Krew, krew, krew... szkarłatny kolor pokrył całą przestrzeń, jaką była w stanie dostrzec. Ciepły, metaliczny zapach wypełnił nozdrza, zrobił to tak nagle, że zebrało się jej na wymioty, jednak udało się to powstrzymać w ostatniej chwili. Nie wiedziała, co się dzieje, ani kim jest, jedyne czego była świadoma, to obecność czerwonego płynu, który powoli zaczynał pokrywać całe ciało. Gdy stróżka czerwieni zbliżyła się do oczu, poczuła paraliżujące pieczenie, więc natychmiast je zmrużyła i przyłożyła do nich ręce, aby pozbyć się cieczy, jednak dłonie też były już brudne i jedynie pogorszyły obezwładniające dźwięki cierpienia, buszujące w jej ciele. Ból tak głośno krzyczał, że stopniowo zaczął promieniować do każdej najmniejszej komórki. Uczucie było tak intensywne, jak gdyby rozżarzony węgiel zaczął otaczać całą jej skórę. Wypalał każdy najmniejszy milimetr cielesnej powłoki i teraz nie wiedziała już, czy pokrywająca ją krew, należy do kogoś innego, czy do niej samej. Chciała krzyczeć, ale z jej ust nie wydobywał się żaden nawet najbardziej gorzki dźwięk. W otwarte od niemego krzyku wargi zaczęła wdzierać się krew, którą natychmiast zaczęła wypluwać. Jednak, z każdą chwilą było jej coraz więcej i więcej, aż w końcu zaczęła się nią dławić. Ból, męczarnie i przytłaczająca nienawiść, która z nieznanego powodu figurowała jej w sercu, a wręcz miażdżyła ją od środka, wszystko to sprawiło, że wykreowało się w niej pragnienie śmierci, zakończenia tego wszystkiego. Przecież i tak nie wiedziała o sobie nic, więc dlaczego miałoby jej zależeć na własnym życiu?
Podniosła powoli powieki i jej oczom ukazała się martwa nicość, czarna i cicha niczym szept w pustym polu, ledwie wyczuwalna, a jednak przytłaczająca z każdej strony. Podniosła ręce, zobaczyła, że są czyste i suche, nie było śladu krwi, która jeszcze chwilę temu prawie unicestwiła ją na zawsze. Przyglądając się swoim dłoniom, zauważyła, że w tej pustce stoi całkiem naga, ale jednak jakby wcale nie stała, ona unosiła się w tej przeszywająco zimnej pustej przestrzeni. Nie czuła powierzchni pod stopami, ale mogła się swobodnie poruszać. Zamkniętą w ciszy, samotności i niebycie. Rozglądając się wokół w oddali dostrzegła małe zimne światełko. Była to mała jasna plamka w oddali, ale ta kropeczka, napełniła ją nadzieją i pasją. Światło w bezgranicznej nicości, mimo iż małe, wydawało jej się nieziemsko ogromne. Całe ciało zaczęło pracować, aby jak najszybciej dostać się do źródła energii, kończyny machały we wszystkie strony, a tułów w zaskakującym tępie przemieszczał się w stronę światła. Gdy było już na wciągnięcie ręki, nieoczekiwanie przybrało postać człowieka. Sylwetka ubrana w białą, długą suknię, w dłoni trzymała bukiet polnych kwiatów, jej twarz była zasłonięta cienkim materiałem, przypominającym welon. Dziewczyna znalazła się naprzeciwko tajemniczej sylwetki i wpatrując się w nią, nagle poczuła ogromną falę emocji nieznanego pochodzenia. Szczęście i rozkosz wypełniły ją od środka, poczuła błyskawiczną ochotę, dotknięcia sylwetki. Koniuszki palców zaczęły jeździć po śnieżystym materiale sukni. Nie wiedziała dlaczego, ale każdy centymetr materiału był dla niej niczym melodia, którą zaczynała nucić zawsze, gdy jej uszy atakowała cisza, tak głęboka, jak czerń nocy, pochłaniająca wszystkie inne barwy. Kiedy jej palce znalazły się na skrawku welonu, jednym pełnym ruchem zerwała go, aby zobaczyć twarz tajemniczej postaci, jednak oczom ukazała się tylko rozmazana przestrzeń, która kolorem przypominała ludzką skórę. Postać nie miała twarzy, nie była ona człowiekiem, tylko symbolem, który miał jej coś pokazać. Powoli zbliżyła rękę do nieczytelnej figury w kształcie głowy, ale gdy tylko ją dotknęła, cała postać rozpłynęła się i została po niej tylko stopniowo zanikająca mgła.
