- Za nim!
- Nie dajcie mu uciec!
Głosy pogoni oddalały się, nikły w szmerze deszczu i szumie wiatru. Woda lała się z nieba, jakby chciała oddzielić psy gończe kurtyną od ich ofiary. A uciekinier uciekał dalej, dysząc cicho i drżąc z zimna. Jego ubrania nie dawały mu dobrej izolacji od chłodu i deszczu. Zmęczone nogi potykały się co chwilę o korzenie, płuca paliły z wysiłku, natomiast serce dudniło w piersi. Wreszcie mężczyzna padł w norę przy ściętym pniu jak zgoniony jeleń. Od kiedy zdołał uciec z więzienia, nie przestawał biec. Pościg stale siedział mu na ogonie, dopiero w tym lesie zdołał go zgubić, nie miał jednak wątpliwości, że nie na długo. W końcu psy złapią trop i znajdą go. Westchnął gniewnie, zaciskając dłonie na korzeniu przed sobą. Burza może i zatarła ślady, ale również wzburzyła Odrę na tyle, że bród, który chciał przebyć, zniknął pod spienionymi falami, w dodatku ciężkie chmury zasłoniły mu całkowicie księżyc i gwiazdy, spowijając w egipskich ciemnościach otoczenie. Poruszanie się w tych warunkach było niemal niemożliwe, jednak on podniósł się uparcie po paru chwilach i ruszył dalej. Nie miał najmniejszych wątpliwości: jeśli tu zostanie, prędzej niż później znajdą go i zamkną tak głęboko, że nikt już go nie znajdzie. Nie było wyboru: musiał przepłynąć rzekę.
Szedł przed siebie, wspierając się o drzewa i nasłuchując. W rozszalałej nawałnicy nie było słychać nic prócz szmeru deszczu i liści, ale mężczyzna czuł bliskość pościgu, wzdrygał się na wycie psów i bicie swojego serca. Ta historia nie mogła się tak skończyć! Nie teraz, gdy wolność była na wyciągnięcie ręki. Jednak gdy stanął na wysokim brzegu i spojrzał we wściekłe wody, wszelka pewność opuściła go. Rzeka wściekle waliła w brzegi, jakby zaraz miała wyskoczyć ze swojego koryta i zalać cały świat. Wartki prąd ciągnął ze sobą ułamane gałęzie, rozmaite przedmioty, a nawet ciała utopionych szczurów. Zdało mu się nawet, że dostrzegł ludzką czaszkę. Wzdrygnął się, cofając o krok. Próba przepłynięcia szalejącej rzeki była czystym samobójstwem. Jak bowiem można by było zwyciężyć z takim żywiołem?!
Para kruków za jego plecami zakrakała nagle. Obejrzał się odruchowo, a gdy po chwili zwrócił się z powrotem ku drugiemu brzegowi zamarł. Po drugiej stronie granicy dostrzegł jasną sylwetkę jeźdźca. III Rzesza już miał się rzucić do ucieczki, lecz w tym momencie błyskawica przecięła niebo i oświetliła mu piękną Polskę na jej wiernej klaczy Dębce. Zdenerwowany gniadosz parskał cicho. Tymczasem wiatr szarpał płaszczem i srebrzystymi włosami jego pani. Jej spojrzenie chwyciło jego duszę i przewiercało ją na wskroś.
Mężczyzna poczuł jak krew zawrzała w jego żyłach. Nie zastanawiając się nawet sekundy, rzucił się w mroczne wody wraz z ogłuszającym gromem. Rozpętane siły natury jednak nie mogły równać się z iście lwim rykiem jego serca. Prąd był silny, fale zalewały go raz za razem, ale zawziętość i upór żelaznego Niemca zwyciężały w tej walce na śmierć i życie. Rozgarniał wody mocnymi ruchami, chciwie łapiąc powietrze. Ani zziębnięte ciało, ani zmoknięte ubranie, ani nawet rozwścieczone żywioły nie zmogły go, nie powstrzymały. A wzrok jego utkwiony był w srebrnowłosej bogince, białej Orlicy, która lekko zeskoczyła z kulbaki, stając na samej krawędzi.
Nadludzkim wysiłkiem dopadł brzegu i podciągnął się, dysząc jak smok. Padł na trawę przed kobietą, która z tej pozycji zdawała mu się być potężna, wszechmocna, boska. Ostre zęby błysnęły w szalonym uśmiechu ulgi. Wreszcie...
- Polen... - wydyszał zmęczony, klękając przed nią.
Polska pomogła mu wstać i podtrzymała go, gdyż nogi zadrżały pod nim. Rzesza objął ją mocno i wtulił twarz w jej włosy, wciągając zapach kobiety z prawdziwą przyjemnością. Zapach bzu i agrestu połechtał jego nozdrza. Uśmiechnął się rozanielony. Po sześćdziesięciu latach... Pocałował ją wygłodniale, niecierpliwie, gryząc miękkie wargi kobiety. Odpowiedziała zaskakująco drapieżnie, zsuwając jedną rękę z jego pleców. Trwali tak chwilę, w potokach lodowatego deszczu, ogrzewani płomieniem swoich uczuć.
- Mein schön... - wysapał, lecz w tym momencie gardłowy dźwięk wydarł się z jego ust. Serce stanęło mu, jakby coś je zmroziło.
- Rzesza, mój drogi... - zaszczebiotała czułym głosem, głaszcząc go jedną ręką po głowie i patrząc głęboko w oczy.
Zacisnął ręce na niej, nie rozumiejąc co się dzieje. Spazmatycznie wciągnął powietrze, chwiejąc się na nogach.
- W-was...?
- Czy ty sądziłeś, że po tym wszystkim przyjmę cię z otwartymi ramionami? - zamruczała, wbijając nóż głębiej.
Uśmiechnęła się straszliwie wyszarpując ostrze. Wolną ręką strząsnęła z siebie jego ręce, odpychając go mocno. Rzesza zatoczył się jak pijany i wpadł z powrotem w mroczne wody Odry. Ostatnie co ujrzały jego gasnące oczy, to chłodne spojrzenie jego boginki, nim fala zakryła mu głowę i porwała ze sobą. Polska schowała ostrze, wskoczyła na koń i zniknęła w strugach deszczu, nie oglądając się na odgłosy pościgu.
Psy zawyły na drugim brzegu. Czerniejące krople krwi spływały po zmiętej trawie, a burza zacierała ostatnie ślady.
Hej hej!
Mam nadzieję, że się wam podobało ;) Oto obiecany one-shot. Tak, jest to alternatywny koniec "Let's burn the world" i tak, schowane w nim są pewne Easter Eggi. Zachęcam do szukania. Ciekawi mnie ile odnajdziecie. Czekajcie cierpliwie, bo kontynuacja zbliża się powoli, acz statecznie.
Miłego dnia/popołudnia/wieczoru/nocy kochani!
~Angel
CZYTASZ
Come to me
FanfictionProsiłeś się o to. I teraz dostaniesz co ci się należy. Hej hej Postanowiłam, że zrobię z tego mój mały zbiór one-shotów. Bo coś mi się zdaje, że z moich planów dotyczących kontynuowania tworzenia w tym fandomie, nie wyjdzie już żadne dłuższe opowia...