Rozdział 9

1K 145 3
                                    

Laura

- Przerwałeś mi a nie lubię tego – powiedziałam do Andrew, kiedy tylko opuściliśmy magazyn. Jasno i wyraźnie pokazałam, że ja się niczego nie bałam i kiedy ktoś mi się naraża jestem w stanie zrobić wszystko. Chciałam zabić tego mężczyznę dla przykładu, ale musiał pojawić się mój anioł stróż pilnujący mojej moralności.

Ja udawałam, że jestem mu wdzięczna a on udawał, że w jakiś sposób ratuje moją duszę. Aż na samo wspomnienie tego, że kiedyś chciał zostać księdzem chciałam wybuchnąć śmiechem. Ironia losu polega na tym, że osoba, którą kiedyś był ceniła życie i nie ważne, że obrał inną ścieżkę życia w której takie coś jest na porządku dziennym nadal wierzył w swojej przekonania.

- Przesadziłaś.

- Może. – przystanęłam, aby na niego spojrzeć. – Ale i tak oboje wiemy, że tego właśnie mnie uczyliście.

- Nie zabijania, kiedy tylko najdzie cię ochota.

- A jak byś to nazwał. – zapytałam podnosząc brew zaskoczona, że chociaż przez chwilę pomysł o tym jak o nauczeniu mnie samoobrony. – Uczyłam się pilnie, żeby za wszelką cenę pokonać każdego kto stanie mi na drodze i dobrze o tym wiesz. Jeśli chcesz udawać, że jest inaczej proszę bardzo, ale nie przeszkadzaj mi w tym co robię.

Dobrze wiedział, że mam rację, ale i tak będzie próbował dalej. Znałam go już tyle lat, że szybko się przyzwyczaiłam do tego, aby nie brać na poważnie wszystkiego co mówi.

Andrew był w wieku Romero i on także pomagał w moim ukryciu. Jego szczupła a nie umięśniona sylwetka pokazywała, że członkiem mafii może być każdy. Gdybym spotkała go na ulicy powiedziałabym, że jest kimś z rodzaju prawnika czy pracownika biurowego. Jego jasno brązowe włosy zaczesane na jedną stronę zakrywały zakola, które bardzo mu pasowały. W dodatku te jasne oczy, które przypominały mi słońce patrzyły teraz na mnie z łagodnością. Tak było zawsze, dlatego traktowałam go jak brata, którego mogę poprosić o radę w każdej chwili.

- Nie patrz tak na mnie. – westchnęłam.

- Nie wiem o czym mówisz. - udawał.

- Następnym razem postaram się nie dawać nikomu powodu, bo ataku. – na nic więcej nie mógł liczyć.

Poczułam, że moje ciało domaga się więcej adrenaliny. Potrzebowałam się wyładować, a żeby to zrobić potrzebowałam kogoś na kim mogłabym się wyżyć. Wetchnęłam po raz kolejny wiedząc, że Scott jest zajęty, Bennet się do tego nie nadaje a Andrew jest jeszcze gorszy w te klocki. Nie pozostało mi nic innego jak wyjeździć się samochodem do czasu aż mi przejdzie.

- Obiecujesz? – zapytał.

- Spadaj. – powiedziałam otwierając drzwi do samochodu a potem się w nim usadzając. To była moja forma pożegnania i od dobrze o tym wiedział, dlatego odsunął się, kiedy z głośnym rykiem ruszyłam z miejsca.

***

Do domu wróciłam dopiero po trzech godzinach i bardzo dobrze, bo gdybym jeszcze chciała spędzić więcej czasu na mieście zabrakłoby mi paliwa. Przewróciłam oczami wiedząc, że teraz będę musiała zadzwonić do któregoś z chłopaków i poprosić ich o to, żeby przywieźli mi kanister benzyny. Wiedziałam, że znowu będą się z tego śmiać, że byłam tak zapominalska w tej kwestii.

- Wróciłaś w końcu. – obok mnie pojawiła się Lucia jak tylko wysiadłam z samochodu.

- Co się stało?

- Nic. Po prostu potrzebuję samochodu, a że mamy tylko jeden więc nie miałam wyjścia jak na ciebie poczekać. – wzruszyła ramionami.

- Masz. – podałam jej kluczyki mając nadzieję, że zorientuje się, że brakuje benzyny jak już wyjedzie z terenu posesji. – Ale wracaj jak najszybciej.

#1.Siostry Agosti. LauraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz