2

59 3 3
                                    

Max

Ten dzień już od samego rana zapowiadał się tragicznie. Odkąd tylko wstałem, wiedziałem, że ten dzień będzie chujowy.

Najpierw okazało się, że nie mam czystych skarpetek na dziś, co u mnie już sprowadza cały dzień na najgorszy w całym życiu. Potem uwaliłem sobie koszulę keczupem, jedząc śniadanie, straciłem przez to dwadzieścia minut, których już nie miałem. Do firmy przyjechałem dziesięć minut po ósmej, co oznacza, że spóźniłem się o te dziesięć jebanych minut na spotkanie. A ja nienawidzę się spóźniać.

Samo spotkanie też nie poszło najlepiej. Nowy klient nagle zmienił swoje warunki, które dla mojej firmy są wygodne jak włos w dupie. Jest dopiero godzina dziesiąta, a ja już mam dość tego dnia. Chciałbym powiedzieć, że gorzej już być nie może, ale jeśli tak powiem to na pewno coś jeszcze się zjebie i będzie o wiele gorzej. Nie wiem, co musiałoby się stać, żeby ten dzień stał się przynajmniej do przeżycia.

Nagle usłyszałem pukanie do drzwi mojego gabinetu.

- Wejść. - zawołałem.

- Siema stary. Przychodzę ci przypomnieć, że dzisiaj ma przyjść na rozmowę nowa pracownica na recepcję w lobby. Gdzieś ci rano położyłem jej CV. – zaczął Tyler od razu. – Szepnę ci jeszcze na ucho, że to jest przyjaciółka nowej laski, z którą się spotykam, więc bądź dla niej miły. Chciałbym jeszcze trochę móc poużywać mojego kutasa.

- Gdybyś ty jeszcze miał co poużywać. – zacząłem się śmiać.

- Chcesz się przekonać, że jest nawet większy niż twój?

- Opanuj się Tylerze Blacku. Jesteśmy w pracy i oczywiście jak zwykle nie zamknąłeś za sobą drzwi. Ktoś mógł tędy przechodzić pacanie. – ustawiłem go do pionu.

- Oj już dobra nie bądź taki święty. Ale tak teraz całkowicie serio. Poważnie ci mówię, żebyś był dla niej miły, bo mi zależy na tej dziewczynie. Dawno nie czułem się przy kimś tak dobrze.

- Brzmisz, jakbyś się zakochał. – powiedziałem zdegustowany.

- Ty znowu swoje. Dobra nie będę ci już nigdy więcej opowiadać o moich amorach, bo się jeszcze zrzygasz.

Przewróciłem oczami i wróciłem do sprawdzania maili na komputerze. Moja asystentka ostatnio się zwolniła i nie mam nawet czasu, żeby poszukać nowej. Dzisiaj jest jakieś apogeum tych maili i wszystkie musze ogarniać sam. Kto by się tego spodziewał po tym dniu.

- Masz ochotę wyjść dzisiaj na piwo? – wypalam nagle.

- Ty, wielki Pan Prezes i wyjście na piwo? Na miasto? Co się z tobą stało? Kosmici przylecieli i zrobili ci pranie mózgu? – zaczął się ze mnie nabijać.

- Skoro nie chcesz to trzeba było powiedzieć nie, a nie się ze mnie śmiejesz. Poradzę sobie sam.

- Dobra Max. Wyjmij kija z dupy wreszcie. Zaskoczyłeś mnie. Chętnie z tobą gdzieś wyjdę. Cieszę się, że nasza znajomość wchodzi na wyższy poziom.

- Idź już sobie, bo zaraz cię zwolnię za to twoje gadanie. – wyszedł z mojego gabinetu z szyderczym uśmieszkiem.

Potrzebuję tego wyjścia na miasto dziś, bo przysięga, że oszaleje. Niech ten dzień się wreszcie skończy.

_____________________

Po skończeniu kolejnych dwóch spotkań z klientami, przyszedł nareszcie luźniejszy moment w ciągu dnia. Zamówiłem sobie jakieś chińskie jedzenie do biura i w międzyczasie sprawdziłem giełdę.

W pewnym momencie mój wzrok padł na zdjęcie stojące u mnie na biurku. Przedstawiało ono trójkę dzieci, dwóch chłopców i jedna dziewczynka. Miałem wtedy chyba 11 lat. Po lewej stał Zack, który jest w moim wieku, a na środku nasza mała Lauren. Byliśmy jak trzej muszkieterowie. Zawsze razem. Mimo że siostra Zacka była dziewczyną i o cztery lata od nas młodsza, to nie wyobrażam sobie, żebyśmy mieli bawić się bez niej. Każdy w naszej dzielnicy nas znał i wiedział, że jeśli widzi jedno z nas to pozostała dwójka jest gdzieś w pobliżu. Zrobiło mi się przykro. Lauren jednego dnia zapadła się pod ziemię i do dziś nie daje znaku życia. Jej rodzice podejrzewali, że to sprawka Jacksona- jej chłopaka- podejrzewali to małe słowo, oni byli pewni, że ten dupek albo ją zmanipulował i teraz ćpają w Meksyku, albo ją pobił na śmierć. Nie chce mi się wierzyć, że ona naprawdę coś w nim widziała.

Z Zackiem parę razy się o to pokłóciliśmy tuż po jej ucieczce. Obydwoje obwinialiśmy się, że nic nie zrobiliśmy, aby go zostawiła. Na szczęście nasza przyjaźń przetrwała ten ciężki dla nas czas. Nie wyobrażam sobie, żeby kolejna bliska mi osoba mnie opuściła. Chciałbym cofnąć czas.

Ze wspomnień wyrwał mnie dźwięk telefonu. Mam nadzieję, że twoja poduszka Amber, już zawsze pozostanie ciepła za to zwolnienie się. Od razu po podniesieniu słuchawki ktoś zaczął gadać i tak minęło kolejne pół godziny w pracy. Po zakończeniu rozmowy z klientem, zacząłem powoli przygotowywać się do wyjścia. W tym wirze pracy kompletnie zapomniałem, że ktoś miał do mnie jeszcze dzisiaj przyjść na rozmowę o pracę. Kiedy usłyszałem pukanie do drzwi, lekko się zdziwiłem. O tej godzinie już nikt do mnie nie przychodził.

- Proszę wejść. – krzyknąłem.

Drzwi się otworzyły z charakterystycznym dla nich dźwiękiem i usłyszałem głos, którego nigdy w świecie bym nie zapomniał.

- Dzień dobry, przyszłam na rozmowę o pracę. Nazywam się...- zaczęła kobieta.

- Lauren? Lauren, czy to naprawdę Ty? – zapytałem z błaganiem w głosie.

Kiedy na nią spojrzałem, ujrzałem faktycznie ją. Trochę się zmieniła przez ostatnie pięć lat, ale dalej była piękna. Ścięła swoje długie do pasa włosy na długość do ramion. Sukienka, którą ubrała przepięknie opinała jej ciało tam, gdzie miała to robić. Czerwona torebka i usta sprawiły, że zaparło mi wdech w piersi.

To naprawdę ona.

Moja Lauren

Właściwie to nie moja, ale lubię tak o niej myśleć.

Stoi tu. W moim biurze.

- To są chyba jakieś jaja. – powiedziała zirytowana. Odwróciła się z powrotem w stronę wyjścia i poszła do windy.

Dalej nie dowierzając siedziałem za biurkiem. Po chwili się otrząsłem i pobiegłem za nią. Jej winda już pojechała na dół do lobby, ale na szczęście miałem jeszcze moją prywatną, do której właśnie się udałem. Wciskałem przyciski byle jak, byle jak najszybciej znaleźć się na dole i zdążyć ją jeszcze złapać. Dźwięk windy poinformował o dotarciu na piętro 0 i wybiegłem z niej, jak z procy. Rozejrzałem się w poszukiwaniu tych pięknych włosów. Zauważyłem ją w połowie drogi do drzwi.

- LAUREN! – krzyknąłem tak głośno jak tylko potrafiłem. – Zaczekaj.

Mój głos sprawił, że wszyscy pracownicy i klienci stanęli nieruchomo i tylko na mnie spojrzeli. Ona też się zatrzymała, ale nie spojrzała na mnie. Kiedy ją dogoniłem, stanąłem zmachany. Muszę chyba częściej chodzić na siłownię, skoro takie coś mnie tak wymęczyło. Zrobiło się tu już małe przedstawienie, więc powiedziałem:

- Słoniku, chodź porozmawiamy na górze. – powiedziałem z nadzieją.

Chwile nic nie odpowiadała, aż wreszcie usłyszałem:

- Nie mamy o czym. – I tym zdaniem zakończyła rozmowę, jednocześnie wychodząc przez drzwi budynku. 

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jun 21 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Look at the SkyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz