Rozdział 55

493 86 7
                                    


2/3


Kiedy wróciła do salonu, Victoria już w nim siedziała i panna Woodland zrozumiała, że siostra specjalnie zostawiła ją samą, bo Cassie wcale nie spała, a radośnie gaworzyła w ramionach matki.

— Zostawiłaś nas samych — oznajmiła i usiadła tuż obok niej.

Księżna Graftona popatrzyła na nią i nawet nie próbowała udawać, że była skruszona tym, że została przyłapana na małym kłamstku.

— Uznałam, że lepiej będzie dla was, jeśli po prostu porozmawiacie... Och, Marcus dał ci pierścionek — zawołała nagle, gdy ujrzała prezent od narzeczonego.

— Tak, jak widać — odpowiedziała dość niechętnie i podała dłoń Victorii. — Nie było to najromantyczniejsze wydarzenie w moim życiu, ale chyba nie ma już na to miejsca.

—Jesteście zaręczeni od trzech dni, więc sądzę, że na romantyczność będzie jeszcze miejsce.

— Może — zgodziła się z nią w końcu i wzruszyła ramionami, bo nic innego jej nie pozostało. — Dostaliśmy zaproszenie do niego na obiad. Ale ojciec jak zawsze postanowił nic nam nie mówić.

— Pójdę z nim porozmawiać — odparła starsza siostra i wstała, ale Whitney ją zatrzymała.

— Nie, proszę. Później ja to zrobię, ale na razie chcę się tobą nacieszyć.

Księżna kiwnęła głową i w końcu skupiły się na czymś innym, niż na rozmowie.

***

Suknia, którą wybrała na proszony obiad u markiza Anglesey'a miała przede wszystkim sprawić, by poczuła się trochę lepiej. Od wczoraj złapała dziwny nastrój i nie była pewna, czy bardziej była niespokojna, smutna, a może trochę też podekscytowana nie wiadomo czym. Nie wiedziała, co się z nią działo, dlatego wybór, jaki padł na kreację był dla niej czymś więcej, niż chęcią przypodobania się gościom. Pragnęła złapać równowagę.

Pokojówka upięła jej lśniące włosy w proste i wygodne upięcie, co paradoksalnie sprawiło, że dziwny ucisk w piersi trochę zelżał. Wyglądała naprawdę ładnie, więc prócz pierścionka zaręczynowego, który błyszczał prowokująco w jej stronę, nie zakładała już innej biżuterii.

— Pięknie wyglądasz — powiedziała Victoria, która specjalnie przyjechała wcześniej, żeby mogli razem pojechać.

Bo okazało się, że wczoraj, późnym południem Graftonowie również dostali zaproszenie na obiad.

Victoria zgodziła się tylko ze względu na nią, za co była jej wdzięczna i doceniała to, bo doskonale wiedziała, że siostra sporo poświęcała właśnie dla niej. Ostatnie bale przecież spędzała z dala od córeczki, co niewątpliwie sprawiało sporo trudności dla mamy i dziecka.

Panna Woodland poczuła się jak utrapienie, które nieustannie zaprzątało czas innych ludzi. Wiedziała co prawda, że Tory nie była jedyną młodą matką, która oddawała swoje dziecko pod opiekę mamki, to i tak wiedziała, że robiła to przez nią.

Dobry nastrój nagle prysł, co nie uszło uwadze księżnej.

— Dobrze się czujesz? Nagle zbladłaś — zauważyła Tory, na co dziewczyna uśmiechnęła się szeroko, żeby szybko odgonić niepotrzebne czarne myśli.

— Wszystko w porządku.

Zerknęła na Ashera, który patrzył na nią z uwagą i była pewna, że doskonale odgadł jej myśli, ale przecież to nie było możliwe. Wszystko, co myślał, zapewne dotyczyło tego, w co się wplątała i jak to wpłynie na jego małżeństwo. Przecież nie chciał kłótni z żoną, którą kochał, a z którą nie tak dawno miał problemy.

Znajdziesz mnie o północy✓ [Blizny#2]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz