Wstęp

53 11 4
                                    


AMI

Zacznę od końca.

Wychodziłam właśnie na spotkanie z przyjaciółką. Tradycyjnie odstrzeliłam się na nie, bo przecież nie mogła wyglądać lepiej niż ja. Krętą ścieżką przeszłam do miejsca, w którym powinien stać zaparkowany mój kabriolet. Nie stał. Zaklęłam pod nosem, bo przytrafiło mi się to już kolejny raz w tym miesiącu. Z tego właśnie powodu wiedziałam, czyja to sprawka i siłą rzeczy, nie powinnam się gniewać. A jednak. Byłam wkurwiona. Odwróciłam się, by z domu zadzwonić do ochroniarza i zapytać, co on do kurwy nędzy sobie wyobraża?! Był samochód, nie ma samochodu. A on właśnie powinien zbierać dupę i wypierdalać z roboty, zanim ja wykopię go sama.

Mietka nie było, tak samo, jak auta. Poszczęściło mu się, bo nie byłam pamiętliwa i gdyby zjawił się jutro, nie dostałby opieprzu. Zdradzając nieco – nie pojawił się ani nazajutrz, ani w kolejne dni. Ale wracając do dnia kradzieży, bo wszystko na to wskazywało... Sprawą postanowiłam zająć się później, mając nadzieję na dobrą zabawę tego wieczora. Może gdybym od razu zainteresowała się zdarzeniem i połączyła fakty... ale już za późno.

Wezwałam Ubera, ale gdy tylko posadziłam tyłek na tylnej kanapie, poczułam, że coś jest nie tak. Radio grało za głośno, a kierowca nie odwrócił się do mnie, by choćby się przywitać. Nie zdążyłam jeszcze zamknąć drzwi, więc z zamiarem ucieczki, otworzyłam je kopnięciem i wyskoczyłam. Pech chciał, że obcas buta wykręcił się nienaturalnie, a moja noga razem z nim. Usłyszałam charakterystyczne chrupnięcie kości i poczułam przeszywający ból. Nie przeszkodziłoby mi to we wstaniu, musiałam tylko zdjąć szpilki i pociągnąć za sobą uszkodzoną nogę. Przeszkodziło mi jednak mocne uderzenie w tył głowy. 

Kurier. Załóżmy maski.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz