Lot

5 0 0
                                    


-Raquel! Raquel do cholery! Wstawaj!- to była chwila
W pewnym momencie poczułam jak ktoś ściąga ze mnie kołdrę żeby następnie oblać lodowatą wodą.

-Mamo!
-No co? Od pół godziny nie mogę cię dobudzić.
-I pomyślałaś że wylanie na mnie miskę wody to dobry pomysł?
-Tak- odpowiedziała z dumą
-Która jest godzina?
-12:00 wstawaj bo ja cię pakować nie będę
-Pakować? Gdzie?
-Do cholery dziecko czy ty się ostatnio z kotem na mózgi zamieniłaś? Dziś lecimy do Luny
-Nie. Jutro.
-Nie. Dziś. Jutro było wczoraj.
-Nie chce.
-Twój problem- powiedziała po czym wyszła z pokoju
-Aha?!- krzyknęłam za nią

Usiadłam na łóżku. Cała poduszka jak i moja piżama były mokre.
Wzięłam do ręki telefon i faktycznie była godzina 12. Kiedy te 3 dni minęły? Przecież dopiero wróciłam z zakupów. Czas za szybko leci.

Wstała, z łóżka podchodząc do szafy. Wyciągnęłam moje ulubione jeansowe, szerokie spodnie i biały top na ramiączkach. Wyjęłam biały komplet bielizny i ruszyłam do łazienki, do której drzwi znajdowały się zaraz obok drzwi wejściowych.

Położyłam telefon na szafeczce przy lusterku i włączyłam moją ulubioną playlistę latino.

Po szybkim prysznicu zrobiłam delikatny, nietypowy dla mnie makijaż.

-No dzień dobry roszpunko.- przywitał się ze mną tata
-Dzień dobry tatuś, co dziś na śniadanie?
-Śniadanie?
-Obiad.
-Naleśniki zrobiłam- powiedziała mama
-Kocham
-Wiem
-Na którą mamy zarezerwowany lot?- zapytałam
-Na 19 ale musimy być przynajmniej o 18 na lotnisku. Spakowałaś się?- zapytała
-No kiedy? Zaraz to zrobię
-Roszpunko tylko nie pakuj za dużo rzeczy. Lecimy tylko na kilka dni- kochałam jak tak mnie nazywał
-Tylko?- sarknęłam
-Aż
-Oj już nie przesadzajcie. To moja siostra, nie wiedźmą
-No nie wiem mamo, ja tam ją widzę jako odzwierciedlenie wróżki chrzestnej ze Shreka.- powiedziałam na co tata wybuchł śmiechem
-Nie histeryzujcie.
-Szczera jestem
-Ma rację- poparł mnie tata
-Fernando! Nie przesadzaj, przypominam, że Luna jest tylko moją siostrą
-Ja wiem, że rodziny się nie wybiera ale na miejscu babci oddałabym ją do okna życia pomimo, że ma 45 lat i jest starą suką
-Raquel!- krzyknęła mama
-No co?
-Idź się lepiej pakować!
-No już, już

***
-Fernando?
-Co się dzieje skarbie?
-Boję się
-Przecież nie pierwszy raz lecisz samolotem
-Wiem, ale już długo nie leciałam i trochę się stresuje bo...
-Spokojnie. Chodź tu Loren.- przerwał jej tata po czym przytulił

Spojrzałam na moich rodziców. Byłam naprawdę pod wrażeniem ich relacji.

Są razem od siedemnastego i dziewiętnastego roku życia, ponieważ tata jest starszy o 2 lata od mamy. Kiedy ona miała 20 lat tata jej się oświadczył. 2 lata później wzięli ślub lecz przed tym urodziłam się ja.

Są od siebie tak bardzo różni jednocześnie będąc tacy sami.

Mama- Lorena Torres jest platynową blondynką o niebieskich oczach i wybuchowym charakterze. Potrafi zmieszać kogoś z błotem bo nie spodobało się jej jedno zdanie, które dana osoba wypowiedziała. Nie zna hamulców i jest wulkanem energii.

Tata- Fernando Torres to niebieskooki brunet. Jest on spokojny, opiekuńczy, wesoły, spontaniczny, każdego umie rozbawić, zawsze podchodzi do wszystkiego na chłodno i umie znaleźć plusy nawet tam gdzie ich nie ma.

Dopełniają się idealne.

Wzięłam do ręki telefon i go włączyłam. Pierwsze co pojawiło mi się na ekranie to powiadomienie z grupy ✨KSIEZNICZKI✨
Nie za bardzo miałam ochotę czytać o plotkach przyjaciółek więc stwierdziłam, że na razie to zostawię. Weszłam na snapa po czym zrobiłam zdjęcie i wysłałam na dni.

-Ja idę do toalety- oznajmiłam rodzicom

Wstałam z fotela ruszając w wyznaczonym kierunku.

Po załatwieniu potrzeby i umyciu rąk napisałam przyjaciółką, że wszystko dobrze i odezwę się jak już wyląduje.

Otworzyłam drzwi chcąc wrócić na miejsce kiedy niespodziewanie ktoś na mnie wpadł. Przez mój brak orientacji postawiłam krzywo nogę do tyłu i już przygotowywałam się na spotkanie z podłogą gdy nagle poczułam silną rękę na mojej talii. Zdecydowałam się otworzyć oczy.

-Dokąd lecisz?- zapytał nieznajomy

Miał blond włosy wpadające w jasny odcień rudego i brązowe oczy. Był dobrze zbudowany i wysoki ale coś mi w nim nie pasowało.

-Na pewno nie na i do ciebie
-Nie wstydź się
-Typie to ty na mnie wpadłeś
-Jeżeli tak uważasz, Alex- uśmiechnął się
-Na zdrowie
-Mam na imię Alex- odparł zdezorientowany
-No coś ty? Usłyszałam za pierwszym razem
-A ty jak masz na imię?
-A chuj ci do tego?
-Ładna jesteś
-Prawda?
-To jak się nazywasz?
-Chuj ci do tego ale pytać się możesz- odpowiedziałam posyłając mu buziaka w powietrzu po czym odwróciłam się z zamiarem powrotu na swoje miejsce.
-Do zobaczenia Blondi- uśmiechnął się dziwnie patrząc na mnie przenikliwym wzrokiem. Dosłownie mam wrażenie, że wie już o mnie wszystko.
-Oby nie.

Nienawidzę takich ludzi.

RavielWhere stories live. Discover now