Kobieta znowu została sama w mrocznym, cichym niebycie, kiedy jednak się odwróciła, zobaczyła, że za jej plecami widnieje mała drewniana chata, która wydawała się jej dziwnie znajoma. Nieoczekiwanie zauważyła, że już nie unosi się samoistnie w przestrzeni, a jej stopy stoją na jakiejś niewidzialnej powierzchni. Powoli podeszła do domu i popchnęła drzwi, które wydały skrzypiący, pachnący wilgocią i starością odgłos. Wewnątrz panował obezwładniający mrok, który obejmował, każdy najmniejszy kąt jednego wielkiego pomieszczenia. To była chata w której do niedawna żyły dwie siostry i małżonek jednej z nich. Prowadzili ubogie, ale szczęśliwe życie, przynajmniej takie sprawiali wrażenie, teraz jednak kobieta przebywająca w swojej własnej ciemności nie pamiętała, nie wiedziała co to za miejsce. Pośrodku w jedynym niespowitym mrokiem punkcie stała sylwetka mężczyzny, odwrócona do dziewczyny plecami. Gdy tylko jej spojrzenie go znalazło, w sercu pojawiło się kolejne nieoczekiwane uczucie – miłość. Miłość tak potężna, że gdyby tylko znała jej źródło, mogłaby dzięki niej wypędzić całą nienawiść, skrywaną w sobie. Podbiegła do niego i dotknęła jego pleców, wtem zalała ją fala rozpaczy, smutku i żałoby, ledwie potrafiła utrzymać się na nogach, przez potworne emocje, które zawładnęły jej wnętrzem. Z oczu polały się łzy, a ręce zaczęły się trząść, on był zrozpaczony, a teraz ona dźwigała to razem z nim. Po chwili ciszy, która owijała ich oboje, niczym koc, zapewniający spokój i bezpieczeństwo, poczuła powiew wiatru, zimny i pełny nienawiści. Po całym ciele przeszedł zimny dreszcz. Odwróciła się z powrotem w stronę drzwi i zobaczyła jak wtacza się przez nie cień. Złowroga energia pełna agresji, wstrętu i pogardy. Nie był to cień przypominający człowieka, to był nieokreślony byt zmieniający dynamicznie swoje kształty, zbliżał się powoli w stronę kobiety, a wraz z nim mrok spowijający pomieszczenie zawężał się, po chwili dotarł do stojącego nadal nieruchomo mężczyzny, a ten znienacka rozpłynął się w powietrzu, podobnie jak poprzednio postać w sukience. Kiedy nie zostało już ani odrobiny światła w pomieszczeniu, dziewczyna chciała się oddalić, uciec od złowrogiego cienia, ale była jak sparaliżowana, nie mogła się ruszyć, ani odwrócić wzroku. Ciemna forma po chwili znalazła się tuż przed nią, im bliżej się znajdowała tym lepiej można było usłyszeć niewypowiedziane słowa, które unosiły się w powietrzu, zazdrość, śmierć, nienawiść. Docierały one do świadomości zastygłej w przerażeniu dziewczyny. Wtem wszystko ustało, cień zniknął, nie było już chaty, znowu nie było niczego. Zaczęła spadać. Leciała w dół czarnej pustki wydającej się nie mieć końca, a jednak w pewnym momencie wpadła do wody. Ledwo zdążyła się wynurzyć, a kolor przeźroczystej cieczy zaczął zmieniać się w szkarłatną czerwień. Tym razem jednak zapach nie był dla niej nieprzyjemnie metaliczny, był słodki, smaczny, miała ochotę cała się w nim zanurzyć. W oddali zobaczyła, unoszącą się na wodzie białą suknie ślubną, zbliżał się do niej cień, ten, który widziała wcześniej. Im bliżej sukni był mrok, tym głośniejsze stawały się jego nienawistne krzyki, kiedy ogarnął już cały materiał, ten zaczął płonąć i po chwili zmienił się w popiół. Jej ciało dosłownie płonęło żywym ogniem, takim jak chwilę temu płonęła suknia. Próbując walczyć z żarem, zanurkowała w czerwieni, ale nawet to nie ukoiło jej głośnego cierpienia, zatapiała się coraz głębiej i głębiej...
Pragnęła złapać oddech, płuca niemal już całe miała wypełnione płynem i wtedy w ostatniej chwili wynurzyła się i łapczywie zaczerpnęła powietrza. Otworzyła oczy, nie była już w morzu krwi, ani pustce, była w lesie, na środku jeziora. Niebo było spowite czerwoną zorzą, a zza drzew wyłaniał się księżyc w pełni. Podpłynęła do brzegu, naga wyczołgała się z wody i wtem poczuła straszliwy ból szczęki. Czuła jakby jej zęby miały zaraz wypaść, kłucie było jak obrzydliwie pyszna krew, którą jeszcze chwilę temu była pokryta. Chciała zobaczyć co się z nią dzieje w odbiciu wody, ale gdy tylko spostrzegła swą twarz, jej uwagę przykuły oczy. Źrenice zawsze były niebieskie, nie wiedziała skąd, ale to pamiętała. Jednak w odbiciu nie rozpoznała siebie samej, dawny błękit zamienił się w ognistą czerwień. Natychmiast odskoczyła na bok, czując przerażenie, wtem dostrzegła cień który jeszcze niedawno ją prześladował. Przemieszczał się po ścieżce przy jeziorze, w stronę drogi zakrytej górką, której nie można było dostrzec. Gdy zniknął z pola widzenia, zza pagórka wyłoniła się postać jasnowłosej kobiety. Szła powolnym krokiem, tuż za nią na czerwonym niebie widniał księżyc. Nowoprzybyła dostrzegłszy nagą dziewczynę siedzącą przy jeziorze raptownie się zatrzymała i z przerażeniem zakryła usta dłońmi.
— Siostro ty żyjesz... — niełatwo było określić, czy było to stwierdzenie, czy pytanie.
Podeszła bliżej, cała drżąc. Kobiety stanęły naprzeciwko siebie i wtedy obnażona, zauważyła, pod sobą cień, należący do stojącej naprzeciwko. To był cień, który widziała przed chwilą, zmierzał do swojej właścicielki i w końcu ją znalazł. I po spojrzeniu w jej błękitne, pełne zawiści oczy, nagle przypomniała sobie kim jest.
— Ty, co ty zrobiłaś...? — wyszeptała — Niecały tydzień temu brałam ślub, dziś rano przyszłyśmy tu umyć się i uprać moją suknię, a ty, ty... utopiłaś mnie — pojawiało się w niej coraz więcej gniewu i złości, kiedy zrozumiała, co zaszło między nią, a siostrą. Od urodzenia mieszkały razem, żyły razem, ale szczęścia w miłości nie zaznały jednocześnie.
— Obie wiemy, że to ja na niego zasłużyłam. Więcej pracuję, gotuję, siedzę w polu, a ty zawsze tylko żyłaś marzeniami i o zgrozo spełniły się, a ja nigdy nie dostałam tego czego chciałam.
Kiedy tylko usłyszała te słowa, poczuła gorzki głód.
Cały świat zatrzymał się na moment. Liście drzew przestały szeleścić, wszystkie zwierzęta w lesie zastygły w bezruchu i wpatrywały się w siostrzaną konfrontację. Nawet wszelkie robactwo przyłączyło się do tego zapierającego dech w piersi momentu. Los przygotował dla martwej dziewczyny dwie ścieżki i tylko od niej zależało, którą z nich podąży. Podda się pragnieniu i zatopi swoje, rosnące kły w rytmicznie pulsującej tętnicy siostry, pozbawiając się ostatecznie swojej duszy, a raczej tego co po niej zostało i rozpocznie nowe życie jako długowieczny potwór. A może daruje jej życie, odchodząc i skazując swoje martwe ciało na rozkład i zniszczenie? Kiedy wszystko wokół zamarło, czekając na kulminację, pozostało już tylko jedno pytanie – Czy odda swoją duszę za sen o wiecznym życiu?
CZYTASZ
Bezduszna | Oneshot
Ma cà rồngCały świat zatrzymał się na moment. Liście drzew przestały szeleścić, wszystkie zwierzęta w lesie zastygły w bezruchu i wpatrywały się w siostrzaną konfrontację. Kiedy wszystko wokół zamarło, czekając na kulminację, pozostało już tylko jedno pytanie...