Rozdział 30

760 121 2
                                    

Laura

Czekałam zniecierpliwiona przed salą operacyjną nie odchodząc ani na krok. Minęła kolejna godzina, ale nikt do nas nie wychodził więc pocieszałam się tym, że wszystko idzie z godnie z planem. Romero wyszedł jakiś czas temu – miałam nadzieję, że chociaż jemu uda się czegoś dowiedzieć.

Lina siedziała na krześle patrząc tępo w ścianę i nie odzywając się ani razu jak tutaj wbiegła po zapytaniem co z Lucią. Wiedziałam, że ma mi za złe to co się stało, bo jakby nie mogła. Przecież to moja wina, że tak się stało i żadne słowa Romero tego nie zmienią. Jako głowa rodziny powinnam przewidzieć każdą sytuację, ale tego nie zrobiłam i teraz będę sobie to wyrzucać do końca życia.

W końcu po niekończących się godzinach drzwi otworzyły się a po chwili wyszedł zza nich starszy mężczyzna w kombinezonie szpitalnym. Wiedziałam, że jest zmęczony po tak długim czasie, ale nie mogłam czekać ani chwili dłużej.

- Co z nią? – zanim zdążył otworzyć usta Lina podbiegła i chwyciła mnie mocno za rękę. Nie spuszczała wzroku z lekarza a na jej twarzy widać były wszelką gamę uczuć.

- Rana na nodze nie była tak poważna jak nam się na początku wydawało. – westchnął przeciągle ściągając czepek. – Bardziej martwi mnie jej dłoń. Udało nam się ją przyszyć przez to, że była ciągle w lodzie i ktoś perfekcyjnie opatrzył kikut, ale nie wiemy czy ciało jej nie odrzuci.

Jego słowa uderzały w moje serce raz za razem jakby i one mówił „Zobacz do czego doprowadziłaś swoimi czynami i uczuciami". Oddałam uściska na swojej dłoni z trudem panując nad tym, aby nie wbiec do środka sali i nie opuszczać siostry ani na chwilę.

- Ale to jej ręką. – wydusiłam z trudem.

- Umysł ludzi jej dla nas zagadką i tylko możemy czekać, aby sprawdzić czy operacja się powiodła. Nic więcej nie mogę dla niej zrobić. – spojrzał na nas pokrzepiającą jakby to miało w czymś pomóc.

- Co będzie dalej? – zapytała cicho moja siostra.

- Wasza siostra wybudzi się za kilka godzin więc może odczuwać ból. W tym celu będą jej podawane leki przeciwbólowe do czasu aż uda nam się go zmniejszyć. – popatrzył na nas z powagą, o której bym go nie podejrzewała. Wiedział kim byłyśmy i co robiłyśmy a pomimo tego powiedział o wszystkim otwarcie i ani razu nie spuścił z nas wzroku. – Za jakieś dwa tygodnie wyjdzie ze szpitala, ale będzie potrzebować fizjoterapeuty, który zajmie się ponownym przywróceniem sprawności w dłoni.

- Będzie mogła normalnie funkcjonować? – zapytałam ze ściśniętym gardłem. Nie potrafiłam sobie wyobrazić co czułam moja siostra, kiedy odcinali jej dłoń i jak to teraz na nią wpłynie. Musiałam zrobić wszystko, aby się nie poddała nawet jeśli najgorsze prognozy lekarza się spełnią.

- Tego nie wiem. - pokręcił głową. – Czasami jest tak że wraca się do pełnej sprawności po trzech czy czterech miesiącach od wypadku, ale zdarzają się przypadki, że wraca się do połowy swoich możliwości tym samym mając określone ograniczenia jak ruchomość dłoni, niezdolność do zginania palców czy nawet nie do końca wróci czucie w dłoni.

- Dziękuję doktorze. – przerwałam mu nie chcąc dalej słuchać. Nie dopuszczałam do siebie myśli, że siostra nigdy już nie odzyska sprawności. Lucia była na to zbyt silna więc nawet nie dopuszczałam do siebie takiej możliwości.

Mężczyzna pokiwał głową i rzucił jeszcze, że do godziny będziemy mogli spotkać się z siostrą. Powinnam się cieszyć, że wyszła z tego cało, ale czy jej psychika też? Kiedy wróciła do domu o własnych siłach myślałam, że tak, ale teraz nie byłam o tym tak bardzo przekonana. Takie coś potrafiłoby każdego zmienić i bardzo się obawiałam, że moją siostrę też.

Lina jakby zrozumiała, że trzyma mnie za ramię, bo odsunęła się momentalnie i odwróciła wzrok. To bolało, kiedy najbliższa osoba tak cię traktowała, ale rozumiała i nie miałam jej tego za złe. Każda z nas potrzebowała czasu, aby uspokoić się i ochłonąć.



Romero

Wyszedłem ze szpitala wiedząc, że i tak w niczym nie mogę a swoje siły skierowałem w całkowicie innym kierunku. Przyszedł czas znaleźć i złapać Verriego który odważył się skrzywdzić Lucię myśląc, że w ten sposób uda mu się uciec. Bezwiednie moje pięści zacisnęły się, kiedy tylko przypomniałem sobie w jakim stanie była dziewczyna. Jak ktoś tak bardzo może skrzywdzić kobietę i dalej normalnie funkcjonować. Robiłem w swoim życiu złych rzeczy jednak nie skrzywdziłbym kobiety więc tym atakiem Verri sam skazał się ma śmierć w męczarniach.

Z tego czego dowiedział się Andrew ten sukinsyn specjalnie porwał jedną z sióstr Agosti tylko po to, aby móc spokojnie uciec za granicę i całkowicie zniknąć. Nie przewidział jednak, że Lucia tak szybko się uwolni i wróci co o wiele bardziej skróci jego czas na zniknięcie. Jak widać nie miał tak dobrych stosunków ze swoimi ludźmi, bo kilku z nich od razu do nas przyleciało i wszystko wyśpiewało. Gdyby nie to, że pracowali dla niego mogli nam się przydać, ale ten kto zdradził, zdradzi i drugi raz.

Verri ukrywał się w swoim domku, który kupił na samym początku swojego panowania. Chciałem to rozwiązać oficjalnie, dlatego zwołałem porozumienie z pozostałymi przedstawicielami rodzin i zacząłem przedstawiać im to czego się dowiedziałem.

- Co w takim razie planujesz? – zapytał Stefano Jr. Bianci który był z nich wszystkich najmłodszy. Jako jedyny nie zaprzeczał, że Verri nie mógł niczego takiego zrobić nawet wtedy, kiedy przedstawiłem im dowody.

Porozumienie miało na celu zapewnienie bezpieczeństwa wszystkim rodzinom a tym samym zakaz wzajemnego zabijania się jednak to oni jako pierwsi złamali ten pakt. Niektórzy z nich może nie zdawali sobie z tego co zrobili ich ojcowie, ale może to i dobrze, bo tak wyniknęłoby więcej problemów a teraz ich nie potrzebowaliśmy.

- Zabić go. – powiedziałem pewnie. – Nie mam zamiaru go oszczędzać, skoro sam wydał na siebie wyrok śmierci.

- Sam chcesz to zrobić? – tym razem zabrał głos Borratte który rzadko kiedy to robił. Po nieoczekiwanej (jak dla kogo) śmierci ojca przejął jego interesy prowadząc je bezlitośnie. Błysk w jego oku mówił mi więcej niż słowa i uświadamiał, że on się nie patyczkuje ze swoimi wrogami. Miał w sobie coś z sadysty, ale dopóki nie wchodził z butami na nasz teren nie miałem zamiaru nic z tym robić

- Głowa rodziny to zrobi. – odparłem patrząc wprost na niego.

- Możemy na to popatrzeć? Chciałbym zobaczyć do czego kobieta jest zdolna. To będzie jej inicjacja a zarazem pokaz sił. – pokiwał głową dając mi szansę na pokazanie jak silna jest rodzina. Nie wiem jakie motywy nim kierowały i czego będzie żądał w przyszłości jednak teraz Laura miała okazje pokazać czego nauczyła się przez te wszystkie lata.

- Na pewno się ucieszy. – uśmiechnąłem się i włożyłem w niego wszystkie mroczne i czarne myśli, które przychodziły mi do głowy.

- W takim razie jestem za. – zapewnił.

- Ja też. – powiedział tuż za nim Bianci.

Kilka osób niechętnie się zgodziło co wcale mnie nie dziwiło. Właśnie wydawali wyrok śmierci na człowieka, który pomógł ich rodzicom wymordować całą rodzinę Agostii ale gdyby któryś z nich zaoponował musiałby się wytłumaczyć. Nie wiem, czy wiedzieli co zrobili ich ojcowie czy nie, ale dla mnie nie miało to znaczenia.

- W piątek wam pasuje? – zapytałem chcąc dopiąć wszystko na ostatni guzik dając sobie tym samym czas na znalezienie tego gnoja.

- Będziemy. – zapewnił Borratte podnosząc się z miejsca. – Daj znać, gdzie i o której.

Całe towarzystwo zaczęło się zbierać więc mogłem zająć się w pełni Verrim. Miałem trzy dni na wejście do jego domu, wytarganie go z niego i poczekaniu aż Laura będzie gotowa na swoją zemstę. Jak dla mnie całkiem prosty plan, który miałem zamiar od razu zacząć realizować.

Ludzie byli gotowi na każdy mój rozkaz, ale to ja chciałem tam być. Chciałem, żeby wiedział kto będzie jego katem. Chciałem, żeby czuł to samo co cała rodzina Agosti. Przyszedł czas na zemstę i Laura będzie tą która wykona wyrok.

#1.Siostry Agosti. LauraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz