Rozdział 32: Resztki po fusach

29 4 8
                                    

Jak tylko ucichły miarowe kroki, Nazneen wstała, odkryła twarz i udała się do znajdującego się tuż za zadymioną izbą pokoiku.

– Rybka połknęła haczyk! – oznajmiła triumfalnie, siadając na podłokietniku fotela, na którym siedział Darien. – Tylko czekać aż nasz plan przyniesie nam długo wyczekiwany plon.

–Gdybym cię nie znał, sam dałbym się zwieść twoim słowom, Afsaro – przyznał perski książę z pełnym zadowolenia uśmiechem. – Może nie wszystko poszło po naszej myśli, lecz po co nam wojować teraz świat, gdy właśnie teraz, mogę odzyskać należyty mi tron?

– Lud zawsze wybierze prawowitego władcę ponad samozwańca – zgodziła się z nim Afsara. – A wtedy nasza kochana Shahrzad zostanie panią wszystkich czterech stron świata!

Rządza władzy wzburzała w jej żyłach krew niczym mocne wino, od którego stroniła. Napełniała ją niepohamowanym pożądaniem i pragnieniem odczucia długo wyczekiwanej ekstazy. W końcu nawet wojna persko-bizantyjska nie mogła stanąć im na drodze ku zemście i zwycięstwu. Adaptowała się na nowo w wirze nadchodzących wydarzeń i dostosowywała do zmian niczym karaluch.

– Najpierw musi jednak zostać cesarzową... – zauważył trafnie Darien. – A ten szlachetny tytuł przypadł już innej... – podkreślił sceptycznie. Im dłużej nad tym myślał, tym bardziej dochodził do wniosku, że w obecnej chwili do pełni szczęścia starczyłby mu na razie tylko i wyłącznie perski tron.

– Nie martw się, mój drogi, wszystkim się zajmę! Jeszcze cesarska korona spocznie na skroniach mej córki! – Afsara pogładziła go po policzku, z lubieżną satysfakcją przyglądając się jego sztywniejącym mięśniom karku i ramion. – Brutus miał rację, cesarz to niczego sobie młodzieniec, choć bardzo naiwny. Ale nie będzie jej przecież do niczego potrzebny, jak tylko Shahrzad urodzi mu dziedzica. Nam zresztą też nie.

***

Jeszcze przed świtem, Giray zakradł się do komnaty Aggeliki. Spała skulona na parapecie płytkim snem, oddychając niespokojnie. Ze ścian nad jej snami czuwali otoczeni złotem święci, a nad samym szczytem łoża znajdował się obraz przedstawiający bezwzględnego anioła, strzegącego bram Edenu z płonącym mieczem w dłoni. 
Z Reginą do późnej nocy dotrzymywała towarzystwa Valentinie, która ostatnimi czasy wyraźnie zmarkotniała. Mniej jadła, prawie w ogóle nie malowała, brała pędzel i paletę farb w dłoń, tylko po to, by po chwili cisnąć je ze znużeniem w kąt. Jeszcze rzadziej się odzywała. Chociaż nie chciała im powiedzieć, co tak właściwie zatruwa jej umysł, zarówno Aggeliki jak i Eliades doskonale wiedziały, iż chodzi o Evrena. Jak tylko wymknął się wesela po niepamiętnym przedstawieniu, tak nikt nie widział go w Blachernae przez następne dwa tygodnie. A gdy nareszcie powrócił na zebranie Rady Bizantyjskiej, nim zamienił z kimkolwiek chociażby jedno słowo, już gnał na grzbiecie swojego ogiera do starych janczarskich koszar. Romaikos schła w oczach i nawet zabawne rymowanki carewicza nie były w stanie jej rozweselić. Ciągle chodziła zamyślona, nuciła coś sama do siebie pod nosem i skarżyła się na nieistniejące migreny. Regina nawet proponowała wezwać do niej medyka, lecz Aggeliki zdawała sobie sprawę, że na złamane serce nie było żadnego lekarstwa.

– A jednak przyszedłeś... – ziewnęła przebudziwszy się, gdy Bastian przenosił ją z parapetu do łóżka.

Wtuliwszy w niego policzek, czuła jak pod cienkim materiałem jego koszuli drży mu klatka piersiowa.

– Przecież zawsze przychodzę – wyszeptał czule. – Czekałaś na mnie w oknie?

– Nie... Patrzyłam w gwiazdy... – wyznała, wysuwając się z jego ramion.

W tym samym momencie carewicz o mało nie potknął się na porozrzucane wszędzie na podłodze treściwe księgi o astrologii, spisane zarówno w grece, łacinie jak i językiem arabskim.
Aggeliki przetarła zaspane oczy i przykucnąwszy, zaczęła porządkować swoje notatki. Doskonale odnajdywała się w tym zorganizowanym chaosie.

Rosa BizantinaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz