Rozdział 2. Początek końca

1 1 0
                                    

Czuję pod swoimi stopami trawę, ale nic nie widzę, bo oślepia mnie światło. Ja tylko czuję.

Moje wszystkie zmysły się wyostrzyły, a wzrok wraca do normy.

Zaczynam dostrzegać przed sobą domek, prześliczny dom. Był on w stylu sielankowym. Piękny beżowy kolor, drewniane oprawy okien, cudowny, ogromny taras, a na nim siedziała... moja babcia...

Babcia Rose, która zmarła trzy lata temu.

Siedziała na białym krześle i jak za życia miała w zwyczaju czytała książkę i piła okropnie gorzką czarną kawę.

Czy ja umarłam?

Postanowiłam do niej podejść i gdy tylko postawiłam pierwszy krok poczułam się lekka jak piórko.

Zaczęłam stawiać kolejne niepewne kroki w kierunku babci, a gdy poczułam się pewniej zaczęłam biec w jej stronę, a gdy już miałam stawiać stopę na tarasie usłyszałam głos babci. Pierwszy raz od trzech lat, znowu było dane mi go usłyszeć.

- To jeszcze nie twój czas drogie dziecko - zaczęła z uśmiechem na twarzy - Jeszcze całe życie przed tobą Aurelio. Jesteś młodą piękną dziewczyną, która ma przed sobą całe życie.

To gdzie ja jestem?

- Nie pozwolę ci wejść na ten taras dopóki nie spełnisz swoich wszystkich marzeń kochanie. - widziałam troskę w jej oczach.

- Babciu, ale ja tak bardzo chcę cię przytulić. Potrzebuje cię. - poczułam jak oczy mi się zeszkliły.

- Obiecuję Ci, że gdy wrócisz tutaj i zobaczę w twoich oczach spełnienie, będę na ciebie czekać i wtedy się przytulimy, ale na razie możemy tylko rozmawiać ze sobą.

Czemu nie teraz, babciu?

- Mogę ci zadać pytanie? - zapytałam na co babcia przytaknęła - Jak ja się tutaj znalazłam?

- Jesteś w śpiączce. Twoje myśli dopadło coś strasznego, mrocznego, ale już po wszystkim kochanie. Jesteś już bezpieczna. - I z tymi słowami poczułam znowu, cały ciężar ciała - Aurelio uważaj na siebie, bo na tamtym świecie nie jest tak sielankowo jak tutaj. Poradzisz sobie, wierzę w ciebie.

A potem znów zostałam oślepiona przez światło i ponownie poczułam ciężar na swoich barkach, a ostatnie co usłyszałam z ust babci to: "Kocham cię".

***

Pierwsze co widzę po otworzeniu oczu to moja mama, która śpi na granatowym fotelu naprzeciwko mojego łóżka. Nawet z takiej odległości jestem w stanie zauważyć jej spuchnięte oczy i wielkie sińce pod oczami. Ale dlaczego tak wygląda?

I w tym samym momencie, gdy zadałam sobie to pytanie dostrzegłam swoje odbicie w szybie, co prawda niezbyt wyraźne, ale moją bladą jak ściana twarz chyba mogłabym dostrzec z odległości kilometra.

Gdzie ja właściwie jestem?

Zaczęłam się rozglądać po pomieszczeniu w którym się znajdowałam. Po chwili zdałam sobie sprawę, że to chyba musi być mój własny pokój. Tylko, że już moim pokojem bym go nie nazwała bardziej ,,domowym szpitalem". Gdzie się nie spojrzysz tam stoi jakiś medyczny przedmiot zaczynając od wózka inwalidzkiego, aż po respirator (chociaz nie wiem po co).

I dopiero teraz do głowy wpadło mi najbardziej oczywiste pytanie: Co mi się stało, że znajduję się w takim okropnym stanie?

A odpowiedź nadeszła szybciej niż myślałam.

- O boże...- usłyszałam głos mamy - Matko Boska, Aurelia - kobieta podbiegła do mnie i od razu mnie przytuliła. Ale czemu? - Przepraszam cię kochanie, tak bardzo cię przepraszam. Jestem taka nieodpowiedzialna... - zaczęła płakać wciąż wtulona we mnie.

- Mamo, uspokój się nic mi nie jest - zaczęłam, odciągając od siebie delikatnie kobietę - Już jest dobrze. - uśmiecham się delikatnie.

Mama zaczęła obsypywać mnie pytanie o moje samopoczucie, potem przyszedł tata i mój brat. Wszyscy byli tacy szczęśliwi, że się obudziłam ze śpiączki. Lecz mam jeden ogromny problem, bo dalej nie wiem czemu się w niej znalazłam. Myślałam, że sami jakoś zaczną temat i ja nie musiałabym się fatygować, ale jak widać omijają go szerokim łukiem. Co się do chuja ze mną stało?

- Dlaczego byłam w śpiączce, a obok mnie stoi respirator? - zapytałam.

I nagle jak na pstryknięciem palcem w pokoju zrobiła się cisza, jakbym co najmniej zrobiła coś złego.

Przez kilka sekund, które dla mnie były jak wieczność nikt mi nie odpowiadał, aż w końcu przed szereg wystąpił mój brat - Nathan.

- Respirator tutaj stoi, bo jakby to powiedzieć delikatnie - zastanowił się, aż w końcu dokończył swoją wypowiedź - Prawię zaczęłaś wąchać kwiatki od spodu razem z babcią Rose trzymając się za ręce - powiedział, a ja jakby przez mgłę przypominałam sobie rozmowę z babcią i słowa, które do mnie powiedziała, zastanawiając się czy to nie był sen.

- Nathan, uspokój się! - krzyknęła mama, ale nie minęła nawet sekunda, a już po jej twarzy było widać, że chcę się jej płakać. Tata od razu ją przytulił, a z jej ust wydostał się głośny szloch, a mnie w tamtym momencie serce pękło na miliony kawałków. Cierpienie własnej rodziny na twoich oczach ze świadomością, że to przez ciebie nie jest ani trochę przyjemne.

Mama już nie płaczę tylko patrzy na mnie wzrokiem, który chowa w sobie tyle bólu i zmartwienia...

- Aurelia od jakiego momentu nic nie pamiętasz? - zaczęła.

Po chwili zastanowienia odpowiedziałam:

- Ostatnie co przychodzi mi do głowy to rozmowa z Nancy na temat mojego zdrowia. - powiedziałam.

Mama spojrzała na tatę porozumiewawczym  spojrzeniem i wyszli razem z bratem zostawiając mnie i mamę same. Mogę się tylko domyślać ile planowali tę rozmowę, jakby byli na nią przygotowani.

Kobieta usiadła bliżej mnie i zaczęła wszystko opowiadać.

I po czasie wydaję mi się, że lepiej byłoby gdybym nigdy nie dowiedziała się prawdy o sobie.



ROZDZIAŁ NIE JEST IDEALNY, ALE OBIECUJE, ŻE NAPRAWDĘ WARTO CZYTAĆ.

XOXO I DO NATSTĘPNEGO WIDZOWIE... 

PS. W NASTĘPNYM ROZDZIALE SPORO SIĘ WYDARZY...

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jun 02 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Keep the SecretOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz