wciąż nieporządne, ze zmiętą pościelą. Nie widziała jednak markiza, ale nie chciała też wchodzić głębiej, chociaż teoretycznie miała takie same prawo, jak i on, gdy wkradł się do niej tamtej nocy...

Zamierzała odejść, gdy kątem oka dostrzegła sylwetkę mężczyzny. Ubrany jedynie w bryczesy, spacerował po pokoju; w dłoniach trzymał śnieżnobiałą koszulę, którą zamierzał włożyć. Przylgnęła wzrokiem do jego nagiego torsu, ramion i brzucha, Nie był muskularny, ale dostrzegła jego łagodnie zarysowane mięśnie, które napinały się przy każdym ruchu. Daleko mu było do posągów, które widywała na rycinach czy w muzeum, jednakże ciało Marcusa okazało się o wiele bardziej fascynujące. Nie mogła oderwać od niego wzroku, więc dlatego nie od razu zorientowała się, że już nie patrzy na brzuch, ale na plecy mężczyzny.

Znajdziesz mnie o północy✓ [Blizny#2]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz