1. Zlecenie

7 1 1
                                    

-Dazai-
*5 lat temu*

Był późny wieczór. Siedziałem na ławce, patrząc w rozgwieżdżone niebo. Jakiś czas temu postanowiłem, że dołączę do Portowej Mafii. Nie było łatwo dostać się choćby w pobliże ich siedziby, jednak po paru celnych strzałach w strażników, udało mi się wślizgnąć do środka. Oczywiście ich nie zabiłem, tylko chwilowo pozbawiłem dyspozycji.

Moriego całkiem łatwo było przekonać,  abym mógł stać się nowym członkiem mafii, bo po pokazaniu mu moich zdolności, przyjął mnie z otwartymi ramionami. Od tego czasu stałem się jedną z ważniejeszych tu osób.

Nie przewidziałem jednak, że będę musiał współpracować z Chuuyą Nakaharą, którego przydzielono mi jako wspólnika. Gdybym wiedział wcześniej, napewno nie pakowałbym się do Portowej Mafii.

Początki były trudne, można powiedzieć, że codziennie zżeraliśny się spojrzeniami i nawet nie patrząc na siebie, wzbudzaliśmy w sobie nienawiść. Nasze codzienne kłótnie skłoniły pozostałych członków do rozmyślania. Nie raz zadawali pytania Moriemu, czemu zdecydował się, abyśmy razem pracowali. Nigdy nie dawał jednoznacznej odpowiedzi, jednak w głębi duszy wiedziałem, że miał w tym jakiś cel.

Nie wiedziałem tylko jaki.

*Obecnie*

Obudziłem się z mojej 2 godzinnej drzemki. W nocy zwykle i tak nie spałem, bo najczęściej wtedy wysyłano mnie na różne misje. Dlatego też dzień spędzałem na odpoczywaniu. Pozwalało mi to unikać wszelkich zajęć wymagających większego wysiłku, ale też spotkań z Chuuyą.

Mori nie miał do tego pretensji, bo wiedział, że nawet nie pracując w dzień, byłem przydatny. W głębi wiedziałem, że nawet jakbym nic nie robił, to by mnie nie wyrzucił. W pewnym sensie byłem mu jakoś bliski. Nie jakoś z wzajemnością, bo za nim nie przepadałem. Nie chciałem jednak wystawiać jego dobroci na próbę, bo gdyby jednak się wkurwił, to zostałbym bez dachu nad głową.

Dochodziła dwudziesta, czyli godzina, gdzie zwykle wychodziłem z mojego pokoju i udawałem się do szefa, który umilał mi wieczory wysyłając na różnorodne zlecenia.

Wziąłem więc szybki prysznic i udałem się do jego gabinetu.

- Dobry wieczór, Dazai - przywiał mnie miło Mori, kiedy przekroczyłem próg pomieszczenia.

Skinąłem głową i założyłem ręce na piersi, czekając na dalsze słowa.

- Jak pewnie podejrzewasz, mam dla Ciebie zadanie - posłał mi uśmiech, a następnie wręczył kartkę. - Tutaj masz wszystkie informacje. Chodzi o zbadanie tego miejsca. To nasze magazyny z bronią, ale ostatnio kręciły się tam obce typy. Chcę żebyś sprawdził, bezpieczeństwo naszych zasobów.

- Rozumiem - skinąłem głową. - Boisz się, czy nie podłożyli żadnej bomby?

Skinął głową.

Ruszyłem w stronę wyjścia, jednak zanim zdążyłem złapać za klamkę, usłyszałem jego głos.

- Osamu.

Odwróciłem się, posyłając mu pytające spojrzenie.

- Weź ze sobą Nakaharę.

_____

Ruszyłem w stronę pokoju rudzielca. Oczywiście, że Mori musiał znowu zainicjować nasze spotkanie.

Zapukałem do drzwi, oczekując że zastanę w nich Chuuyę. Nie pomyliłem się, bo po chwili mi otworzył.

Mokre włosy opadały mu na czoło i ramiona. Nie rozumiałem, czemu ich po prostu nie ściął. Mnie by wkurwiały.

- Susz głowę i wychodzimy - poinformowałem chłopaka, wchodząc sobie do jego pokoju. Uwielbiałem to robić, bo wiedziałem jak go to denerwowało.

- C-Co.

Rudzielec był tak zdezorientowany, że zapomniał się na mnie wkurwić.

- Co ty tu robisz, wypierdalaj. Nigdzie z Tobą nie idę.
O już sobie przypomniał.

- Zlecenie Moriego - przewróciłem oczami i położyłem się na jego łóżku.

- Kurwa - przeklnął pod nosem.

- Też nie jestem zadowolony - odpowiedziałem, słysząc jego ciche przeklnięcie. - Poradziłbym sobie sam, ale najwyraźniej będziesz przydatny.

- Zawsze jestem przydatny - oburzył się chłopak.

- Jasne, jasne - wyszczerzyłem zęby.

Chuuya tylko wymamrotał coś niezrozumiałego dla mnie i wyszedł do łazienki, najwyraźniej się chcą dłużej ze mną rozmawiać.

Podniosłem się do pozycji siedzącej i rozejrzałem się po pokoju. Szanowem cudzą prywatność, jednak korciło mnie, żeby poszperać mu w rzeczach.

Wstałem i podszedłem do wielkiej szafy. Spodziewałem się znaleźć tam jego ubrania. Jakie było moje zdziwienie, kiedy zamiast nich, ujrzałem wielką kolekcję kapeluszy. Naprawdę wielką.

Myślałem, że na codzień chłopak nosił identyczne nakrycie głowy. Mogłem jednak mieć mylne spostrzeżenie, bo właśnie kapelusze Chuuyi wyglądały tak samo. Wziąłem jeden i założyłem na głowę, od razu szukając wzrokiem lustra. Kiedy je dostrzegłem, spojrzałem na siebie uważnie. Prezentowałem się nie najgorzej.

Odłożyłem go potem na miejsce i zamknąłem szafę, nie chcąc narażać się na gniew rudzielca. Wkrótce Chuuya wyszedł - już z suchą głową i wyjściowymi ubraniami.

- Mam nadzieję, że niczego nie ruszałeś- spiorunował mnie wzrokiem i podszedł do wieszaka, z którego zdjął płaszcz i kapelusz.

- Nie martw się - uśmiechnąłem się słodko. - Wszystko jest na swoim miejscu.

Chuuya tylko przewrócił oczami i ruszył w stronę wyjścia. Poszedłem za nim, pozwalając mu zamknąć pokój.

- To gdzie idziemy? - chrzaknął, ściągając na siebie moją uwagę.

Podałem mu kartkę z informacjami od Moriego i po krótce wytłumaczyłem powód, dla którego tam idziemy.

- Ale przecież wstęp mamy tylko my. Zwykłą bombą nie rozwalą budynku, bo jest specjalnie zabezpieczony - podsumował mój wywód Chuuya, kiedy skończyłem mówić.

- Najwidoczniej on myśli inaczej - wzruszyłem ramionami. - Sprawdźmy to i miejmy to z głowy.

Kiedy dojechaliśmy na miejsce, postanowiliśmy się rozdzielić. Chuuya został na zewnątrz, a ja wszedłem do środka. Sekretem tego magazynu było to, że otworzyć go mogły tylko osoby, które wcześniej zakodowały w systemie swoje linie papilarne. Dostęp miała cała Portowa Mafia. Tak więc osoby, które do niej nie należały, nie miały prawa wstępu. Poza tym,  gdyby ktoś nawet próbował dostać się do środka, od razu zostałby porażony prądem, gdyż system nie wczytałby jego ręki.

Wątpiłem, że znajdę coś w wewnątrz, jednak uznałem, że chociaż sprawdzę, jak się mają nasze zapasy.
Po wprowadzeniu linii w system, drzwi ustąpiły, a ja mogłem wejść do środka. Kluczyłem między kartonami, które skrywały w sobie najniebezpieczniejsze bronie na świecie. Nie wszystkie były legalne, dlatego musiały znajdować się w takim miejscu jak to.

Mimo że obiekt był chroniony przez specjalnie zaprojektowany system i tak przychodziło tu paru strażników, którzy mieli odganiać potencjalnych zainteresowanych tym miejscem. Zaniepokoiło mnie jedno, kiedy dotarliśmy tu z Chuuyą.
Strażników nie było.

Po niedługim czasie usłyszałem wołanie Nakahary. Miałem nadzieję, że znalazł to, czego tu szukaliśmy.

Wyszedłem na zewnątrz, jeszcze raz odblokowując drzwi, które po moim wyjściu od razu się zamknęły i ruszyłem w stronę głosu chłopaka na sam tył magazynu. Rudzielec wpatrywał się w coś, nie zauważając mojego przybycia. Kiedy podszedłem bliżej, w końcu zobaczyłem to, na co patrzył. Przede mną ukazał się zamordowany strażnik, który z dziurą przeszywającą mu całą klatkę piersiową, wykrwawiał się na ziemi.

- Zamiast bomby, mamy trupa - Chuuya spojrzał na mnie, a w jego oczach dostrzegłem to, co sam czułem - niepokój.

_________

Dziękuję za przeczytanie pierwszego rozdziału. Widzimy się w następnym 🙆‍♀️

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jul 11 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

We met in our darkest hour - SoukokuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz