Węzeł Zabitych

64 16 71
                                    

Żółta poświata otulająca drewniany taras, niczym ptak skrzydłem swoje pisklęta wydawała się wręcz przesadzona, bijąca w oczy. O wiele jaśniejsze odbicie światła księżyca nie było w stanie z tym pomóc.

Kundel leżący po drugiej stronie ulicy z jasnego kamienia poruszył się niespokojnie. Ułożył łapę na pysku i westchnął głęboko. Uniósł powiekę przeglądając stoliki w kawiarni. Widział suknie, eleganckie buty, garnitury, wełniane i jedwabne, z koronkowymi wykończeniami i kolorowymi guzikami. Nigdzie nie widział chłopca w marynarce z torbą gazet pod ręką.

Parę wieczorów temu kucnął przed nim i opowiedział podekscytowany o narodzinach księcia. Pokazał mu nawet pierwszą stronę gazety, gdzie widniało czarno-białe zdjęcie dwóch ludzi o poważnych minach. Widząc uśmiech na twarzy chłopca sam machał radośnie ogonem, co oznaczało dokładnie to samo. Może i nie rozumiał jego słów, ale wystarczyło, że spojrzał jednym okiem i niczego więcej nie potrzebował.

Ale dziś go nie było. Nie stał na rogu ulic ani rano, ani w ciągu dnia, ani teraz. Skupił się więc na żółtym ogniu w lampie naftowej przy drzwiach kawiarni.

Leżał tak w bezruchu przez godziny. Lub minuty. Światło ze sklepu krawcowej za nim już dawno zgasło, okna z kamienic odzywały się blaskiem nocnych gwiazd; "Co u was tej wspaniałej pełni?", pytało to na samym szczycie, z którego parapetu zwisały przerośnięte bluszcze. Doczekało się historii z najróżniejszych stron budynku o kłótniach, przyjaźni i miłości.

Kundel nie miał z kim podzielić się opowieściami. Nawet chłopiec w marynarce go nie rozumiał.

Z kawiarni wystąpił mężczyzna z zakręconym, cienkim wąsem i okrągłą twarzą. Każdego wieczoru robił to samo. Wychodził, gdy klientów na tarasie już brakło i gasił lampę. Kundel uniósł ucho zaciekawiony, czym zwrócił na siebie uwagę.

Wąsacz poprawił starannie zapiętą kamizelkę i kucnął przed kawiarnią nie dbając o to, że ostatnie osoby na ulicy spojrzały na niego podejrzliwie. Wyciągnął rękę do Kundla. Zwierzę podniosło się na łapy i zbliżyło kulejąc. Jemu mógł zaufać. Zawsze był taki uśmiechnięty dla klientów i chłopca z gazetami. Zwykle to on przynosił mu coś do jedzenia albo wodę w misce, ale dobry pan też może być.

Mężczyzna coś do niego szepnął, ale nic nie rozumiał. To nic, pomyślał sobie Kundel. Ważne, że jego dłoń delikatnie drapała go po brudnej głowie, a nie zadawała ból.

Minęły kolejne godziny spędzone na chowaniu się w ciemnych alejkach i przeszukiwaniu koszy na śmieci. Przypadkowo przewrócił jeden z nich i został uderzony po pysku miotłą.

Gdy zapadł zmrok, nareszcie mógł znowu nacieszyć się żółtym światłem. Nie od razu poczuł, że coś jest inaczej. Wiatr szeptał ciszej, jakby nie chciał być tej nocy usłyszany. Okna milczały. Gwiazdy i księżyc oświetlały kamień ulicy intensywniej niż wczoraj. Między kawiarnią, a sklepem krawcowej przejechała dorożka. Kundel miał wrażenie, że przelotne spojrzenie czarnego jak smoła konia przekazywało mu co najmniej współczucie.

Taras stał prawie pusty. Naftowa lampa wisząca przy drzwiach wydawała się żywsza od kobiety o szarawej skórze w białej sukni. Widząc rozłożoną na stoliku przed nią gazetę Kundel miał ochotę podejść i dowiedzieć się, skąd ją ma. Na pewno nie od chłopca w marynarce, dziś też się nie zjawił. Czy jej gwieździste oczy skrywały odpowiedź na jego pytania?

Patrząc na nią w głowie pojawiał mu się obraz trzech splecionych trójkątów, który widział wielokrotnie, ale nie wiedział gdzie. Węzeł Zabitych, zdumiał się wiatr. Zawiało mocniej, jakby jedna wiązka powietrza karciła drugą za odezwanie się zbyt głośno.

Mężczyzna z wąsem wyszedł, nawet jeśli kobieta wciąż czytała przy stole jak najbliżej lampy. Nie uśmiechał się już. Zauważając Kundla kucnął pod drzwiami. Wyciągnął rękę, tym razem coś w niej miał.

Kundel zbliżył się i bez wahania przyjął kawałek miękkiego ciasta z truskawkami. Pobrudził się na pysku sokiem z owoców, ale nie przeszkadzało mu to, póki był w stanie coś zjeść. Mężczyzna pogłaskał go i z błyszczącymi oczami wyprostował się. Machnął dłonią na Kundla i wszedł do kawiarni. Zwierzę zamrugało okiem, które mu pozostało, ale nie odmówiło wejścia do środka.

Dzwonek obecny przy każdym otworzeniu drzwi rozniósł dźwięk po ciemnym pomieszczeniu. W środku kawiarni nie paliło się żadne światło, jedynym jego źródłem była lampa na zewnątrz. Potem melodia przypominająca płacz przestała się odzywać. Przeraźliwa cisza została przerwana skrzypieniem drewna.

Kundel podążył za krokami mężczyzny i z trudem wszedł za nim po schodach. Na szczycie czuł przytłoczenie. Po całym korytarzu niosła się groza i zgnilizna. Nie fizyczna, ale wrażliwy nos Kundla nie mógł tego znieść. Mimo to przedzierał się przez smród ciemnej mgły aż nie stanął w drzwiach małego pokoiku.

Jedynym meblem w środku było łóżko wielkości połowy pomieszczenia. Natychmiast wyczuł znajomy zapach. Bez zastanowienia podbiegł do łóżka i bezwstydnie położył ranną łapę na miękkiej pościeli, zaraz obok szarej, kościstej dłoni.

Chłopiec nie nosił już ani swojej marynarki ani torby na gazety. Leżał w włosach potarganych jak cały Kundel. Zapadał się w jedynej luksusowej rzeczy, jaką posiadał: pościeli. Był taki malutki w porównaniu do czasów, gdy Kundel widział go na ulicy. Taki blady. Stracił swoją żywotność i uśmiech, a jego oczy lśniły radością już tylko we wspomnieniach Kundla.

Chłopiec odwrócił ciężką głowę czując gorący oddech na twarzy. Kąciki ust mu zadrżały. Mrugnął powoli. Podniósł trzęsącą się rękę i położył ją między uszami Kundla.

Pies zrozumiał, że coś jest naprawdę nie tak. Czemu nie skakał na jego widok? Pomachał ogonem mając nadzieję, że to go rozweseli. Zawsze działało.

Nie tym razem.

Księżyc wpadał brutalnie przez cienkie zasłony nad małym okienkiem. Pokazał Kundlowi jedynie smutniejszy obrazek tego, kogo tak wielbił. Gdyby potrafił, chciałby uwiecznić ten moment już na zawsze, zostać w nim do końca swoich dni.

Chłopiec wciągnął powietrze i wytrzeszczył oczy. Otworzył usta i spomiędzy jego warg wydostał się cichy jęk:

- To wy. Hel i Garmr. Jak z opowiadań.

Kundel wyczuł za sobą ciemną mgłę, ale nie śmiał się odwrócić. Chłopiec zastygł wbijając palce w jego sierść.

Lampa naftowa przed kawiarnią zgasła.

||

tak, wiem, że na ulicach miejskich bezpańskie psy w XIX wieku nie żyły raczej długo, ale Kundel jest specjalny.

also, hej, zgadnijcie kto zaczął się właśnie interesować nordycką mitologią.......

anywaaaayyyy HEJJJJ

coś innego tym razem! bardziej w stylu "króla niczego" niż jakiejkolwiek innej mojej pracy!

jest to praca na konkurs "obrazy słowem malowane", tym razem na podstawie, totalnie nie da się zgadnąć po okładce, "tarasu kawiarni w nocy" vincenta van gogha! (@pisarskiWatt09)

osobiście bardzo podoba mi się to, co mi wyszło, szczególnie, że pisałm to w jeden dzień, a to nigdy się nie dzieje lol

dajcie znać, co myślicie! jeśli jeszcze kiedykolwiek wezmę udział w innej edycji konkursu, możecie spodziewać się czegoś podobnego:]

do zobaczenia kochani i zapraszam na mojego instagrama!! postuję tam na relacjach i nie tylko o update'ach względem moich książek +karty postaci!!

@/jaszczur.pisze na insta:]

922 słowa! bez mojego komentarza tu, oczywiście. bardzo przyjemne wyzwanie zmuszające do zastanowienia się, co chce się napisać, żeby zmieścić się w limicie tysiąca słów! szczególnie dla kogoś takiego jak ja, kto absolutnie zawsze się rozpisuje na dowolny temat hihi

Lampa NaftowaWhere stories live. Discover now