Rozdzial 1

147 18 9
                                    

Edgar

Idąc ciemna alejka mojego miasta, między garażami, gdzie nikt nie chodzi szukałem swojej kolejnej ofiary. Chciałem znów poczuć uczucie patrzenia na żywe emocje które wydaje człowiek podczas gdy przeprowadzam na nim mój nowy eksperyment. To takie ekscytujące.. wyraziste emocje, mimika twarzy oraz dzwieki. Fascynujące.

W każdym razie...

Tak jak mówiłem, mało kto przechadzał się w tych okolicach. Tylko najodważniejsi - bądź glupi, zapuszczali się w ciemne ulice tej miejscowości. Nie jest ona przyjemna. Przytłaczające, depresyjne bloki, pełne brudu i wyglądu niczym Rosja. Klatki schodowe pomalowane na jasnozielono, ze zdartymi ścianami i w niektórych miejscach spadającym tynkiem. Takie właśnie byly tutejsze realia. Nie było to najprzyjemniejsze, ale szło sie przyzwyczaić.

Jeszcze mniej kto miał odwagę zapuścić się między garażami, w dodatku po zachodzie słońca. Właściwie nikt nie wie dlaczego. Była jakaś legenda miejska o tym miejscu, ale kto tak szczerze w to wierzy?.. Naprawdę trzeba mieć niski poziom inteligencji.

Z moich rozmyśleń wyrwały mnie ciche kroki, do momentu ciche. Osoba nadepnęła na patyk, który złamał się pod jej ciężarem. Z gotowości wyjąłem z kieszeni scyzoryk, chwytając druga ręką po strzykawke.

Mamy to.

Postac zaczęła sie do mnie przybliżać. Byłem gotowy na przepychankę, bo bez niej zazwyczaj się nie obchodzi. Ku mojemu zdziwieniu był to fioletowlosy chłopak, z rozwalonymi włosami i lekko ubrudzonymi ciuchami. Wydawał się zagubiony i niegroźny. Schowałem ręce do kieszeni, lecz na wszelki w wypadek w jednej z nich wciąż ściskałem ostrze. Chłopak spojrzał się na mnie, oczami przepełnionymi zmęczeniem oraz zagubieniem.

Łatwy cel. Wystarczyło przygarnąć go, i już to mamy.

-Przepraszam.. Wie Pan gdzie jest najblizszy hotel?...-

Pan? Aż tak staro wyglądałem?

-Hmm.. Żadnych w pobliżu nie ma, jest tylko noclegownia dla bezdomnych, której skrajnie nie polecam.. Dochodziło tam nawet to morderstw. Nikt tego tam nie kontroluje. -

Fioletowolosy spojrzał na mnie zawiedziony, jego nadzieja wygasła. Teraz moja kolej.

-Wiesz, zawsze ja mogę cie przygarnąć. -

Uśmiechnąłem się ciepło.

-Nie mam z tym najmniejszego problemu, mieszkam sam a warunki nie są zle. Jest jedzenie, picie, bieżącą wodą oraz gaz.. Ogrzewanie również. Niedaleko jest mój blok-

Chłopak skinął głową. Pomogłem mu iść przez całą drogę. Nie sądziłem że dziś będzie aż tak prosto. Cel sam się złapał, a to ciekawe. Jednak może szczęście zupełnie nie opuściło mojego boku?

Gdy dotarliśmy przekręciłem klucz w zamku, wpuszczając chlopaka do środka. W kontraście do reszty budynku moje mieszkanie było perfekcyjnie czyste. Nienawidziłem bałaganu, tego umysłowego również. Moje myśli były poukładane, nie tak jak regały w biedronce.

Włączyłem gaz i zabrałem się za zaparzanie wody. W międzyczasie włączyłem jeden z moich ulubionych wykonawców na płycie winylowej. Do robienia herbaty towarzyszył mi utwór "Alexander" od myslovitz, uwielbiałem ich. Emocje w ich piosenkach były niesamowite.. Jakbym kiedykolwiek przed śmiercią miał przeżyć swój pierwszy raz, to z zdecydowanie ich piosenkami w tle. Inaczej sobie tego nie wyobrażam.

Podałem chleb oraz herbatę fioletowlosemu. Ten podziękował i wziął się za posiłek. Ja za to posprzątałem po zaparzaniu i poszedłem do pomieszczenia, największego w moim mieszkaniu. Tam, gdzie trzymałem swoje ofiary robiąc na nich eksperymenty.

Nie miałem tak skończyć, ale zycie nie zawsze układa się tak, jak to zaplanowaliśmy i lądujemy w zupełnej dziurze, bez jakiejkolwiek nadziei oraz ratunku ze strony innych osób. Sami musimy z tego wybrnąć, co nie należy do łatwych.

Ogarnąłem parę rzeczy, po czym udałem się spowrotem do kuchni. Umyłem naczynia po chłopaku.

-Nie wchodz proszę do pomieszczenia z korytarza po lewej.-

Ten pokiwal głową na tak.

Udałem się do pokoju i podałem mu ręcznik

-Idź się ogarnąć, możesz użyć wszystkich kosmetyków jakie znajdziesz.. Nie są jakieś cenne. -

-Jeszcze raz ci dziękuję...Uh.. twoje imię?-

-Edgar -

-Dziekuje ci, Edgar. Ja jestem Fang. Naprawde, ratujesz mi zycie. Jestem ci potwornie wdzięczny i mam u ciebie ogromny dług. -

Chwilę stałem osłupiały. Ktos? Wdzięczność? To w tych czasach jeszcze istnieje? Myślałem że wyginęło.

Pokiwałem głową. W resztę wieczoru również się ogarnąłem po czym położyliśmy się spać. Jutro zamierzałem zabrać chłopaka do głównego pomieszczenia. Oczywiście zamknąłem drzwi na klucz który miałem pod poduszka by przez przypadek fioletoelosemu nie przyszło do głowy uciekać.

Dobranoc, Fang.

SIEMA MYSIE PYSIE!! W KONCU WZIALEM SIE ZA TEGO FANGARA.
Dzisiaj krótszy rozdzial I trochę nudawy, ale potem się rozkręci. Dziękuję za przeczytanie <3

Doktor- fangar (Opuszczone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz