🚂

11 1 2
                                    

O japierdole... - wsiadłem do pociągu, mając problem z podniesieniem ciężkiej walizki. Właśnie jadę do Warszawy, przeprowadzić się, zacząć nowe życie. No albo prawie, bo mam jeszcze przesiadkę. W jebanym kurwa Sosnowcu, dzięki. A no i dosyć ważna kwestia - pochodzę z Ukrainy i dopiero przyjechałem do Polski. Miejsca są w większości zajęte przez innych ludzi, byłem już gotowy na stanie lub siedzenie przy toaletach całą drogę do tej sosnowej dziury. W końcu na końcu pociągu zobaczyłem przedział, w którym siedział tylko jeden człowiek. Wszedłem do środka i usiadłem naprzeciwko niego, obok okna. Wyglądał na starszego, chłodnego i groźnego mężczyznę, taki co by głosował na konfe. Bałem się, że zacznie mnie zagadywać o jakieś gówno typu "polska dla Polaków" ale na szczęście obeszło się bez zbędnych konwersacji z nim. Drogę do Sosnowca odbyłem raczej spokojnie, chociaż pojawiło się trochę myśli samobójczychq. Po jakoś dwóch godzinach usłyszałem w końcu dźwięk "Sosnowiec Główny"
-no kurwa wreszcie - powiedziałem szeptem, by pasażer obok mnie nie usłyszał. Przesiadka była z innego peronu, więc musiałem przejść przez podziemne przejście. No i jeszcze kurwa godzinę później.
- Rusz dupę i idź - mówiłem sobie po cichu, chyba żeby zmotywować się do dalszej podróży.

Miasto wyglądało trochę jak jakaś ruina, szczerze chujowo. Wszystko brzydkie, brudne i jacyś menele tam siedzieli. Pocieszała mnie jedynie myśl, że za około godzinę już pojadę do Warszawy.
- Kurwa nie mogli bez tej przesiadki... - narzekałem do samego siebie szepcząc. Co miałem robić przez ponad godzinę na takim zajebanym dechami wydupiu. W sumie to mogę iść do maka, przynajmniej coś sobie wpierdole idealnego na mój skromny budżet. Wpisałem McDonalds w google mapsie. Zajebiście 10 minut drogi, no ale chuj. Skierowałem się do pobliskiego maka, zresztą jedynej restauracji na tym wydupiu. Doszedłem do jakiejś galeri, gdzie więcej sklepów zamkniętych niż otwartych. Mak był prawie pusty. Podszedłem do automatu żeby zamówić jedzenie. Mój budżet wynosił tylko 15 zł.
-No to se kurwa nie pojem - powiedziałem cicho patrząc na zestawy po jakieś 4 dychy. Wziąłem sobie dwa 2forU bo tylko na to mnie stać. Zjadłem wszystko szybko i poszedłem do toalety sie wyszczać przed pociągiem, bo znowu jakieś zjeby bez biletu będą tam siedzieć całą jebana drogę w toalecie. Galeria miała tylko kilka sklepów, stokrotkę, Rossmana i media expert, więc nie było gdzie spędzić pozostałych 20 minut. Wróciłem więc z walizką na mój peron i poczekałem na pociąg do wwa. W międzyczasie nawet jakiś typ zagadał mnie o szlugi, a inny poleciał typowym tekstem "kierowniku, daj no 2 złote" ale co ja im mam dawać, jestem tak spłukany że to gołębie mi powinny chleb rzucać. W końcu pociągu przyjechał, oczywiście jak na PKP Intercity przystało z 40 minutowym opóźnieniem. Zajebiście. No ale najważniejsze że wsiadłem i jechałem dalej, opuszczając to zadupie. Te kilka godzin drogi było naprawdę nudne i mi się dłużyło, już do tego etapu gdzie gry bez internetu na telefonie albo zestaw 500 krzyżówek panoramicznych nie pomagały. Jednak po tej męczarni w końcu usłyszałem "następna stacja : warszawa centralna"
- no boże wreszcie - szeptałem sobie cicho pod nosem.

Pociąg nareszcie się zatrzymał. Wziąłem walizki i plecak a potem szybko wysiadłem na peron. Na pierwszy rzut oka już widziałem że Warszawa jest dużo ładniejsza niż to sosnowieckie wydupie. Z pomocą nawigacji google maps udałem się na stację metra Centrum. Po chwili czekania metro przyjechało, a ja wsiadłem już trochę zmęczony wielkomiejskim gorącem. Oddychało mi się coraz ciężej w dusznym pojeździe, a walory zapachowe w lato nigdy nie są najlepsze w publicznym transporcie. Czekałem jedynie na wyjście stąd i pójście spać. Ewentualnie pójście chlać, ale to plan B. Miałem już dość całego tego dnia, ale jakby tego było mało to jeszcze trafiłem na kibiców Legii w metrze. Najchętniej to bym im wszystkim wpierdolił, ale skończyło by się tak że w jakiejś ciemnej alejce straciłbym pieniądze, godność i dziewictwo.

W końcu wysiadłem na mojej stacji, zmęczony życiem jak chyba nigdy wcześniej. Jeszcze musiałem dojść do nowego domu, małej kawalerki w kamienicy. Co prawda za tą cenę oczekiwałem conajmniej apartamentu na złotej 44, ale ważne że cokolwiek jest. Poszedłem jeszcze do żabki po drodze, mający ochotę rozpierdolić cały ten sklep słysząc ten dzwonek jak wchodzi się do środka. Wziąłem sobie piwko bo jak to mówi święte przysłowie piwo to moje paliwo.  Wdrapałem się na 4 piętro gdyż oczywiście nie ma tam windy i wziąłem klucz spod wycieraczki. Mieszkanie było mniej więcej wielkości mojego starego pokoju, ale przynajmniej ciasne ale własne. Albo w sumie to nie, bo to wynajem ale jeden chuj. Wziąłem sobie zimne piwko i siadłem na kanapie, słysząc jej skrzypienie. Przynajmniej miałem telewizję, wiec włączyłem sobie jakiś serial i postawiłem do rana mieć wyjebane. Chciałbym jakiś Warsaw Dream, ale pewnie skończę jak jakiś żul pod złotymi tarasami. Cóż, zawsze mogło być gorzej. Mógłbym mieszkać w Sosnowcu.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Oct 14 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

guwno i chujeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz