Rozdział dziewiąty

80 9 6
                                    


Harry obudził się z cholernym bólem głowy i kiedy tylko otworzył oczy, miał je ochotę zamknąć już na wieki. W końcu rozejrzał się po apartamencie i dostrzegł, że był rozebrany, leżał we własnym łóżku, a co najbardziej go zaskoczyło, to widok niebieskookiego chłopaka, śpiącego w skulonej pozycji przy jego łóżku. Podniósł się momentalnie I zaczął mu się przyglądać. Kiedy dostrzegł rozcięcie nad skronią i siną okolice wokół jednego oka, zrobiło mu się ponownie niedobrze. Znów skrzywdził Tego chłopaka. Znów sprawił, że poczuł okropny ból. Znów skrzywdził osobę, która zasługiwała na całe dobro tego świata.

Wyciągnął dłoń i opuszkiem palca przejechał delikatnie tuż obok rany. Louis poruszył się niespokojnie i zmarszczył nos, co w mniemaniu Harry'ego było najbardziej rozczulającą rzeczą, jaką zobaczył do tej pory. Widok tego bezbronnego chłopaka, skulonego tuż przy łóżku, który mimo tego, co wczoraj miało miejsce, pomógł mu po kolejnej, ciężkiej nocy sprawił, że podjął decyzję. Podjął decyzję, która uratuje jego życie i sprawi, że będzie lepiej. Nie tylko pozornie.

Wstał z łóżka, wziął na ręce niższego i delikatnie ułożył na materacu, następnie przykrywając go szczelnie. Śpiąc, wyglądał jak piękny anioł. Harry powrócił wspomnieniami do rozmowy, jaką odbyli na dachu i przypomniał sobie słowa Louisa, kiedy ten mówił mu o tym, że każdy ma przy sobie swojego stróża, tylko wystarczy pozwolić mu się prowadzić. Zaczął myśleć nad tym wszystkim, co działo się w jego życiu od jakiegoś czasu. Uświadomił sobie, że walka z Louisem była jak pojedynek ze swoim stróżem. Cały czas usiłował przejść na stronę towarzyszących mu demonów, ale w końcu zrozumiał, że to jak walka z wiatrakami. Walka, która zawsze kończyła się porażka. Bo kiedy przez chwilę było cudownie, kiedy wciągał kreskę za kreską i nagle jego problemy znikały, czuł euforię, radość i pewność siebie, a potem przychodziła ciemność. Okrutna, miażdżąca ciemność, zabierająca mu ostatnie chęci do życia. Każąca robić krzywdę innym, pragnąca pochłonąć go do końca w stronę nicości. Dlatego znów trzeba było wciągnąć i poczuć cokolwiek. To było jak błędne koło, z którym borykał się na co dzień od kilku dobrych lat. Od momentu, w którym tylko poczuł smak życia po kokainie, wiedział od razu, że to będzie jego ucieczka, chwila rozkoszy i normalności. A wszystko to, było tylko i wyłącznie iluzją.

Łzy spływały po jego twarzy niczym wodospad. Nie był w stanie ich kontrolować, ale może właśnie tego potrzebował. Wyrzucić z siebie wszystko, co było złe, co sprawiało, że na okrągło upadał i nie był w stanie się podnieść. Czuł, że Tomlinson będzie tym, który go wybawi, poda dłoń i poprowadzi w stronę tego metaforycznego światła, o którym wspominał. Harry nie wiedział tylko, czy jego anioł da mu kolejną szansę. Drugą, niemniej ważną kwestią było to, czy on w ogóle zasługiwał na tę kolejną szansę. Wszystko było w rękach niebieskookiego, a Harry mógł się jedynie modlić o to, by ten złapał jego dłoń i przeprowadził przez najgorsze piekło, które go czekało.

Styles po tym, jak nie miał już siły płakać, a jego głowa pękała, udał się pod zimny prysznic, by zmyć z siebie smród wczorajszego wieczora i oczyścić jednocześnie atmosferę wokół niego. Miał nadzieję, że to mu nieco pomoże, postawi na nogi i doprowadzi do porządku. Louis nadal spał spokojnie, przytulając do siebie mimowolnie skrawek kołdry. Był cholernie wymęczony, a te kilkanaście godzin snu było mu potrzebne jak powietrze.

W końcu, około południa otworzył oczy. Jęknął cicho i przeciągnął się. W pierwszym momencie jego mózg nie zarejestrował gdzie był, jednak po chwili uświadomił sobie, że leży w łóżku, które w żadnym wypadku nie należało do niego. Podniósł głowę, a kiedy ujrzał siedzącego obok bruneta, oddech ugrzązł mu w gardle.

— Co ja robię w twoim łóżku? — wychrypiał cicho.

— Spałeś na siedząco przy moim łóżku. Przeniosłem cię tutaj, żebyś się wyspał. — Przeczesał swoje włosy i zerknął na cały czas zaspanego chłopaka. — Mogłeś od razu położyć się tutaj, zamiast łamać kręgosłup na podłodze — westchnął ciężko.

Harbour Hotel - Larry StylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz