Powrót do korzeni

7 2 0
                                    


Deszczowe krople biły o szyby samochodu, rytmicznie tłumiąc dźwięk silnika. Zamyśliłam się, gdy po raz kolejny przekraczałam granice miasteczka, które przez lata nazywałam domem. Tym razem miałam inne cele niż zwykle – odkryć prawdę o swojej przeszłości.

Wiedziałam, że muszę zacząć od miejsca, gdzie moje życie zaczęło się komplikować. W mojej starej dzielnicy, między wąskimi uliczkami i zaniedbanymi domami, znajdował się jedyny świadek mojej przeszłości – sąsiad, pan Miller.

Zatrzymałam się przed starym domem, w którym spędziłam większość mojego dzieciństwa. Ostatnie wspomnienie to obraz mnie w łóżku, patrzącej w sufit, zanim uciekłam z tego miejsca. Serce biło mi szybciej, gdy podchodziłam do drzwi pana Millera. Znalezienie odpowiedzi było jedyną rzeczą, która miała dla mnie znaczenie.

Pan Miller powitał mnie ciepło, ale w jego oczach wyczuwałam mieszankę zdziwienia i smutku. Pamiętałam go jako uśmiechnietego, chodzącego o lasce staruszka, z siwymi włosami i brodą, który kochał przyrodę. Tym bardziej, gdy zobaczyłam go smutnego poczułam dziwne ukłucie w sercu. Zmarszczył brwi, próbując mnie rozpoznać.

-  Alice? To ty? – zapytał, otwierając szerzej drzwi.

Tak, panie Miller. To ja – odpowiedziałam niepewnie, kiedyś nazywałam go dziadkiem, ale nie wiedziałam czy mogę to wciąż robić.

-Boże, jak ty urosłaś. Darujmy sobie formalności kochanienka, chyba znamy się tak długo, że możemy pominąć etap per pani - roześmiał się. - Śmiało, wchodź – gestem zaprosił mnie do środka, a na jego usta wpełzł dobrze znany mi uśmiech.

Usiedliśmy przy jego starym,stole w kuchni na którym za dzieciaka malowałam farbami, w kominku na przeciwko dopalał się jeszcze kawałek drewna, a na lodówce wisiały moje rysunki, przyczepione magnesami.  "Dziadek" zaproponował herbatę, którą przyjęłam z wdzięcznością. Gdy para z filiżanek zaczęła unosić się w powietrzu, poczułam, że nadszedł czas na trudne pytania.

-Dziadku, muszę dowiedzieć się czegoś o mojej przeszłości. Pamiętasz, jak to wyglądało, gdy się urodziłam? – zapytałam, starając się ukryć drżenie głosu.
Nigdy nie powiedziałam mu co działo się w domu, a jednak większość czasu spędzałam u niego, był dla mnie bliższy niż moi rodzice, przesiadywałam u niego częściej niż u mnie, po prostu go kochałam. Nie wiem dlaczego go zostawiłam, dalej się za to karam, ale musiałam uciec... Moje rozmyślania przerwał ciepły głos pana Millera:

- Oczywiście, pamiętam... Ale nie znam szczegółów, po prostu się pojawiłaś... W sumie to twoja mama nawet nie była w ciąży... Richardsonowie twierdzili, że adoptowali cię legalnie, ale nigdy nie mówili, skąd dokładnie pochodzisz – zaczął, przypominając sobie szczegóły.

-Powiedziałeś adoptowali?- teraz wszystko nabierało sensu, liścik, "sen" i mój powrót tutaj...

- Nie wiedziałaś, że byłaś adoptowana? Nie powiedzieli ci?- zapytał zdziwiony

-Nic o tym nie wiedziałam....

"Dziadek" westchnął ciężko, podszedł do mnie i poklepał mnie po ramieniu.

-Czy mówili coś więcej? Czy była jakaś historia, którą próbowali ukryć? – drążyłam dalej.

Pan Miller potarł czoło, myśląc intensywnie.
- Wiesz, było coś, co zawsze mnie zastanawiało. Twoja matka, pani Richardson, miała siostrę, która zniknęła kilka lat wcześniej. Nigdy nie mówiła o niej głośno, ale słyszałem, jak raz rozmawiała przez telefon o jej powrocie. Może to ma jakiś związek?

Poczułam, jak chłód przechodzi mi po plecach.
- Siostra... Nigdy nie słyszałam o żadnej siostrze. Czy możesz coś więcej powiedzieć?

-Nie dużo, niestety. Słyszałem tylko, że była zagubiona i że twoi rodzice byli jedynymi, którzy o niej wiedzieli, a bynajmniej o jej pokrewieństwie z twoją matką. Może to ona była powodem, dla którego cię adoptowali? – spekulował.

Zaginiona DziedziczkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz