Rozdział 1

78 10 31
                                    

  Tak jak każdego dnia poszłam do szkoły. Kiedy zapakowałam samochód na parkingu, moja przyjaciółka już mnie dopadła.

  - Stara! Nie uwierzysz! - Pisnęła jak tylko wysiadłam z auta. 

  - Hejka! Ciebie też miło widzieć! Poranek minął mi cudownie! Dzięki, że pytasz! - Powiedziałam marszcząc nos.

  Ona na moje słowa tylko się zaśmiała. Szkoda, że nie wzięła tego na poważnie, bo serio było by fajnie gdyby rano zapytała co u mnie, a nie tylko gadała o szkolnych plotkach. Nie żebym narzekała, bo fajnie jest być na czasie i wiedzieć co się aktualnie dzieje. 

  - Dobra. A wracając... Wiesz co się stało?! - zapytała znowu piszcząc. 

  Dobra. Przeanalizujmy to. Piszczy i szczerzy się jak głupia więc możliwe, że jakiś chłopak do niej napisał. Shane, Dominic, Harry lub Asher. Któryś z tych. Możliwe jest też to, że dostała książki. Obie kochamy czytać więc jest to możliwe. Ale kurde! Tu może chodzić dosłownie o wszystko! Ona by się cieszyła nawet z zabicia człowieka, bo była by dumna z siebie, że to zrobiła i, że nikt jej nie podejrzewa!

  - Dostałaś nowe książki? - Zapytałam niepewnie.

  - Nie tym razem. Ale za to Condrad do mnie napisał! Napisał, że robi imprezę i cieszyłby się z mojego przyjścia!

  O... Condrad do niej napisał... jaki przypadek, że akurat wczoraj do mnie podszedł i zaczął mnie błagać o to żebym przyszła... A wracając to nie bardzo cieszy mnie fakt, że napisał do niej ten idiota. Poza tym... nie miałam serca jej powiedzieć, że chce ją tyko wykorzystać do tego żebym ja się pojawiła. Ale jak ona się z tego cieszyła to jak jej mogłam odmówić?

  - Ja też idę - oznajmiłam.

  - Bez ciebie bym nie poszła. A jak tam z rodzicami?

  No właśnie. Rodzice.

   - Po naszej ostatniej kłótni zapisali mnie do psychologa. I to nie jest żart. 

  - Kurczę... to słabo...

  - Mega słabo. Ale trudno. Kiedyś się od nich uwolnię. Przecież nie mogą przeżyć mojego życia za mnie, prawda?

  - No nie bardzo... ale boje się, że byliby do tego zdolni...

  Westchnęłam. Z moimi rodzicami było tak, że raz byli najlepszymi rodzicami na całym globie, a raz tak, że już jestem bliska spakowaniu rzeczy i wyprowadzce. 

  - No... ale dobra! - Klasnęłam dłońmi. - Nie możemy się nade mną ciągle użalać! Chodź do szafek, bo muszę sobie wziąć książki. 

  - Okej.

  Wzięłam swoje rzeczy i poszłyśmy pod sale. Pierwsza była matematyka. Czyli inaczej mój znienawidzony przedmiot numer jeden. Na szczęście miałam go z Sophią. Inaczej bym nie przetrwała... Weszłyśmy do pomieszczenia zajmując miejsca. Oczywiście usiadłam z przyjaciółką. Zaczęłyśmy gadać o wszystkim i o niczym. A jak zaczynamy to nie kończymy z byle powodu.

  - Mam nadzieje, że wam nie przeszkadzam? - Przerwał nam niespodziewanie nauczyciel.

  Był młody. Miał brązowe włosy, zielone oczy, lekkie piegi i był wysoki. Pewnie gdyby to była książka to był by to romans. Romans między uczennicą, a nauczycielem. No ale na szczęście to nie była książka. I to nie był mój typ. Sophii za to wręcz przeciwnie. Ona za nim szalała... Nie raz prawie nie zdała z matmy tylko żeby mieć z nim korepetycje. No i jej się udało. Na szczęście nic między nimi nie zaszło.

  - Nie - odpowiedziałam szybko. 

  Nawet gdybym opowiedziała "tak" to nic by mi nie zrobili, bo moi rodzice za dużo wnoszą do tej szkoły. Mówiąc to mam na myśli, że płacili za większość rzeczy w tej szkole. Jak o tym myślę to mam odruch wymiotny. Czemu? Bo oni się topią w tych pieniądzach! Mnie też chcą wykorzystać tylko do tego żebym zarabiała. 

  - Mhm... i miejmy nadzieje, że to ostatni raz.

  Mówił to codziennie. To chyba źle, prawda?

  - Za to, że każdego dnia musze was upominać Maya pójdzie do odpowiedzi. Zapraszam.

  Jestem pewna, że zbladłam. Przyjaciółka momentalnie złapała mnie za rękę pewnie żeby mi dodać otuchy. Niektórzy pewnie sobie pomyśleli, "że to tylko matematyka więc czym się tak stresujesz?". To nie jest TYLKO matematyka. To jest AŻ matematyka. Wczoraj siedziałam do drugiej w nocy na telefonie więc nic nie umiałam, a mieliśmy się nauczyć... czegoś. Nie moja wina, że nie pamiętam, prawda?

  - Em... a nie może Sophia pójść?

  Przed chwilą wspomniana dziewczyna w sekundzie puściła moją dłoń oraz spojrzała na mnie morderczym wzrokiem.

  - Sophia ma o wiele lepsze oceny od ciebie więc nie. Zapraszam do tablicy - mówiąc to zrobił mi przejście.

  Chyba nigdy się tak nie stresowałam. Poszłam na środek sali, ale nic z wtedy nie pamiętam. Przysięgam. Za to pamiętam bardzo dokładnie (że dostałam jedynkę za to, że nic nie umiałam), że jak wróciłam do ławki to Sophia malowała sobie paznokcie i zdawała wrażenie jakby była na mnie obrażona. Jak coś to nie była, bo pięć minut później zaczęła coś do mnie gadać. Nie słuchałam jej. Nie słuchałam jej, bo przez cały czas wpatrywałam się w małą karteczkę na moim zeszycie.

  Widzimy się na imprezie za tydzień. 

PS. Ubierz tą czerwoną sukienkę.

~ M




------------------------------------------------------------------------------------------------






(nie)znana osobaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz